Krzyżacy, tom drugi. Генрик Сенкевич

Читать онлайн.
Название Krzyżacy, tom drugi
Автор произведения Генрик Сенкевич
Жанр Повести
Серия
Издательство Повести
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

stał bez przestanku176 nade mną jak kat nad dobrą duszą! A co do bitwy, jakże mi pomożesz? Nie mówię, na wojnie, bo na wojnie ludzie się kupą biją, a w spotkaniu samowtór177 jużci się nie będziesz za mnie bił. Gdyby Rotgier był tęższy178 ode mnie, nie na naszym wozie byłaby jego zbroja, jeno moja na jego. A przy tym wiedz, że mi tam z tobą będzie gorzej i że mnie na niebezpieczeństwo podać możesz.

      – Jak to, wasza miłość?

      Więc Zbyszko począł mu opowiadać to, co słyszał od Mikołaja z Długolasu, że komturowie, nie mogąc się przyznać do zamordowania de Fourcy'ego, jego oskarżyli i będą go zemstą ścigali.

      – A jeśli cię schwycą – rzekł w końcu – przecie cię im jako psom w gardle nie ostawię, przez co i sam mogę głową nałożyć179.

      Zasępił się usłyszawszy te słowa Czech, albowiem czuł w nich prawdę: jednakże usiłował jeszcze rzecz wedle swojej chęci wykręcić.

      – Toć już nie ma na świecie tych, którzy mię widzieli, bo jednych, jako mówią, stary pan ze Spychowa pobił, a Rotgiera wasza miłość.

      – Widzieli cię pachołcy, którzy się opodal za nimi wlekli, i żywie180 ów stary Krzyżak, który pewnie w Malborgu teraz siedzi, a jeśli nie siedzi, to przyjedzie, gdyż go, da Bóg, mistrz wezwie.

      Na to nie było już co odpowiedzieć, więc jechali w milczeniu aż do Spychowa. Zastali tam zupełną gotowość wojenną, gdyż stary Tolima spodziewał się, że albo Krzyżacy na gródek uderzą, albo Zbyszko, wróciwszy, poprowadzi ich na ratunek staremu panu. Straże czuwały wszędy181, na przejściach przez bagniska i w samym gródku. Chłopi byli zbrojni, że zaś nie nowina im była wojna, więc czekali na Niemców z ochotą, obiecując sobie łup znamienity. W kasztelu182 przyjął Zbyszka i de Lorchego ksiądz Kaleb i zaraz po wieczerzy183 pokazał im pergamin z pieczęcią Juranda, w którym własnoręcznie spisał ostatnią wolę rycerza ze Spychowa.

      – Dyktował ci mi ją – rzekł – tej nocy, której do Szczytna ruszył. No – i nie spodziewał się wrócić.

      – A czemuście nie mówili nic?

      – Nie mówiłem nic, bo mi pod tajemnicą spowiedzi wyznał, co chce czynić. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niech mu świeci…

      – Nie mówcie za niego pacierza. Żyw jeszcze. Wiem to ze słów Krzyżaka Rotgiera, z którym potykałem się na dworze księcia. Był między nami sąd Boży i zabiłem go.

      – Tym bardziej Jurand nie wróci… Chybaby moc Boża!…

      – Jadę z tym oto rycerzem, aby go z ich rąk wyrwać.

      – To nie znasz widać krzyżackich rąk; jać je znam, gdyż nim mnie Jurand w Spychowie przygarnął, byłem piętnaście roków184 księdzem w ich kraju. Jeden Bóg może Juranda ratować.

      – I może też nam pomóc.

      – Amen.

      Po czym rozwinął dokument i jął go czytać. Jurand zapisywał wszystkie swe ziemie i całą majętność Danusi i jej potomstwu, w razie zaś bezpotomnej śmierci tejże, jej mężowi, Zbyszkowi z Bogdańca. W końcu polecał tę swoją wolę opiece książęcej: „by zaś jeśliby co nie było wedle185 prawa, łaska książęca w prawo zmieniła”. Koniec ów dodany był dlatego, że ksiądz Kaleb znał się tylko na prawie kanonicznym186, a sam Jurand, zajęty wyłącznie wojną, tylko na rycerskim. Po odczytaniu dokumentu Zbyszkowi ksiądz odczytał go starszym187 ludziom załogi spychowskiej, którzy uznali zaraz młodego rycerza jako dziedzica i przyrzekli mu posłuszeństwo.

      Myśleli też, że Zbyszko wnet ich poprowadzi na ratunek staremu panu, i radowali się, albowiem w piersiach ich biły serca srogie i łakome na wojnę, a do Juranda przywiązane. Toteż smutek ogarnął ich wielki, gdy dowiedzieli się, że zostaną w domu i że pan z małym jeno pocztem uda się do Malborga, i nie na wojnę, lecz na skargę. Dzielił ten ich smutek Czech Głowacz, choć z drugiej strony rad był z tak znacznego pomnożenia Zbyszkowego dobra.

      – Hej! komu by była uciecha – rzekł – to staremu panu z Bogdańca! I umiałby też on tu rządzić! Co tam Bogdaniec w porównaniu z taką dziedziną188!

      A Zbyszka zdjęła w tej chwili nagła tęsknota do stryjca, taka, jaka zdejmowała go często, zwłaszcza zaś w trudnych i ciężkich wypadkach życia, więc zwróciwszy się do giermka, rzekł bez namysłu:

      – Co masz tu po próżnicy189 siedzieć! Jedź do Bogdańca, list powieziesz.

      – Jeśli nie mam z waszą miłością iść, to już wolałbym tam jechać! – odrzekł uradowany pacholik.

      – Wołaj mi księdza Kaleba, niech wypisze jako się patrzy wszystko, co tu było, a stryjcowi odczyta list proboszcz z Krześni albo-li też opat190, jeśli jest w Zgorzelicach.

      Lecz powiedziawszy to, uderzył się dłonią po młodych wąsiętach i dodał, mówiąc jakby sam do siebie:

      – Ba! opat!…

      I zaraz przed oczyma przesunęła mu się Jagienka – modrooka, ciemnowłosa, hoża191 jak łania, a ze łzami na rzęsach! Uczyniło mu się kłopotliwie i przez czas jakiś tarł ręką czoło, lecz wreszcie rzekł:

      – Jużci, będzie ci smutno, dziewczyno, ale nie gorzej niźli mnie.

      Tymczasem nadszedł ksiądz Kaleb i zaraz zasiadł do pisania. Zbyszko dyktował mu obszernie wszystko, co się zdarzyło od chwili, gdy przybył do leśnego dworca. Nic nie zataił, gdyż wiedział, że stary Maćko, gdy się dobrze w tych sprawach rozpatrzy192, to w końcu będzie rad193. Bogdańca istotnie ani porównać ze Spychowem, który był włością194 obszerną i bogatą, a Zbyszko wiedział, że Maćkowi okrutnie zawsze o takie rzeczy chodziło.

      Lecz gdy po długich mozołach195 list był napisany i pieczęcią zamknięty, zawołał znów Zbyszko giermka i wręczył mu go, mówiąc:

      – A może ze stryjcem tu wrócisz, z czego wielce bym był rad.

      Lecz Czech miał twarz także jakby zakłopotaną; marudził, z nogi na nogę przestępował i nie odchodził, póki młody rycerz nie ozwał się:

      – Masz-li co jeszcze powiedzieć, to mów.

      – Chciałbym, wasza miłość… – odrzekł Czech – chciałbym ot! jeszcze zapytać, jako tam mam ludziom rozpowiadać?

      – Jakim ludziom?

      – Niby, nie w Bogdańcu, ale w okolicy… Bo się też z pewnością będą chcieli dowiedzieć.

      Na to Zbyszko, który postanowił już nic nie ukrywać, spojrzał na niego bystro i rzekł:

      – Tobie nie o ludzi chodzi, jeno o Jagienkę ze Zgorzelic.

      A Czech spłonął196,



<p>176</p>

bez przestanku (daw.) – bez przerwy. [przypis edytorski]

<p>177</p>

samowtór (daw.) – tylko we dwóch. [przypis edytorski]

<p>178</p>

tęższy (daw.) – silniejszy. [przypis edytorski]

<p>179</p>

głową nałożyć – zginąć. [przypis edytorski]

<p>180</p>

żywie (daw.) – żyje. [przypis edytorski]

<p>181</p>

wszędy (daw.) – wszędzie. [przypis edytorski]

<p>182</p>

kasztel (daw.) – zameczek, niewielka twierdza. [przypis edytorski]

<p>183</p>

wieczerza (daw.) – kolacja. [przypis edytorski]

<p>184</p>

roków (gw.) – lat. [przypis edytorski]

<p>185</p>

wedle (daw.) – według. [przypis edytorski]

<p>186</p>

prawo kanoniczne – prawo kościelne. [przypis edytorski]

<p>187</p>

starszy (daw.) – tu: przełożony. [przypis edytorski]

<p>188</p>

dziedzina (daw.) – ziemia, gospodarstwo, dziedzictwo, coś, co się dziedziczy. [przypis edytorski]

<p>189</p>

po próżnicy – na darmo. [przypis edytorski]

<p>190</p>

opat – przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym. [przypis edytorski]

<p>191</p>

hoży – zdrowo wyglądający, urodziwy. [przypis edytorski]

<p>192</p>

rozpatrzyć się (daw.) – rozeznać się. [przypis edytorski]

<p>193</p>

rad (daw.) – zadowolony. [przypis edytorski]

<p>194</p>

włość (daw.) – posiadłość. [przypis edytorski]

<p>195</p>

mozoł – trud, wysiłek. [przypis edytorski]

<p>196</p>

spłonąć (daw.) – zaczerwienić się. [przypis edytorski]