Название | Strzemieńczyk, tom drugi |
---|---|
Автор произведения | Józef Ignacy Kraszewski |
Жанр | Зарубежная классика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная классика |
Год выпуска | 0 |
isbn |
Z twarzy wchodzącego poważnie zachmurzonej, wyczytała królowa myśl Zbigniewa…
Przy niej obok stał trzynastoletni Kaźmirz, zamyślony nad wiek swój i nie wesół, któremu Sonka rozkazała rękę biskupa ucałować…
– Oto przyszły król czeski! – odezwała się wprost, unikając długich tłumaczeń i wiedząc, że Oleśnicki był uprzedzonym…
– Bogdajby nim był!! – westchnął biskup – lecz niczem wybór jeszcze… niczem nawet koronacya, potrzeba się orężem dobijać panowania, a my…
– Mamy – przerwała królowa – cały gotowy zastęp kilkunastotysięczny, który pójdzie z nim – wskazała na syna – do Pragi, na pole boju… i wywalczy mu koronę…
Mamy – powtórzyła – dowódzców, ludzi… i pieniądze… wszystko!!
Biskup stał, wcale nie zdając się tem przekonany…
– Wojna z Albrechtem nie będzie łatwą – rzekł – ani krótką. Nie da on nam spokoju…
– W Węgrzech będzie zajęty – szybko dodała królowa – Turcy mu tam grożą, bronić się musi…
– A my z jego wojny z nieprzyjacielem chrześcijaństwa korzystać będziemy? – spytał biskup. – Cóż na to powie cesarz i Paleolog, i państwa chrześcijańskie?
– Wszakże nam tę koronę przynoszą, nie szliśmy po nią – poczęła królowa coraz żywiej.
Biskup spojrzał i wejrzenie to rumieniec wstydu wywołało na twarz królowej, bo wiedziała, że Zbigniew starań jej i zabiegów się domyślał, był ich pewny…
Zwolna Sonka ręce złożyła przed nim.
– Opiekunie moich dzieci, dobroczyńco – szepnęła – nie odpychaj dla tego chłopca, co mu Bóg daje… Samo się to narzuca… Czechy go pragną… żądają… proszą…
Biskup nie sprzeciwiając się już, przybrał postawą człowieka, który małym się czyni, aby wielkie z siebie zrzucił brzemię.
– Nie do mnie należy rozstrzygać o tem – rzekł – jam jednym z rady, ale nie całą radą króla, niech drudzy panowie wyrokują, czy wojny chcą, bo wybór ten nic innego nie znaczy nad długą i upartą wojnę…
Dla królowej było to uspokajającem, bo choć władzę i wielką przewagę biskupa w radzie znała dobrze, lecz zawczasu już innych panów zjednać się sobie starała.
Z niewieścią umiejętnością dokazywała cudów królowa Sonka, gdy jej szło o interesa dzieci. Umiała ona jednych pozyskać obietnicami i datkami, drugich łaskawością i uśmiechem, innych zaufaniem im okazywanem…
Znaczniejsza część wojewodów i kasztelanów w Radzie zasiadających, mających u biskupa uważanie i względy, ujętą była zawczasu…
Ten sam urok pomnożenia potęgi Polski i rozszerzenia jej granic, sojuszem ścisłym z Czechami, który skłonił do zbliżenia się ku Litwie, ciągnął ku Czechom…
Zapominano w jakim stanie zawichrzenia kraj ten był oddawna…
Królowa poręczała, że sami Czesi dopomogą do uspokojenia i zjednania wszystkich Kaźmirzowi…
Miała już pozyskanych sobie i za nią gotowych przemawiać w radzie królowa, Sędziwoja Ostroroga wojewodę poznańskiego i Jana z Tęczyna sandomirskiego. Ci obiecywali jej innych nawracać…
Oporu można się było spodziewać, bo Zbigniew go swojem zdaniem wywołać musiał. Oglądano się na nie, a wielu przy nim z własnem zdaniem oświadczyć się nie śmiało.
Następne dni królowa spędziła w niepokoju, posyłając swoich na zwiady, usiłując odgadnąć usposobienia.
Jak przewidzieć było łatwo, zdania zostały podzielone… Podawano nawet w wątpliwość, czy posłowie czescy przyjadą.
Goniec po gońcu już ich oznajmywał, a jeszcze niespełna wierzono w tak śmiałe wystąpienie Czechów.
Naostatek jednego dnia w pięknym poczcie zjawili się zapowiedziani. Na czele ich Hertwig z Rusinowa, Jan z Persztynu, Bieniasz Mokrowąs…
Królowa z radości się nie posiadała… Wielu z panów dopiero przybycie Czechów i wyrażone przez nich mocne postanowienie utrzymania na tronie Kaźmirza, nawróciło. Biskup trwał w umiarkowanym oporze.
Znano jego niechęć dla zarażonych hussytyzmem Czechów, obawę, aby się herezye nie zagnieździły w Polsce…
Panowie Rady rozdzieleni w zdaniach, nie chcieli nic stanowić. Biskup nalegał, aby zwołać zjazd w nowem mieście Korczynie, i to co cały kraj w wojnę wciągnąć miało, poddać wyrokowi większości…
Zjazd został na św. Floryan naznaczony.
Dobrze wprzód, nim dzień ten nadszedł, królowa Grzegorza z Sanoka zamówiła, aby się na nim znajdował.
Znała go już zbyt dobrze, aby się po nim śmiałego wystąpienia spodziewać mogła… Spełniał jej rozkazy, nie tając tego przed nią, iż duszą nie był za temi łowami na królestwa… Ale w nim, mimo to, miała wiernego i rozumnego sługę. Patrzał, słuchał, radził i choć zimnym się wydawał, pewnym był za to.
– Wy mojej sprawy nie bierzecie do serca, ani mojej ani dzieci – mówiła przed odprawieniem go do Korczyna.
– Miłościwa pani! Na to potrzebaby, abym jasno widział, iż to, czego dziś się pragnie, jest istotnie z dobrem waszem i syna – spokojnie rzekł Grzegorz. – Jam ślepy, czy też nieudolny, ale nie widzę…
– Korona nie zdaje się wam pożądaną? – przerwała królowa.
Nie rozprawiając już z nim, bo go przekonać nie mogła, królowa zwróciła rozmowę i dała mu tylko instrukcye, co miał czynić.
– Jestem prawie pewną wygranej – rzekła – choć biskup przeciwko mnie będzie. Jeżelibym się jednak zawiodła, baczcie!! i natychmiast przybądźcie dać mi znać. Znajdę środki…
Przed Grzegorzem, choć tak ostygłym, nie taiła się z niczem Sonka. Lice jej pałało.
– Jeśli koronę odrzucą! tak jest, znajdę środki, aby jej Kaźmirz nie postradał?? Wojsko, ludzi, ochotników… Nie mogą mi zabronić popierania sprawy syna!!
Sprzeciwiać się królowej nie śmiał Grzegorz… Nazajutrz, z pewnym niesmakiem, wyruszył do Korczyna…
Zabiegi królowej, pomimo oporu Oleśnickiego i książąt mazowieckich, wezwanych na zjazd, a oprócz tego wielu umiarkowańszych i niedających się złudzić blaskiem korony, zwyciężyły ostatecznie…
Większość była za przyjęciem ofiary Czechów, a Oleśnicki oświadczywszy się ze zdaniem przeciwnem, w końcu uległ i przystał na to, co większość postanowiła…
Z tą radosną nowiną wyprzedzając wszystkich, wrócił do Krakowa Grzegorz z Sanoka i przyniósł ją rozpromienionej pani…
Zwyciężyła!! Kaźmirz więc miał włożyć koronę na skronie!!
Posłowie do Czech byli jakby wyznaczeni. Musieli nimi być ci, co z królową razem trzymali i pożądali czeskiej korony…
Sędziwój Ostroróg i Jan z Tęczyna wyruszali do Pragi…
Niespoczywająca na chwilę królowa, teraz już dniem i nocą zajmowała się zebraniem ludzi, wojska dla syna. Bez niego nie mógł ani się utrzymać, ani nawet wnijść do swojego nowego królestwa.
Co może miłość macierzyńska i pragnienie zdobycia potęgi, okazała