Demony zemsty. Beria. Adam Przechrzta

Читать онлайн.
Название Demony zemsty. Beria
Автор произведения Adam Przechrzta
Жанр Историческая фантастика
Серия
Издательство Историческая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9788379645497



Скачать книгу

która miała klucze od mojego mieszkania.

      – Napijesz się czegoś? A może zrobić ci parę kanapek? – zaproponowałem.

      W kraju powszechnej proletariackiej szczęśliwości nawet lekarze chodzili głodni. Szczególnie ci uczciwi.

      – Nie, jadłam obiad. Ale jeśli miałbyś coś mocniejszego...

      Zmarszczyłem brwi, Nadia niemal nigdy nie piła alkoholu. Czyżby coś się stało?

      Nalałem koniaku na dwa palce, po namyśle dostawiłem drugi kieliszek. Może i mnie się przyda?

      Dziewczyna usiadła w fotelu, założyła nogę na nogę, ukazując obleczoną w nylon smukłą łydkę, lecz w zachowaniu Nadii nie było cienia kokieterii.

      – Ten twój pacjent zmarł – poinformowała. – Zrobiliśmy, co w naszej mocy, operował go sam Watutin, ale w resortowym tak spaprali sprawę... – Rozłożyła bezradnie ręce.

      Zakląłem bezsilnie. Nadia była jednym z najlepszych diagnostów Sklifu, jeśli więc mówiła, że w naszym szpitalu zawalili robotę, znaczy to już nie plotki, a fakt. I co z tym fantem zrobić? Nie kierowało mną wyłącznie współczucie czy troska o podwładnych, sam też mogłem wylądować w resortowym.

      – Przykro mi – powiedziała.

      Dopiero teraz zauważyłem, jaka jest zmęczona. Przed przyjściem do mnie musiała się wykąpać i przebrać, ale oczy miała zaczerwienione z niewyspania.

      – Powinnaś odpocząć – powiedziałem.

      – Powinnam – przyznała.

      Dokończyła koniak i podniosła się z fotela.

      – Już się zbieram.

      Otoczyłem Nadię ramionami, pocałowałem za uchem.

      – Zostań – poprosiłem. – Przenocuję cię.

      – To chyba nie jest najlepszy pomysł.

      Zamknąłem jej usta pocałunkiem, rozpiąłem sukienkę i stanik, po chwili stała przede mną tylko w pończoszkach.

      – Nie mogę myśleć, gdy mnie dotykasz – zaprotestowała słabo.

      – Nie myśl.

      Odpowiedziała pieszczotą, przez najbliższą godzinę żadne z nas nie myślało zbyt wiele.

      Nadieżda zamruczała rozkosznie i położyła na moim udzie drugą stopę. Nacisnąłem kilka punktów na pięcie, rozmasowałem podbicie.

      – I łydkę – poprosiła. – Masz cudowne dłonie.

      Odchrząknąłem z rozbawieniem, przypuszczałem, że całkiem sporo osób byłoby innego zdania, ale nie było sensu rozmawiać o tym z Nadią. Sam zresztą wolałbym masować zgrabne damskie stopy, niż łamać kręgosłupy lub ręce, jednak nie zawsze dostajemy to, czego chcemy.

      – Nie miałeś wcześniej tych blizn – zauważyła, dotykając mojego przedramienia.

      – Przeszkadzają ci?

      Zamiast odpowiedzieć, pocałowała wyjątkowo paskudną szramę.

      – To musiało boleć? – rzuciła pytająco.

      – Było, minęło – stwierdziłem obojętnie.

      – Co zrobisz z tym waszym szpitalem?

      – Na razie nic. Za wysokie progi. Wiesz, że poprzednią ekipę wysłali do łagru?

      Przytaknęła z ponurą miną.

      – Zadecydował o tym jeden z ludzi Berii – kontynuowałem. – Jeśli spróbuję protestować albo nie daj Boże zarzucić coś konowałom z resortowego, bezpieka zje mnie żywcem. A i tak nie jestem ich ulubieńcem.

      – Na razie? – zaakcentowała.

      – To tylko element układanki, są dużo ważniejsze sprawy. Ale jeśli kostki zaczną się przewracać, pomyślę i o naszym resortowym szpitalu. Kto wie? Może nawet dam radę wyciągnąć z łagru prawdziwych lekarzy?

      Nadia popatrzyła na mnie z troską i usiadła. Kiedy sięgnąłem do jej piersi, trzepnęła mnie po palcach.

      – Więc liczysz na efekt domina? I kto ma zapoczątkować tę reakcję?

      – Czy to ważne?

      – Rozumiem, że odpowiedź by mi się nie spodobała?

      – Raczej nie.

      Nadieżda zagryzła wargi, lecz nie kontynuowała tematu. Mądra dziewczyna! Bo i co mógłbym jej powiedzieć? Że kiedy zabiję Berię, będziemy żyli długo i szczęśliwie? Niejeden chciałby widzieć Ławrentija Pawłowicza w mogile, tylko że jak na razie Beria ma się świetnie jak nigdy, a jego wrogowie wręcz przeciwnie.

      – Co zrobimy? – spytała.

      – Nic specjalnego, zaraz coś zjemy i pójdziemy spać, a rano wyrzucę cię z łóżka o szóstej, bo mam sprawy do załatwienia.

      – I nie zobaczymy się wcześniej niż za pół roku? – dokończyła z goryczą.

      Pogłaskałem ją, tym razem pozwoliła mi się dotknąć.

      – Przecież wiesz, dlaczego nie mogę się z tobą za często spotykać.

      – Wiem – przytaknęła. – Ale nie jest mi z tego powodu ani trochę lżej.

      Swego czasu opowiedziałem jej o Lizie i o tym, co spotyka kobiety, na których mi zależy. Z nich wszystkich żyły tylko Natasza i Inga von Bredow, choć tej drugiej pewnie niewiele już zostało. Jeśli Beria przejmie władzę w państwie, prędzej czy później wyrówna rachunki...

      – Dosyć tych smętnych myśli! – skarciłem Nadię stanowczo. – Lepiej powiedz, co chcesz na kolację?

      – A co mam do wyboru?

      – Nie doceniasz mnie – stwierdziłem z wyrzutem. – Masz do czynienia z najlepszym kucharzem Dziesiątej Kompanii Desantowej, wybitnym specjalistą w zakresie przyrządzania gulaszu z kociego mięsa.

      – Wolałabym coś mniej wyrafinowanego, jestem prostą dziewczyną. Może jajecznica?

      – Cóż, to oczywiste marnowanie mojego talentu, ale jeśli dama sobie życzy, zniżę się do poziomu zakładowej stołówki – oznajmiłem wyniośle.

      – Dama sobie życzy, wolałabym się nie porzygać w czasie operacji. – Szturchnęła mnie bosą stopą.

      Złapałem Nadię za kark, przełożyłem przez kolano i wlepiłem kilka żartobliwych klapsów. Pisnęła zaskoczona, ale zaraz potem zepchnęła mnie na podłogę. Potoczyliśmy się po dywanie, ostatecznie zadziałało mordercze szkolenie żołnierza wojennoj razwiedki i znalazłem się na górze. Później zrobiłem nam jajecznicę. Prawdę mówiąc, dużo później.

      Dzwonek usłyszałem dokładnie o szóstej trzydzieści, pogratulowałem sobie w duchu, że kwadrans wcześniej zdążyłem wyprawić Nadię do pracy. Wolałem, żeby Sun nie wiedział o mojej zażyłości z lekarką.

      Chińczyk wyglądał na wypoczętego, zapewne w odróżnieniu ode mnie spędził noc samotnie.

      Poczęstowałem gościa herbatą i cierpliwie czekałem, aż powie mi, o co chodzi. Zdawałem sobie sprawę, że poganianie go nie ma najmniejszego sensu.

      – Jak się czujesz? – spytał niespodziewanie.

      – Nieźle – odparłem, starając się