Название | Australczyk |
---|---|
Автор произведения | Eliza Orzeszkowa |
Жанр | Зарубежная классика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная классика |
Год выпуска | 0 |
isbn |
– Jakto: grzybem? – uśmiechając się zapytał Roman.
– Ot, takim, jakimi naprzykład my jesteśmy… takim sobie, co tu robić, lichym grzybem, siedzącym wiecznie na tem miejscu, na którem Bóg go posiał… Ty, co tu robić, lecisz sobie jak liść od drzewa oderwany, wolny, lekki… to daleko przyjemniej i ładniej…
Stanął, wpatrzył się w jakiś punkt trochę oddalony i zawołał:
– Iruś, Iruś! a chodź-no tu, kotku, gościa naszego powitaj… widzisz! przyjechał!
Do Romana się zwrócił:
– Bo to, widzisz, kotku, oni także… Stefan, Irenka, wątpili, abyś naprawdę przyjechał. Po coby miał przyjeżdżać? mówią, interesu przecież nie ma tu żadnego, a i tak, co tu robić, czeka go podróż ogromna… Iruś! a cóż bo tam pomiędzy tem zielskiem tak marudzisz! Chodźże prędzej przywitać się z krewnym!
Przed ogrodzeniem i bramą dziedzińca, w obszernym ogrodzie warzywnym, rozdzielonym od drogi nizkim płotkiem, Roman zobaczył kobietę, której, idąc obok stryja, przedtem nie dostrzegł. Z pomiędzy kilku rosnących gromadą słoneczników weszła na ścieżkę, wydeptaną pomiędzy rzędami warzyw zielonych, amarantowych, brunatnych, i naglona wołaniem starego szła coraz prędzej ku bramce w nizkim płotku; wysmukła i prosta, ale z głową pochyloną, w sukni jasnej i z koszem w ręku tak napełnionym, że liście zielone, amarantowe, brunatne, zdawały się wylewać zeń przez brzegi.
Doprawdy? to ona! ona! ta sama Irenka, to samo dziewczę, niegdyś takie miłe i – kochane! Urosła…. tak, wyższą jest, niż była wówczas i kosy na plecach już niema. Czarna, jak heban i lśniąca, jak jedwab, zwiniętą jest teraz z tyłu jej głowy pochylonej, którą, stanąwszy przed dwoma oczekującymi na nią śród drogi mężczyznami, zwolna podnosi. W jednem ręku trzymając kosz, wylewający przez brzegi liście lśniące i pachnące, drugą podała gościowi, i rumieniec oblał jej twarz od brzegu czarnych włosów do opasującego szyję kołnierzyka sukni perkalowej, w błękitne i białe kratki. Przez jedno mgnienie oka Roman widział jej szare źrenice tkwiące w jego twarzy i miał w dłoni rękę, którą wnet cofnęła, poczem znowu ku ogrodowi odeszła.
Stary Darnowski śmiał się.
– Języka w gębie zapomniała dziewczyna, jak Boga kocham, co tu robić, kawalera światowego i dygnitarza takiego zobaczywszy, języka w gębie zapomniała… jak trusia dygnęła i uciekła… A! cóż to dziwnego? My tu nie codzień, co tu robić, nie codzień, takich, jak ty, ludzi widujemy…
– Żartujesz, stryju – odrzekł Roman i po chwili z niejakiem wahaniem dodał:
– Mówiła mi baronowa Lamoni, że Irenka jest zawsze w Darnówce… dziwiłem się…
– Czemuś się dziwił, kotku?
– Że… że dotąd zamąż nie poszła!
Stary wybuchnął swoim raźnym i dobrodusznym śmiechem.
– Zamąż? a za kogóż, kotku, wyjśćby miała? Za koguta chyba? cha, cha, cha! co tu robić? Chyba za koguta! Bo tu nikt nie żeni się i nie wychodzi zamąż!
– Dlaczego, stryju?
Zdziwiło go to pytanie bardzo.
– Nie wiesz? Co tu robić! A no, to się dowiesz, gdy trochę tu pobędziesz!
Spoważniał, śmiać się przestał.
– Ale to nic nie szkodzi, kotku! Jeżeli rodziny nie zawiązują się w jednem miejscu świata, za to w innem mnóstwo ich zawiązywać się musi; ludzkości przez to nie ubędzie i dla ogólnej jej ekonomiki to, co tu robić, wszystko jedno.
Teraz Romanowi śmiać się chciało. Rozumowanie było istotnie dość szczególnem!
– Ależ, kochany stryju, rozumowanie to wcale pocieszać nie może, że takie wdzięki i zalety jak kuzynki Ireny…
– Jakie tam wdzięki! bardzoś łaskaw! – przerwał Darnowski. Bardzoś łaskaw, bo pewnie tam na świecie szerokim spotykałeś mnóstwo piękności, do których nasza Irusia, co tu robić, ani się umywała! Co zaś do zalet, to są, kotku, zalety, z przeproszeniem twojem, głupie! Bo gdyby to miało posag, ale gdy się jest bez posagu, to, co tu robić, trzeba być i bez przesądów, a także mieć wolę i inicjatywę. Ona zaś jest przesądną, a woli i inicjatywy za grosz niema. Przecież mogłaby wyprawić się w świat po los i męża! Guwernantki trzymałem do niej, na pensji była, tak samo wychowana, jak wszystkie, niczego jej nie brak i okazję miała… co tu robić… okazję śliczną… baronowej podobała się bardzo, chciała ją z sobą wziąć, pensję dużą dawała, na wielki świat wprowadzić obiecywała…
– Wiem o tem – wtrącił Roman.
– Aha! wiesz? mówiła ci o tem Lamonjowa? A no, widzisz, kotku, widzisz sam, czy nie dziwactwo? czy nie brak zupełny woli i inicjatywy? Nie chciała, co tu robić, nie chciała! Choć ty jej kołki na głowie strugaj… Kobieta jak miljon, cała ze złota, mówi do niej: „w świat cię wprowadzę, stroić będę, zamąż wydam!” A ona jak czeczotka: cha, cha, cha! chi, chi, chi! śmieje się i powtarza swoje: nie, nie, nie! nie, nie, nie! No powiedz sam, kotku, jak to świadczy o niej? czego to dowodzi?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.
1
Skończywszy. [przypis redakcyjny]