Название | Stracone złudzenia |
---|---|
Автор произведения | Оноре де Бальзак |
Жанр | Зарубежная классика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная классика |
Год выпуска | 0 |
isbn |
– Chciałabym bardzo poznać wierszyki, które doprowadziły Nais do zguby – rzekła Zefiryna – ale po sposobie, w jaki przyjęła prośbę Amelii, nie ma, zdaje się, ochoty uczęstować nas próbką.
– Winna jest samej sobie, aby kazać mu coś zadeklamować swojego – odparł Francis – geniusz bowiem tego jegomościa stanowi jej usprawiedliwienie.
– Pan, który byłeś w dyplomacji, uzyskaj to dla nas – rzekła Amelia do pana du Châtelet.
– Nic łatwiejszego – odparł baron.
Dawny sekretarz do poszczególnych poruczeń, przyzwyczajony do tych drobnych sztuczek, podszedł do biskupa i zręcznie wysunął go naprzód. Zagadnięta przez duchowną osobę, Nais zmuszona była poprosić Lucjana o jakiś utwór, który umie na pamięć. Szybki triumf barona w tej negocjacji zyskał mu powłóczyste spojrzenie Amelii.
– Stanowczo, ten baron jest bardzo sprytny – rzekła do Loloty.
Lolota pamiętała słodko-kwaśne uwagi Amelii o kobietach, które same robią suknie.
– Odkądże to uznajesz baronów Cesarstwa? – odparła z uśmiechem.
Lucjan próbował przebóstwić swoją ukochaną w odzie, którą poświęcił jej pod tytułem wynalezionym przez wszystkich młodych ludzi na wyjściu z kolegium. Oda ta, pieszczona z takim umiłowaniem, upiększona całą miłością, jaką odczuwał w sercu, wydała mu się jedynym dziełem zdolnym walczyć z poezją Chéniera. Rzucił spojrzenie dość zdobywcze w stronę pani de Bargeton, wymawiając tytuł: Do Niej! Następnie upozował się dumnie dla wygłoszenia tego ambitnego utworu, bowiem jego autorska miłość własna czuła się pewniejsza za spódniczką pani de Bargeton. W tej chwili Nais pozwoliła oczom kobiet podchwycić swój sekret. Mimo iż przyzwyczajona górować nad tym światem całą wysokością inteligencji, nie mogła się powstrzymać, aby nie drżeć za Lucjana. Zachowanie jej było niepewne, spojrzenia prosiły niejako o pobłażanie; następnie zmuszona była trwać z oczyma spuszczonymi i ukrywać zadowolenie, w miarę jak rozwijały się następujące strofy:
Z promiennych blasków fali lazurowej,
Kędy aniołów smętnych brać skrzydlata
Powtarza szeptem u tronu Jehowy
Skargi wszechświata,
Często cherubin, dziecię sfer podniebne,
Gasząc blask złoty, co mu stroi ciemię,
Zbywszy w błękitach piór okiście199 srebrne,
Schodzi na ziemię.
Śpieszy, gdzie czoła w zadumie się kłonią,
Geniusza w pętach pokrzepia zawody
I starca smutki koi miękką dłonią
Dzieweczki młodej.
Zbiera łzy żalu posępnych zbrodniarzy,
Matce strapionej szepce: „Miej otuchę!”
Z radosnym sercem na swej szali waży
Miłość i skruchę.
Jeden z tych posłów wśród nas tutaj bawi,
Litośnie dzieląc ziemskie nasze losy,
I patrzy okiem, co we łzach się pławi,
W jasne niebiosy.
Nie czoła jego zaduma wpółsenna
Boskości jego sekret mi zdradziła,
Ni głosu słodycz, ani ta płomienna
Ócz200 jego siła;
Lecz gdy niebacznie biedne serce moje
Na tyle czarów dłoń ściągnęło drżącą,
Spotkało straszną archanioła zbroję,
Chłodną i lśniącą…
Naucz mnie, naucz, cudny serafinie,
Magicznej pieśni ziemi, nieb i morza,
Ma jaźń niech z tobą na wieki popłynie
W modre przestworza!
Niech zespolone bratnie nasze duchy
Pośród szaleństwa nadobłocznej jazdy
Sieją ku ziemi marzeń swych okruchy,
Niknące gwiazdy…
– Czy rozumie pan tę szaradę? – rzekła Amelia do pana du Châtelet, zwracając się doń spojrzeniem pełnym zalotności.
– Phi! To wiersze, jakie fabrykowaliśmy mniej lub więcej wszyscy na wyjściu z kolegium – odparł baron z miną znudzoną, trzymając się w roli sędziego, któremu nic nie imponuje. – Dawniej błądziliśmy w mgłach osjanicznych: Malwiny, Fingale201, mgliste zjawiska, rycerze którzy wstawali z grobów z gwiazdami płonącymi nad czołem. Dzisiaj tę poetycką tandetę zastąpił Jehowa, sfery, anioły, pióra serafinów, cała rajska garderoba odświeżona i połatana za pomocą słów takich jak „nieskończoność”, „bezmiar”, „samotność”, „jaźń”. Mamy jeziora, słowa boże, rodzaj uchrystianizowanego panteizmu, wzbogaconego rymem rzadkim, a mozolnie szukanym, jak „szmaragd” i „katarakt”, „kirys” i „Irys” etc. Słowem, zmieniliśmy szerokość geograficzną: zamiast bawić na Północy, jesteśmy na Wschodzie, ale ciemności zostały równie gęste.
– Jeśli oda jest ciemna – rzekła Zefiryna – oświadczyny wydają mi się bardzo jasne.
– A zbroja archanioła jest suknią z muślinu bardzo lekką – rzekł Franio.
Mimo iż grzeczność wymagała ostentacyjnego wyrażenia zachwytów nad odą ze względu na panią de Bargeton, kobiety, wściekłe, iż nie mają na służbach poety, który by je nazywał aniołami, podniosły się jakby znudzone, szepcąc tonem lodowatym: „bardzo ładne, śliczne, doskonałe”.
– Jeśli mnie kochasz, nie będziesz komplementował ani autora, ani jego anielicy – rzekła do swego drogiego Adriana Lolota tonem despotycznym, którego nie ważył się nie usłuchać.
– Ostatecznie, to tylko frazesy – rzekła Zefiryna do Frania – miłość zaś jest to poezja w czynie.
– Wiesz, Zizynko, miałem na myśli zupełnie to samo, ale nie byłbym umiał tak ładnie tego wyrazić – odparł Stanisław, muskając się od stóp do głowy pieszczotliwym spojrzeniem.
– Nie wiem, co bym dała – rzekła Amelia do pana Châtelet – aby doczekać upokorzenia dumy Nais, która każe sobie świadczyć od archaniołów, jak gdyby była czymś lepszym od nas i zmusza nas do pospolitowania się z synem aptekarza i akuszerki, którego siostra jest gryzetką202, a który sam pracuje u drukarza.
– Wstępuje w ślady ojca, to bowiem, czym nas uczęstował, to istne ziółka – rzekł Stanisław, przybierając jedną ze swoich póz najbardziej wyzywających. – Dobre są czasem ziółka, ale ostatecznie wolałbym już co innego.
W jednej chwili całe towarzystwo jak gdyby się zmówiło, aby upokorzyć Lucjana jakimś słówkiem arystokratycznej ironii. Nabożna Lili dopatrywała się sposobności do chrześcijańskiego uczynku, mówiąc, iż czas oświecić Nais, bliską popełnienia szaleństwa. Franio, dyplomata, podjął się przeprowadzić głupi spisek, którym wszystkie te małe dusze zainteresowały się jak rozwiązaniem dramatu i w którym
199
200
201
202