Bankructwo małego Dżeka. Janusz Korczak

Читать онлайн.
Название Bankructwo małego Dżeka
Автор произведения Janusz Korczak
Жанр Повести
Серия
Издательство Повести
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

target="_blank" rel="nofollow" href="#n1" type="note">1 Fulton2 urodził się, mieszka i chodzi do szkoły w Ameryce i powieść o nim jest powieścią amerykańską. Jest to jeszcze powieść finansowa, ale o tym później się powie.

      Rodzice Dżeka znani są jako ludzie spokojni i uczciwi.

      Ojciec Dżeka pije wódkę tylko raz do roku – w dzień swoich imienin.

      Ojciec Dżeka mówi:

      – Dnie powszednie: poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek i sobota – należą do mojej rodziny, niedziele i święta należą się Bogu. A mój dzień jest ten, kiedy się urodziłem. A że za młodu przyzwyczaiłem się do wódki, więc raz do roku golnę sobie kieliszek – to nie grzech; trudno mi się przecież od razu odzwyczaić.

      Ojciec Dżeka mówi także:

      – Wszystko, co mam, zawdzięczam pracy rąk. Dopóki mam zdrowe ręce, rodzinie nie zbraknie chleba i mydła. Ani głodni, ani brudni nie będą. Tak ślubowałem żonie i dotrzymam słowa.

      Matka Dżeka mówi:

      – Żonie powinno starczyć tyle, ile mąż zarabia. Zarobi mniej, to mniej kupię i zaczekam, aż będzie więcej. Byle nie robić długów.

      No tak: Dżek ma uczciwych i spokojnych rodziców, którzy dają mu dobry przykład i mądre nauki, nigdy go nie biją i nawet rzadko się gniewają.

      Ojciec Dżeka mówi:

      – Teraz jestem zdrów i silny, więc nie sztuka, że zbiję malca, który się obronić nie może. Ale co będzie, jak się zestarzeję, a Dżek urośnie i stanie się silniejszy ode mnie? Staraj się być porządnym chłopcem, a jak ci się coś nie uda, nie kręć, tylko przyjdź i powiedz.

      A matka Dżeka tak mówi:

      – Nie powinno się na dzieci krzyczeć, tylko trzeba im tłumaczyć, bo tak samo dziecko uczy się na świecie żyć, jak uczy się w szkole czytać, pisać i liczyć.

      Bo raz Dżek bawił się z chłopakami w bandytów i kiedy uciekał przed policją, zeskoczył prawie z pierwszego piętra. Leżał potem trzy tygodnie w łóżku. I potem mister Fulton odczytywał Dżekowi z gazety różne nieszczęśliwe wypadki: że się jakiś chłopak poparzył i odwieziono go do szpitala, że samochód przejechał dziecko, że się pochyliło i wypadło przez okno.

      Podczas głosowania i wyborów pan Fulton czytywał dwie gazety, żeby lepiej wiedzieć, na kogo głosować. I wtedy Dżek o każdym nieszczęśliwym wypadku dowiadywał się dwa razy. W jednej gazecie pisało3 zawsze, że winni są rodzice, bo nie pilnują dzieci, a w drugiej – że z winy policji, która nie pilnuje porządku. W ten sposób ojciec Dżeka wiedział, jakiego wybrać prezydenta, a Dżek – czego nie należy robić, bo jest niebezpiecznie.

      Matka gniewała się na Dżeka tylko trzy razy.

      Raz chłopcy bawili się w wojnę. Dżekowi źle się wiodło: dwaj młodsi od niego zostali oficerami, a on – ciągle tylko żołnierz i żołnierz.

      – Panie generale, kiedy już nareszcie będę oficerem?

      – Musisz się odznaczyć – mówi generał Murr.

      Aż postawili Dżeka koło parkanu. Generał Murr znów wygrał bitwę. Dżek postanowił odznaczyć się w pościgu za nieprzyjacielem, a w parkanie był gwóźdź. No i podarł portki – całą nogawkę od góry do dołu.

      Drugi raz Dżek został sam w mieszkaniu. Nawet małej Mary nie było. Bardzo mu się nudziło. A na komodzie stał budzik. Dżek w żaden sposób nie mógł zrozumieć, skąd budzik wie, o której godzinie ma dzwonić. Zwyczajny zegar bije co godzinę, bo we środku jest dzwonek, młotek, kółka i sprężyna – ojciec mu wytłumaczył i pokazał. Zupełnie co innego budzik, który przez całą noc stoi cicho jak trusia i dopiero akurat wtedy dzwoni, kiedy potrzeba. Albo ojciec mu źle wytłumaczył, albo Dżek był wtedy śpiący, dość że zrozumiał, że w budziku siedzi kogut, który nie pieje, tylko dzwoni. Więc Dżek sam był w mieszkaniu i strasznie chciał zobaczyć tego koguta. No i nic nie widział, i zepsuł zegar, i dostał dwie bury: osobno od ojca i zupełnie osobno od matki. Bo właściwie powinno być tak, że za jedne rzeczy krzyczy jeden, a za inne – drugi. Bo wychodzi, że za to samo gniewa się i nauczycielka, i mama, i tata, a jeszcze się kto wtrąci, to już zupełnie trudno wytrzymać.

      Trzeci raz gniewano się, kiedy Dżek poszedł z chłopakami na rynek, gdzie był okropny tłok, no i zgubił czapkę. Powiedzieli mu nawet wtedy, że niedługo zgubi głowę, i Dżek bardzo płakał, chociaż rozumiał, że głowy zgubić nie można; ale zawsze było mu przykro.

      Teraz więc każdy rozumie, że matka Dżeka była kobietą gospodarną i że Dżek nie był łobuzem – bo każdemu może się zdarzyć.

      Więc żył sobie Dżek, kochany przez rodziców, szanowany przez młodsze dzieci z podwórka.

      Właściwie Dżek nie miał przyjaciół, bo nie był bardzo zręczny w zabawach, nie umiał opowiadać bajek i nie lubił żadnych psot ani figlów. Zawsze ostrzegał:

      – Lepiej dajcie spokój. Jeszcze szybę stłuczecie; zobaczycie, że to się źle skończy.

      Koledzy się gniewali i nazywali go tchórzem.

      Ale jak trzeba było kupić na współkę4 śliwki albo cukierki, zawsze zwracali się do Dżeka. Dżek wie, gdzie jest tanio, umie się targować, obliczy i sprawiedliwie podzieli. Na przykład w pięciu razem kupili dwadzieścia cztery wiśnie. Dżek wraca do sklepu i mówi:

      – Niech pani doda jeszcze jedną wiśnię, to każdy będzie miał po pięć, a ja pani za to zwrócę torbę.

      Albo:

      – Niech pani zamieni to jabłko na dwa małe.

      Potem Dżek się nauczył, że chętniej dają, jeżeli się mówi nie „niech”, a „proszę bardzo” albo „niech pani będzie łaskawa”.

      Kupcowa5 zaraz zamieni albo doda, bo dla niej to nic nie znaczy.

      Bywa czasem tak, że są wiśnie dojrzałe, lepsze i gorsze, duże i małe – Dżek już sobie poradzi. Burknie tam który grymaśnik, że woli czerwony cukierek, że chce to, a nie tamto. Ale widzą, że Dżek nie bierze dla siebie najlepszych, więc cichną. I za to właśnie szanują Dżeka.

      Bywa zresztą, że Dżek ostrzega, żeby czegoś nie robić – nie posłuchają i źle na tym wyjdą. Z Dżekiem każda zabawa jest bezpieczniejsza i dlatego nie odmawiają, jeżeli chce się bawić.

      Dżek od maleńkości lubił liczyć. Zbierał i liczył zapałki, bilety tramwajowe, liczył sklepy, domy, kroki, samochody. Wie Dżek, ile jest sklepów do rogu z prawej i lewej strony. Dżek chce być kupcem.

      Raz nie było światła na schodach i ojciec chciał zapalić zapałkę. A Dżek mówi:

      – Nie trzeba. Tu jest sześć schodków, a dalej dwanaście.

      Ojciec pochwalił Dżeka.

      – Chłopak ma dobrą głowę do rachunków – mówili znajomi.

      Kiedy raz przyszli goście, pytano się dzieci, czym chcą zostać, jak dorosną.

      – Ja będę oficerem.

      – Ja chcę być mechanikiem.

      – No, a ty, Dżek, czym będziesz?

      Dżek przypomniał sobie podarte na wojnie spodnie i zepsuty budzik, więc powiedział:

      – Zostanę kupcem.

      Dżek często bawił się z małą Mary w sklep. Z pudełka od pasty do butów zrobił wagę. Ważył kasztany, kamyki, piasek. Piasek – to cukier albo kasza, kamyki – to groch i orzechy. Wagę zrobił ze szpilki od włosów, sznurka, no i tego blaszanego pudełka. Pudełek Dżek miał dużo, bo papierosy6 wszyscy prawie palą; a płaciło się biletami tramwajowymi.

      Zabawa nie jest taka przyjemna jak sklep prawdziwy, więc Dżek lubił patrzeć na prawdziwych kupców. I raz staruszek kupił chleb i ser, a kiedy liczył pieniądze, jedna moneta upadła na ziemię i nie mógł jej znaleźć. Więc już nie chciał szukać i poszedł sobie. Ale Dżek był ciekawy, gdzie się mogła



<p>2</p>

Fulton – popularne nazwisko anglosaskie. Na uwagę zasługuje fakt, że w 1882 w Lancaster w Pensylwanii powstał Fulton Bank (działający nadal w XXI w.). Nie ma jednak pewności, czy autor znał ten fakt i czy inspirował się nim, nadając nazwisko swojemu bohaterowi. [przypis edytorski]

<p>3</p>

w jednej gazecie pisało – dziś popr. forma: w jednej gazecie było napisane. [przypis edytorski]

<p>4</p>

współka – dziś: spółka. [przypis edytorski]

<p>5</p>

kupcowa (daw.) – tu: sprzedawczyni; właścicielka sklepu. [przypis edytorski]

<p>6</p>

Pudełek Dżek miał dużo, bo papierosy wszyscy prawie palą – dawniej papierosy sprzedawano w blaszanych pudełeczkach. [przypis edytorski]