Gargantua i Pantagruel. Rabelais François

Читать онлайн.
Название Gargantua i Pantagruel
Автор произведения Rabelais François
Жанр Повести
Серия
Издательство Повести
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

przeprowadziwszy ich jeszcze przez jedną wielką salę, zawiódł ich do swojej komnatki, otworzył drzwi i rzekł:

      – Otóż i stajnia, o którą pytacie: oto mój dzianecik, oto mój traber, mój chładonek, mój węgierek – po czym, pchając im w ręce wielki stępor dębowy, rzekł – Naści tego fryza; dostałem go z Frankfurtu, ale go wam pozwolę; dobry koniczek i roboczy co się zowie: z samczykiem jastrzębim, pół tuzinem bonońskich piesków i dwoma chartami napolujecie sobie kuropatw i zajęcy na całą zimę.

      – Święty Antoni! – rzekli do siebie tamci. – Oto nas na durniów wystrychnięto.

      – Przywidziało się wam – odparł – aż do dziś dnia durniów tu nie widziano.

      Dopieroż tamci nie wiedzieli, czy chować się w mysią dziurę ze wstydu, czy uśmiać się z dobrego figla.

      Owo gdy schodzili na dół cale129 zasromani130, spytał Gargantua:

      – Czy chcecie i uzdę?

      – Cóż to znów? – rzekli.

      – To są – odparł – otręby do gęby i gówna do równa dla was na kaganiec.

      – Ha – rzekł marszałek – a to nam zadał bobu ten urwis. O, mały hultaju, przywiodłeś nas na hak, co się zowie: jeszcze kiedy ujrzę cię papieżem.

      – Spieszcie się, panie, bo d…a wam ustanie, trzymajcie plecy, bo d…a leci – rzekł malec.

      – Dobrze już, dobrze – odparł kwatermistrz.

      – Ale, ale – rzekł Gargantua – zgadnijcie, ile ściegów jest w matczynej koszuli?

      – Osiemdziesiąt – rzekł kwatermistrz.

      – Trafiliście jak kulą w płot – rzekł Gargantua – jest ich dwa naście: naści z przodu i naści z tyłu. Widzicie, żeście źle policzyli.

      – Kiedyż to? – spytał kwatermistrz.

      – Wtedy – rzekł Gargantua – kiedy z waszego nosa zrobiono lewar, aby wyciągnąć wiadro g…na, a z waszego gardła lejek, aby je przelać do innego naczynia, kiszki bowiem zaciekały nieco.

      – Tam do licha, zakrzyknął marszałek, ależ pyskaty! Nie chwyci się ciebie choroba, malcze, bo gębę masz wyparzoną do czysta.

      Tak zeszedłszy na dół z wielkim pośpiechem, porzucili w przedsionku na ziemię gruby stępor, którym ich uraczył. Na co rzekł Gargantua:

      – Cóż z was, u diaska, za mizerni jeźdźcy, kiedy sama kobyła nie chce was nosić. Gdybyście mieli jechać stąd do Mościsk, cobyście woleli: jechać na gęsi, czy wieść maciorę za uzdę?

      – Wolałbym się czego napić – rzekł kwatermistrz.

      To mówiąc weszli do sieni, gdzie się znajdowała cała kompania, a gdy opowiedzieli swą przygodę, mało się wszystko nie rozpukło ze śmiechu.

      Rozdział trzynasty. Jak Tęgospust poznał bystrość dowcipu Gargantui po jego wynalazku nowego utrzyjzadka131

      Pod koniec piątego roku Tęgospust, wracając z porażki Kanaryjczyków, odwiedził swego syna Gargantuę. Ujrzawszy go, ucieszył się tak, jak mógł się ucieszyć taki ojciec, oglądając takiego syna. Zaczem całując go i ściskając, wypytywał żartobliwie o to i owo. I popił także co nieco z nim i z piastunkami, które z wielką troskliwością badał, żali132 go trzymają czysto i ochędożnie133. Na co Gargantua odpowiedział, iż on sam zaprowadził taki porządek, iż w całym kraju nie masz schludniejszego chłopięcia.

      – Jakże to? – rzekł Tęgospust.

      – Wynalazłem – rzekł Gargantua – po długich i pilnych badaniach sposób obcierania sobie zadka najbardziej królewski, najbardziej pański, najwyborniejszy, najdokładniejszy, jaki kiedykolwiek widziano.

      – Jakiż to? – rzekł Tęgospust.

      – Wraz134 go wam opowiem – odparł Gargantua.

      Podtarłem się raz aksamitną maseczką jednej panienki i spodobało mi się: miętkość bowiem jedwabiu sprawiała mi w stolcu bardzo lube łaskotanie.

      Drugi raz czapeczką tejże panny i takoż było dobrze.

      Innym razem chusteczką na szyję; kiedy indziej klapkami na uszy z karmazynowego atłasu, ale były naszywane jakimiś zas…nymi wyzłacanymi kulkami, które mi podrapały cały zadek. Niechże ogień świętego Antoniego135 sparzy kiszkę stolcową złotnika, który je uczynił, i panny, która je nosiła!

      To cierpienie mi przeszło, gdym się podtarł czapeczką pazia nadobnie ubraną piórami wedle szwajcarskiej mody.

      Następnie wyfajdawszy się za krzakiem, znalazłem tęgiego kocura i nim się podtarłem, ale mi rozorał pazurami całe krocze.

      Z czego uleczyłem się na drugi dzień, podcierając się rękawiczkami matki, pięknie woniejącymi piżmem.

      Później podcierałem się szałwią, koperkiem, anyżkiem, majerankiem, różami, liśćmi łopuchu, kapusty, buraka, winnej latorośli, topolówki, werweny, sałatą i szpinakiem. Wszystko to zrobiło mi bardzo dobrze na żołądek; dalej szczyrem, rdestem, pokrzywą, żywokostem; ale dostałem od tego lombardzkiego liszaja: który wyleczyłem, podcierając się własnym saczkiem od pludrów.

      Później podcierałem się prześcieradłem, kołdrą, firankami, poduszką, dywanem, obrusem, serwetą, chustką do nosa, muślinem. W czym wszystkim znalazłem ot, tyleż przyjemności, co świerzbowaty, kiedy go skrobią zgrzebłem.

      – Dobrze, ale – rzekł Tęgospust – powiedz, jaka podcierka zdała ci się najgodniejsza?

      – Jużeśmy byli niedaleko – odparł Gargantua – i za chwilę dojdziemy do konkluzji. Podcierałem się sianem, słomą, kłakami, wełną, papierem, ale

      Zła to praca i próżny wysiłek

      Chcieć papierem czysto utrzeć tyłek.

      – A to co – rzekł Tęgospust – mój chwościku, czyś zaglądał do dzbanka, że już wierszami gadasz?

      – A tak, mój królu – odparł Gargantua – gadam i składam wiersze nie pierwsze.

      Posłuchajcież, panie, co powiada nasz wychód do swych gości:

      Ktoś

      Jest

      Zacz,

      Coś

      Wszedł

      W s…acz,

      Złożyć swe Wielmożne Łajno,

      Słuchaj no:

      Niech zginie

      W tejże godzinie,

      Niech tego zdusi powietrze,

      Kto swego zadka,

      Czysto, do gładka,

      W czas nie podetrze.

      – Chcecie jeszcze, panie ojcze?

      – A juści, synalku – odparł Tęgospust.

      – Ano, to jazda – rzekł Gargantua:

Rondo

      S…jąc sobie w ciepłe rano,

      Dziurę w zadku powąchałem:

      Cuchło bardziej, niż myślałem,

      I



<p>129</p>

cale (daw.) – zupełnie. [przypis edytorski]

<p>130</p>

zasromany (daw.) – zawstydzony. [przypis edytorski]

<p>131</p>

wynalazek nowego utrzyjzadka – Bystrość uczonych komentatorów miała w tym rozdziale szerokie pole do dociekań. Jeden z nich twierdzi, iż autor ma tu na myśli samowolę Franciszka I i obchodzenie się jego z różnymi przywilejami, z których czynił użytek, jak wskazano w tytule rozdziału; drugi dopatruje się w tym aluzji do licznych kochanek króla! [przypis tłumacza]

<p>132</p>

żali a. zali (daw.) – czy. [przypis edytorski]

<p>133</p>

ochędożnie (daw.) – porządnie, z dbałością. [przypis edytorski]

<p>134</p>

wraz – tu: zaraz, niezwłocznie. [przypis edytorski]

<p>135</p>

Niechże ogień świętego Antoniego sparzy kiszkę stolcową złotnika – „Ogniem św. Antoniego” nazywano chorobę różę. [przypis tłumacza]