Название | Krzyżacy |
---|---|
Автор произведения | Генрик Сенкевич |
Жанр | Зарубежная классика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная классика |
Год выпуска | 0 |
isbn |
Jagienka, przysiadłszy na kłodzie obok Maćka, słuchała z otwartymi ustami tego opowiadania kręcąc głową, jakby ją miała na śrubkach, to w stronę Maćka, to w stronę Zbyszka, i spoglądając na młodego rycerza z coraz większym podziwem. Wreszcie, gdy Maćko skończył, westchnęła i rzekła:
– Bogdaj826 się to chłopakiem urodzić!
Lecz Zbyszko, który przez czas opowiadania przyglądał się jej również bacznie, myślał w tej chwili widocznie o czym innym, gdyż niespodzianie rzekł:
– Ale też z was kraśna827 dziewka!
Jagienka zaś odrzekła, na wpół z niechęcią, a na wpół ze smutkiem:
– Widzieliście wy kraśniejsze ode mnie.
Zbyszko jednak mógł bez kłamstwa odpowiedzieć jej, że wiele takich nie widział, gdyż od Jagienki bił po prostu blask zdrowia, młodości i siły. Stary opat nie próżno mawiał o niej, że wygląda jak na wpół kalina828, wpół sosenka. Wszystko w niej było piękne: i wysmukła postawa, i szerokie ramiona, i piersi jak ze skały wykute, i czerwone usta, i modre oczki bystro patrzące. Była też przybrana staranniej niż poprzednio w lesie na łowach. Na szyi miała kraśne829 paciorki, kożuszek otwarty na przodzie, kryty zielonym suknem, spódnicę z samodziału830 w prążki i nowe buty. Nawet stary Maćko zauważył ten piękny strój i popatrzywszy na nią przez chwilę, zapytał:
– A czemuś to się tak przybrała, jako na odpust?
Lecz ona, zamiast odpowiedzieć, poczęła wołać:
– Idą wozy, idą!…
Jakoż, gdy wozy zajechały, skoczyła ku nim, a za nią poszedł Zbyszko. Wyładowanie trwało aż do zachodu słońca, ku wielkiemu zadowoleniu Maćka, który każdą rzecz z osobna oglądał i za każdą wysławiał Jagienkę. Mrok też już zapadał zupełny, gdy dziewczyna poczęła się zabierać do domu. Przy wsiadaniu na koń Zbyszko chwycił ją nagle wpół i nim zdążyła słowo wymówić, podniósł ją w górę i posadził na kulbakę831. Wówczas zarumieniła się jak zorza i zwróciwszy ku niemu twarz, rzekła przytłumionym nieco głosem;
– Mocarny z was pachołek…
On zaś, nie dojrzawszy jej rumieńców i zmieszania z powodu ciemności, roześmiał się i zapytał:
– A nie boicie się zwierza?… już zaraz noc!
– Jest na wozie oszczep… podajcie mi go.
Zbyszko poszedł do wozu, wyjął oszczep i wręczył go Jagience:
– Bądźcie zdrowi!
– Bądźcie zdrowi!
– Bóg wam zapłać! Przyjadę jutro alibo pojutrze do Zgorzelic pokłonić się Zychowi i wam za somsiedzką832 uczynność.
– Przyjeżdżajcie! Radzi będziem! Wiśta!
I ruszywszy koniem, znikła po chwili w przydrożnych krzach833.
Zbyszko wrócił do stryja.
– Czas wam do izby wracać.
Lecz Maćko odrzekł, nie ruszając się z kłody:
– Hej! co za dziewczyna! Aże podwórze od niej pojaśniało!
– Bo pewnie!
Nastała chwila milczenia. Maćko zdawał się o czymś rozmyślać, patrząc w ukazujące się gwiazdy, po czym znów rzekł jakby sam do siebie:
– I przyszczypne834 to, i gospodarne, choć nie ma więcej nad piętnaście roków835…
– Ano! – rzekł Zbyszko – stary Zych miłuje ją też jak oko w głowie.
– I mówił, że Moczydoły za nią pójdą, a tam jest w łęgach836 stadko świerzop837 ze źrebięty.
– W borach moczydłowskich ponoś okrutne bagna?…
– Ale żeremia838 bobrowe w nich są.
I znów nastało milczenie. Maćko spoglądał czas jakiś z ukosa na Zbyszka, a wreszcie spytał:
– Cóżeś się tak zapamiętał839? O czym rozmyślasz?
– Bo… widzicie… po Jagience tak mi się Danuśka przypomniała, aże mnie coś w sercu zabolało.
– Chodźmy do izby – rzekł na to stary. – Późno już.
I wstawszy z trudem, wsparł się na Zbyszku, który odprowadził go do komory.
Zbyszko pojechał jednak zaraz nazajutrz do Zgorzelic, albowiem Maćko bardzo o to przynaglał. Wymógł również na bratanku, by wziął z sobą dla okazałości dwóch pachołków i przybrał się jak najpiękniej, aby w ten sposób cześć Zychowi wyrządzić i należytą wdzięczność mu okazać. Zbyszko ustąpił i pojechał wystrojony jak na wesele w tę samą zdobyczną jakę840 z białego atłasu841, obszytą złotą frędzlą i zahaftowaną w złote gryfy. Zych przyjął go z otwartymi ramionami, radością i ze śpiewaniem, Jagienka zaś, wszedłszy na próg izby, stanęła jak wryta i omal nie upuściła łagiewki842 z winem na widok młodziana, myślała bowiem, że królewicz jaki przyjechał. Straciła też od razu śmiałość i siedziała w milczeniu, przecierając tylko kiedy niekiedy oczy, jak gdyby się chciała ze snu obudzić. Zbyszko, któremu brakło doświadczenia, myślał, że z niewiadomych mu przyczyn nierada go widzi, rozmawiał więc tylko z Zychem, sławiąc jego sąsiedzką hojność i podziwiając dwór zgorzelicki, który rzeczywiście w niczym nie był do bogdanieckiego podobny.
Wszędzie znać tu było dostatek i zasobność. W izbach były okna z szybami z rogu, zestruganego cienko i tak wygładzonego, że był prawie jak szkło przeźroczysty. Nie było ognisk na środku izb, tylko wielkie kominy z okapami po rogach. Podłoga była z modrzewiowych desek czysto umytych, na ścianach zbroje i mnóstwo mis błyszczących jak słońca oraz pięknie wyciętych łyżników843, z szeregami łyżek, z których dwie były ze srebra. Gdzieniegdzie wisiały też makatki, złupione w wojnach lub nabyte od wędrownych kupców. Pod stołami leżały olbrzymie płowe844 skóry turze845, a takoż żubrze i dzicze. Zych z chęcią pokazywał swoje bogactwa, mówiąc co chwila, że to Jagienkowe gospodarowanie. Zaprowadził także Zbyszka do alkierza
825
826
827
828
829
830
831
832
833
834
835
836
837
838
839
840
841
842
843
844
845