Название | Czternaście dni Honoraty |
---|---|
Автор произведения | Elżbieta Wojnarowska |
Жанр | Классические детективы |
Серия | |
Издательство | Классические детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66503-39-7 |
Nie wypada się wymigiwać, zresztą nie ma po co. A nuż faktycznie czegoś się dowie? Honorata powzięła decyzję.
– Jasne. Nie ma sprawy. To może wpadnę do pani, pani Danusiu? Nie, nie teraz, po śniadaniu, tylko raczej po południu i pogadamy o Gizeli? Mam parę pytań.
To „po śniadaniu” miało zwrócić uwagę wszystkich obecnych na fakt, iż Honorata do tej pory właściwie niczego nie zjadła.
– Widzisz? – Irenka rozpromieniła się natychmiast i znów poklepała Danusię po ramieniu. – A nie mówiłam? Jedz, kochana, jedz – tu zwróciła się do Honoraty – a ja odprowadzę Danusię. Mieszkamy, jak wiesz, po sąsiedzku.
Po śniadaniu Honorata poszła nad morze. Nie bardzo będąc pewną, jak poradzi sobie z tym niesamowitym klifem i ze swoją tuszą. Tymczasem czekała ją niespodzianka: wybudowano schody, szerokie i z pewnością wygodne. Spojrzała w dół. Morze zaniebieszczyło w oddali. Teraz było szczególnie cicho, jak to zwykle jeszcze przed sezonem. Prawie pusto. No i dobrze. O to chodziło, to ucieszyło Honoratę.
Ceniła sobie swoje towarzystwo. Lubiła przebywać sama ze sobą. Szczególnie wieczorami przed telewizorem, w którym leciał jej ulubiony serial kryminalny, a obok na stoliku stała lampka jej ulubionego wina.
Lubiła też swoją samotną laboratoryjną pracę, gdzie nikt nie stał jej nad głową, nie popędzał i nie podważał wyników ekspertyz.
Zejść z klifu wygodnymi schodami na plażę, trudno nie było. Kilogramy Honoraty toczyły się w dół bez specjalnych przeszkód. No, może przez naniesiony piasek było tylko trochę ślisko.
Teraz szła brzegiem morza, masą ciała wbijając głęboko stopy w grząski piach i prawie zapadając się. Dyszała ciężko i przeklinała wszystkie pożarte w życiu ciasteczka.
Zastanawiała się, dlaczego właściwie od tylu lat tu nie przyjeżdżała? Tak jak kiedyś i potem, z małą Franką? Może gdyby było inaczej, nie wisiałoby na niej tyle zbędnych kilogramów co teraz. Pomyślała też ze zdziwieniem, że gdyby nie owo straszliwe napatoczenie się na Ziemka dwa dni temu, znowu by tu nie przyjechała. I że właściwie powinna być mu za to wdzięczna.
Słońce świeciło, morze szumiało, jak miało szumieć, mewy latały, jak miały latać, wiatr wiał, jak powinien, a fale falowały, jak to fale. Wszystko tu było na swoim miejscu.
Honorata dyszała, ale coraz mniej jej to przeszkadzało. Dyszenie dyszeniem, ale jednak dotleniła się wreszcie. Tego jej było trzeba. Wytchnienia po kompletnie niespodziewanych, a wytrącających ją z równowagi wydarzeniach ostatnich dwóch dni. Lubiła ten stan. I lubiła lubić. Brakowało jej tylko dobrego wina. Ale Irenka na pewno ma coś w zapasie i wieczorem wyciągnie. Byle więc do wieczora.
Honorata walczyła z plażą i swoim tłuszczem zaciekle, wędrując tam i z powrotem.
Z całą pewnością chodziła też tędy Gizela. Mieszkała tu przecież niedaleko. Czy lubiła mieszkać w tym mieście? Lubiła klif? Czy odczuwała spokój? Może coś ją dręczyło? Jakiś niepokój, o którym nawet matka mogła nie wiedzieć, a o którym wiedział na przykład brat? Albo odwrotnie, może coś dręczyło brata, o czym wiedziała Gizela, ale nie umiała mu pomóc? I uciekła z poczucia winy? Jej brat zginął z braku pomocy? Gizela nie mogła dłużej patrzeć matce w oczy? Że nie zapobiegła tragedii? To możliwe. Wszystko w tej chwili było możliwe. Każdy wariant wchodził w rachubę.
Honorata zamyśliła się. Jej umysł pracował jak w laboratorium. Szybko. Ale żeby wyciągnąć wnioski, potrzeba faktów. Zestawienia i wyjaśnienia faktów. A fakty należy poznać. I zebrać w całość. Honorata poczuła, jak dużo przed nią pracy. Jak duże było to wyzwanie. I że praktyka w laboratorium może nie wystarczyć. Ale obiecała. Że się zajmie. Że wyjaśni. Że przynajmniej spróbuje się czegoś dowiedzieć. A danego słowa należy dotrzymywać.
Mogłaby się oczywiście wykręcić. Ale Honorata nie miała zwyczaju odkładać na bok i porzucać niewyjaśnionych do końca spraw. Badała i tropiła do skutku. Jej ekspertyzy były na czas i bez zarzutu. Pewne. Tak długo badała, aż dochodziła do całkowitej pewności. Nie mogła się pomylić. Chodziło przecież o ludzkie życie. Tak samo jak teraz. Pomyłka nie wchodzi w grę. W jaki sposób uda się jej pogodzić prywatne śledztwo z zamiarem odchudzenia się i zrobienia siebie na kogoś przynajmniej trochę bardziej przypominającego kobietę, jeszcze nie wiedziała. To niestety psuło jej humor i chwilowy błogostan. A tego też nie lubiła. Nawet bardzo.
Przede wszystkim zamierzała dowiedzieć się, co słychać u Marii Latałło. Bo Honorata lubiła wiedzieć.
Dlatego przeklinając głośno wysokość klifu, wędrowała teraz, taszcząc z plaży po schodach w górę, swoją nadprogramową wagę.
Dlatego pojechała do Wejherowa.
Szpital wydał się jej mniejszy niż wczoraj i bardziej zaniedbany. Jakby wymagał natychmiastowego remontu. A może rzeczywiście wymagał.
Honorata szła korytarzem i zastanawiała się. Czy facet, który o mało co nie zabił żony, może tak po prostu oddać koc i podziękować? Ma aż tak mocne nerwy? Bo ten drugi raczej się bał. Czego? Przecież to nie on siedział za kierownicą.
Pytania i niejasności powoli zaczęły się mnożyć, a Honorata wiedziała, dlaczego ją to tak obchodzi. Ponieważ nie lubiła pytań bez odpowiedzi oraz niejasności.
Stanęła przy szklanej szybie, za którą widać było leżącą Marię.
Nadal pozostawała w śpiączce.
Z sali wyszła pielęgniarka.
– Jaki jest jej stan? – zapytała Honorata bez nadziei na sensowną odpowiedź.
– Bez zmian. – Usłyszała jednak. – Trzeba czekać.
Honorata wyszła ze szpitala. Było wczesne czerwcowe popołudnie. Upał. Otarła pot z czoła.
Wokoło roiło się od kolorowych plakatów propagujących miłosierdzie i szczodrobliwość obywateli względem różnych instytucji i fundacji, głównie kościelnych, były tam też plakaty sławiące panującą obecnie władzę, nazwaną pięknie Prawo i Sprawiedliwość, aby obywatele czuli się bezpiecznie w kraju pod pełną i stałą opieką prawa i sprawiedliwości, gdzie nie ma miejsca na bezprawie i niesprawiedliwość, tak jak to się dzieje w innych krajach na świecie.
Honorata nie wiedziała, co sądzić o swoim kraju. Dawno przestała się zastanawiać, na czym ma polegać owo prawo i owa sprawiedliwość, bo stale zmieniano oficjalnie obowiązujące stanowisko i zdanie na ten temat. Czuła się więc zagubiona w tej jakże ważnej dla obywateli kwestii.
Podejrzewała, że plakaty te nie wiszą przypadkowo. Że zostały porozwieszane w jakimś konkretnym celu. I jedyne wyjaśnienie, które cisnęło się jej na myśl, było takie, że rozpoczęła się już najwyraźniej kampania wyborcza. Kto jednak mógłby zagrozić obecnemu prezydentowi Dudzie, Honorata nie wiedziała. A ponieważ nie lubiła nie wiedzieć, postanowiła przyjrzeć się kontrkandydatom, o ile tacy w ogóle się pojawią, co było wielce prawdopodobne.
Na razie, zgodnie z obietnicą, udała