Название | Marysieńka Sobieska |
---|---|
Автор произведения | Tadeusz Boy-Żeleński |
Жанр | Мифы. Легенды. Эпос |
Серия | |
Издательство | Мифы. Легенды. Эпос |
Год выпуска | 0 |
isbn |
I jeszcze inne zdarzenie. Jakub Sobieski zachorował: lekarz Szkot puścił mu krew kilkadziesiąt razy i chciał osłabionemu tą kuracją jeszcze krew puszczać, powiadając, że „nie trzeba tych Polaków oszczędzać, bo każdy Polak jak wół, siła ma krwi w sobie…”
Z takich wiadomości i z takich anegdot składa się wyłącznie ów tyle sławiony diariusz podróży. Bierzmy tedy krytycznie legendy o paryskim pobycie Jakuba Sobieskiego; a zaraz ujrzymy, że nie mniej krytycznie trzeba brać paryski pobyt Jana.
Do Paryża jechali młodzi Sobiescy nie śpiesząc się. Obejrzeli po drodze spustoszone wojną trzydziestoletnią Niemcy, gdzie droga miejscami była bardzo niebezpieczna z przyczyny band żołnierskich i rozbójniczych. Jechali na Frankfurt, Berlin, Witemberk, Lipsk, Antwerpię; do Paryża przybyli 9 iunii26 1646. Całą tę drogę opisał bardzo szczegółowo towarzyszący im imć pan Sebastian Gawarecki.
O pobycie młodych Sobieskich w Paryżu nafantazjowano bardzo dużo, a głównym źródłem tych fantazyj jest obszerna Historia Jana Sobieskiego i Polski napisana po francusku w r. 1827 przez hr. de Salvandy. Najśmielsze dzisiejsze Vies romancées27 są zaiste opoką wiedzy w porównaniu z tym dziełem naukowym, w którym na przestrzeni tysiąca blisko stronic nigdy autor nie podaje, skąd zaczerpnął jakąś wiadomość. Dowolności te nie były dla cudzoziemców przeszkodą: książka, oprawiająca dzieje Sobieskiego w skrót całkowitej historii Polski, trafiła na moment zainteresowania Polską, zyskała wielką poczytność, miała kilka wydań, a rosła w powagę w miarę jak jej autor został z czasem akademikiem, parokrotnym ministrem oświaty, ambasadorem. Ale, co osobliwsze, i w polskiej nauce historii dzieło Salvandy'ego, ckliwo idealizujące postać naszego bohatera, odegrało niemałą rolę. Julian Bartoszewicz poddaje je – z okazji częściowego polskiego przekładu (1849) – druzgocącej krytyce; mimo to Plebański jeszcze w r. 1862 pisze: „Rzadko znaleźć książkę tak pełną błędów jak Historia Sobieskiego przez Salvandy'ego, a jednak jest ona prawie jedyną wyrocznią dla wielu uczonych”.
I do dziś dnia pokutuje to i owo z tych legend nawet w poważnej wiedzy o Sobieskim, przy czym zatraciła się najczęściej pamięć, że źródłem jakiejś obrosłej już tradycją wiadomości jest – bajeczka Salvandy'ego.
Do takich należy pobyt Sobieskich w Paryżu. Wedle kwiecistej stronicy Salvandy'ego, Jan Sobieski dojrzewał w salonie słynnej księżnej de Longueville, gdzie chciwie przysłuchiwał się rozmowom bohaterek Frondy28 i wpatrywał się w brata księżnej, wielkiego Kondeusza. „Kondeusz29 umiał odgadnąć genialnego człowieka w tym dwudziestoletnim cudzoziemcu, który wpijał w niego żarliwe spojrzenie, pośród znamienitej ciżby, przykutej do stóp jego siostry urokiem stanowiska, dowcipu i wdzięku”. Zażyłość między Sobieskim a Kondeuszem miała jakoby przetrwać całe życie i utrwalić się w korespondencji. Salvandy wie nawet, o czym rozmawiali: Sobieski, obywatel wolnego kraju, zadziwiał Kondeusza horyzontami politycznymi; udzielał Francji rad, widział lekarstwo na jej niedole w zwołaniu stanów generalnych, co – gdyby go posłuchano – oszczędziłoby może Francji despotyzmu Ludwika XIV i przyszłej rewolucji! W zamian książę opowiadał młodemu Polakowi o marszach i bitwach, a każde jego słowo odciskało się w umyśle pojętnego ucznia, aby niebawem wydać owoce. W salonie pani de Longueville, kogóż nie spotkał, kogóż nie poznał młody Jasio! Turenne30, Colbert31, Bossuet32, Vauban33, pani de Sévigné34 – już sławna, powiada Salvandy – wszyscy tam jakby sobie dali dla niego rendez-vous35.
Już dawno temu (1898) Waliszewski zwracał uwagę, że to wszystko jest z palca wyssane, choćby dlatego, że księżnej de Longueville36 nie było wówczas w Paryżu; była z mężem w Monasterze w Westfalii (gdzie smażył się słynny pokój westfalski) na ważnej ambasadzie. Poza tym, relacja ta roi się od anachronizmów, które nie przynoszą zaszczytu przyszłemu akademikowi. Tak, Fronda rozpoczęła się aż po wyjeździe Sobieskiego; pani de Sévigné miała w r. 1646 dwadzieścia lat, była młodziutką mężatką, jeżeli z czego sławną, to chyba ze swoich niedoli małżeńskich; Kondeusz, zwycięzca spod Rocroy, miał lat dwadzieścia pięć i rychło potem miał zostać zdrajcą kraju i banitą; sam Sobieski miał lat nie dwadzieścia, ale ledwo siedemnaście, i bardzo wątpliwe jest, czy z gimnazjum św. Anny wyniósł projekt stanów generalnych dla Francji. Korespondencji jego z Kondeuszem śladów nie ma, zapewne dlatego, że nigdy Sobieski Kondeusza nie widział na oczy. Mimo to, relacje o sukcesach młodego Sobieskiego w salonach pani de Longueville, o stosunkach jego z Kondeuszem, powtarzają się po dziś dzień we wszystkich najnowszych nawet monografiach jako niepodlegający wątpliwości fakt, bez żadnego udokumentowania. Korzon powołał się na Salvandy'ego, inni przepisują z Korzona. Ostatnią redakcję tego fantazyjnego Salvando-Sobieskiego w Paryżu znajdujemy w angielskiej monografii Mortona37 (przekład francuski 1933).
Rzeczywistość paryska – co nie ubliża w niczym naszemu bohaterowi – wydaje się znacznie skromniejsza. Młodzi Sobiescy wybrali się małym dworem, pod opieką imć pana Orchowskiego, na studia. Ojciec zaleca im oszczędność, czego by na pewno twórca „złotych rot” nie czynił, gdyby synowie mieli paradować w świecie. W instrukcji swojej dla synów wojewoda Sobieski powiada, że nie prosi dla nich o listy polecające od króla i królowej z przyczyny słabej ich jeszcze znajomości francuskiego („niepodobną im była konwersacja francuska”); dosyć będzie czasu z tymi listami, kiedy nadejdzie wiadomość, że synowie już zdolni są „konwersować iakokolwiek z Dworem”. Niestety, w kilka dni właśnie po przybyciu synów do Paryża pan Jakub umiera (dn. 13 czerwca w 1646), o czym młodzi Sobiescy otrzymali wiadomość dn. 9 lipca. Więcej niż wątpliwe jest, czy wobec ciężkiej żałoby byliby z nich mogli korzystać. Jeśli byli świadkami łowów królewskich w Saint-Germain, to jedynie jako zwykła publiczność.
Odbija się to wszystko dość wyraźnie w zapiskach podróżnych imć Gawareckiego. Obfity w informacje z podróży po Niemczech diariusz ten staje się dziwnie ubogi w czasie pobytu w Paryżu; na kilkunastu stronicach, oprócz banalnego opisu budowli i paru wiadomości w rodzaju: „Temi czasy po Academiach różne Comedie odprawuią się”, nie ma dosłownie nic do zanotowania. Trudno by to pogodzić ze światowym jakoby trybem młodych paniąt. Natomiast skoro tylko pożegnali Paryż i puścili się w objazd po Francji, imć Gawarecki jest znowuż w swoim żywiole, każdy dzień podróży dostarcza drobnych przygód i spostrzeżeń.
Jeżeli rozwinąłem obszerniej ten punkt, to dlatego, że wydaje mi się celowsze38 poruszać fakty niejasne i sporne, niż powtarzać rzeczy wielokrotnie powiedziane. Z natury tego studium wynika zresztą, że obchodzi nas w nim przede wszystkim człowiek; sprawa zaś pobytu w Paryżu wydaje się nieobojętną dla psychiki późniejszego Celadona. Przyjęte jest – znów dużo przyczynił się tu Salvandy! – wiele budować na tym paryskim roku, z którego Sobieski jakoby wyniósł głęboką kulturę ducha i wysokie wykształcenie; wszystko to jest po trosze dorobione wstecz, jak ów rodowód od Lecha I. Nie wydaje mi się, aby młody absolwent gimnazjum św. Anny miał dostateczne przygotowanie po temu. Czy instrukcje ojcowskie były po śmierci ojca przestrzegane – nie wiadomo; podobno młody Jan Sobieski zaciągnął się na jakiś czas do muszkieterów; opuścił wreszcie Paryż, gdzie bawił niespełna rok, mając ledwie osiemnaście lat. Edukacja jego przyjdzie
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38