Spinka. Katarzyna Kacprzak

Читать онлайн.
Название Spinka
Автор произведения Katarzyna Kacprzak
Жанр Зарубежные детективы
Серия
Издательство Зарубежные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788363842864



Скачать книгу

się pan właściwie zajmuje w firmie?

      – Jak już mówiłem, jestem dyrektorem wykonawczym, a poza tym dyrektorem departamentu finansów. Jestem także głównym księgowym. Czyli w skrócie: odpowiadam za finanse spółki.

      – Czy samodzielnie odpowiada pan za finanse firmy? – zaczął drążyć Jasiński, którego kwestie finansowe zaintrygowały, a nie miał o nich zupełnie pojęcia. Gdyby bowiem okazało się, że dyrektor wykonawczy, a zarazem główny księgowy, samodzielnie kontroluje księgi rachunkowe, miałby duże pole do nadużyć, a w przypadku wykrycia jakichkolwiek nieprawidłowości przez prezesa, mógłby mieć wiele do stracenia. Jasiński postanowił, że niezależnie do odpowiedzi, jaką uzyska od Wesela, skonsultuje się z kimś, kto ma szerszą wiedzę na ten temat. Może Daria coś mu wygrzebie w Internecie? Nie, to jednak nie był dobry pomysł. To mogłoby ujawnić braki w jego wykształceniu, a do tego przecież nie mógł dopuścić. Zaangażuje do tego zadania kogoś spoza komendy, może jakichś praktykantów z Wydziału Prawa. Uniwersytet podsyła im czasem studentów na praktyki. Aspirant uśmiechnął się pod wąsem do własnego pomysłu i zanotował coś pośpiesznie w swoim tajnym kajecie, który zawsze miał przy sobie, prowadząc śledztwo. Po chwili postanowił jeszcze dopytać:

      – Czy ktoś kontroluje pana pracę?

      – Oczywiście, wszystko w naszej spółce podlega stosownej kontroli, regulują to przepisy prawa.

      – Rozumiem, ale kto konkretnie sprawdza, czy finanse się zgadzają?

      – Jeśli chodzi o księgi rachunkowe, a konkretnie sprawozdania finansowe takich spółek jak nasza, są co roku weryfikowane przez niezależnych biegłych rewidentów. Poza tym mamy jeszcze w firmie audyt wewnętrzny, który bada różne obszary, w tym finanse. No i oczywiście moją pracę nadzoruje prezes, jako mój przełożony.

      – Jasne, prezes. Oczywiście, że prezes. A co właściwie pan wie o prezesie Kamiennym? O jego życiu prywatnym?

      – Niewiele.

      – Niewiele? – zdziwił się policjant. – Ale może pan coś powiedzieć o nim jako człowieku?

      – To dobry fachowiec, profesjonalista. Wspaniale się z nim pracuje, to znaczy powinienem powiedzieć: pracowało.

      – No tak, a poza pracą?

      – Poza pracą to ja nic nie wiem. I uważam, że tak właśnie powinno być. Nie interesuje mnie życie osobiste moich współpracowników, a tym bardziej przełożonych. Ich też nie powinno interesować moje, to jest praca – podkreślił z naciskiem Wojciech. – Czemu pan o to wszystko pyta?

      – Mnie wiele rzeczy interesuje. Nigdy nie wiadomo, co może okazać się pomocne dla śledztwa – odparł beznamiętnie aspirant. – Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy długo pan znał Wiktora Kamiennego?

      – Znamy się, odkąd pracuję w firmie.

      – Aha, jeszcze jedno – aspirant zwrócił się do niego, lekko ściszając głos. – Pan znalazł ciało?

      – Tak, ja. Ja i kolega Gałązka.

      – Czy ktoś jeszcze wchodził do pokoju, w którym znaleziono denata?

      – Tylko Monika, sekretarka. Ale zaraz koleżanki wyprowadziły ją na zewnątrz. Bardzo się zdenerwowała – wyjaśnił Wojciech.

      – Czy zauważyliście panowie coś szczególnego?

      – Ma pan na myśli te zasinienia na szyi – zreflektował się Wojciech. – My widzieliśmy, ale Monika chyba nie. Oczywiście nikomu o tym nie mówiliśmy – zaznaczył.

      – I niech tak zostanie – zakończył rozmowę policjant.

      ROZDZIAŁ 8

      Młodsza aspirant Daria Tałaj siedziała przy służbowym komputerze w swoim pokoiku na komendzie. Pomieszczenie było urządzone nad wyraz skromnie, co wynikało głównie z marnego budżetu, jaki Komenda Rejonowa w Legionowie przeznaczała na tę placówkę. Umeblowanie składało się z dwóch biurek, trzech szaf i kilku krzeseł, każde z innej parafii. Ściany zostały pomalowane przez policjantów w czynie społecznym przed kilkoma miesiącami, jednak widać już było na nich odrapane ślady od oparć krzeseł zbyt gwałtownie odsuwanych od biurek. Wszędzie walały się stosy dokumentów luzem i w papierowych teczkach. Cóż, warunki lokalowe nie były najlepsze. Zadzwonił telefon. Daria ogarnęła wzrokiem całe to pobojowisko, odnalazła na biurku aparat. Chciała odebrać, ale słuchawka zahaczyła o stos nieprzejrzanych jeszcze akt, rozsypując je po całym blacie i podłodze. W powietrzu od razu zawirowały drobinki kurzu.

      – Apsik! – kichnęła dziewczyna.

      Daria była młodą, świeżo upieczoną adeptką Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie, od niedawna zatrudnioną w Komendzie Rejonowej Policji w Legionowie. Miała pracować razem z Jasińskim. Aspirant jej nie lubił. Trudno powiedzieć, co mu bardziej w dziewczynie przeszkadzało: to, że była młoda czy to, że była kobietą. W każdym razie połączenie obu tych cech nie mogło wróżyć zdaniem policjanta nic dobrego. Szkopuł polegał jednak na tym, że dziewczyna była wnuczką dawnego pułkownika Milicji Obywatelskiej (dziś miałby stopień inspektora) Mielczarka, któremu Jasiński wiele zawdzięczał, a który zwrócił się do niego osobiście z prośbą o opiekę i wprowadzenie wnuczki w arkana sztuki policyjnej. Niegdyś to właśnie Mielczarek, wówczas jeszcze podporucznik Mielczarek, wziął młodego Janusza Jasińskiego, wtedy kaprala MO, pod swoje skrzydła. Aspirant nie mógł więc teraz odmówić prośbie pułkownika. Cała ta historia jednak nie zmieniała postawy komisarza wobec kobiet w ogóle, a kobiet w służbie mundurowej w szczególności. Cóż jednak było robić – służba nie drużba, a wdzięczność pozostała wdzięcznością i komisarz z bólem serca musiał się Darią zaopiekować. I tak od kilku już miesięcy Jasiński i Daria pracowali razem, tworząc dość osobliwy duet.

      Jasiński jak zwykle się spóźniał. A obiecał jej opowiedzieć o nowej sprawie, przy której miała mu pomagać.

      W końcu przyszedł.

      – A co to za bajzel? – zareagował od razu poirytowanym głosem.

      Dziewczyna zignorowała tę uwagę i spokojnie przykucnęła obok biurka, zbierając rozsypane dokumenty. Tymczasem Jasiński rozparł się w swoim fotelu, założył ręce na brzuchu i pokiwał głową.

      – Kawy bym się napił.

      Cisza. Nie da się podpuścić.

      – Może byś tak zrobiła kawy? Dla… nas?

      Już lepiej, pomyślała, ale jeszcze nie zrywała się do czajnika. Jest przecież pełnoprawną policjantką, a nie sekretarką. Wytrzymaj, powtarzała sobie.

      – To zrób nam proszę kawy, a ja zaraz opowiem ci, nad tym teraz będziemy pracować – powiedział w końcu dobrodusznie aspirant, a Daria wstała i pstryknęła czajnikiem na wodę.

      Kiedy już podała szefowi kubek z parującym napojem – tak, jak lubił, zalewajkę z fusami – aspirant szybko zrelacjonował wydarzenia w Serocku.

      – Czyli na razie przesłuchałeś tylko dwóch, tak?

      – Takich trzech, jak tych dwóch… – zaczął policjant, ale jakoś się zaplątał. Daria nie poprawiała go, wiedziała, że tego nie lubi, poza tym i tak nie zapamiętałby do następnego razu. Szkoda było się podkładać. Wysłuchała więc w ciszy relacji z oględzin miejsca potencjalnej zbrodni oraz pierwszych zeznań świadków.

      – Jacy oni są? – zainteresowała się. Nie znała osobiście nikogo z wielkiej międzynarodowej firmy, ale czytała o korpoludkach z Mordoru. Ciekawa była, jak to jest pracować w globalnej korporacji. To była dla niej nieznana