Stulecie kryminału. Marcel Woźniak

Читать онлайн.
Название Stulecie kryminału
Автор произведения Marcel Woźniak
Жанр Классические детективы
Серия
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 9788366517615



Скачать книгу

jeden z sąsiadów, który tego dnia przechadzał się kilkukrotnie z psem. Wóz miał podniesioną maskę. Raz zobaczył, jak chłopak leży na kocu pod silnikiem, a obok stała skrzynka z narzędziami. Muzyka dudniła w samochodowych głośnikach.

      Wolska wiedziała, że Joanna Metz w przeddzień zniknięcia oraz trzynastego lipca nie kontaktowała się z byłym chłopakiem. Jej telefon zaginął razem z nią, ale policjanci szybko zwrócili się do sieci komórkowej o billingi i loginy do BTS-ów. W dniu zaginięcia dziewczyna pozostawała w domu do godziny piętnastej i większość tego czasu spędziła, buszując w sklepach internetowych. Wolska przejrzała historię wyszukiwania dokładnie krok po kroku, przyglądała się interesującym dziewczynę ciuchom i cenom, a także rozmiarom. Same eski.

      Joanna Metz wyszła z domu po południu. Miała jechać do Plazy po trampki. Czterdzieści pięć minut później wysłała jedynego esemesa do młodszej siostry. Poprosiła ją, by przekazała mamie, że wróci później. Zdaniem Basi nie wysłała go do matki, bo nie chciała jej przeszkadzać w pracy.

      Komórka licealistki przekazała ostatni sygnał do stacji bazowej w okolicy toruńskiego lotniska i na Brzezinach – osiedlu sąsiadującym z rozległym terenem uniwersytetu – krótko po godzinie osiemnastej, niecałe czterdzieści minut od wyjścia z Plazy.

      Tego dnia na lotnisku nie odbywały się żadne pokazy lotnicze ani inne imprezy plenerowe. Nikt z rodziny dziewczyny i jej znajomych nie wiedział, czego tam szukała i z kim mogłaby się spotkać.

      Oczywiście brano pod uwagę inne scenariusze. Także ten, że ktoś mógł ukraść telefon dziewczynie. Chcąc to ustalić, Wolska przejrzała monitoring centrum handlowego Plaza i poznała marszrutę licealistki.

      Uczennica drugiego LO weszła do centrum od strony placu Skalskiego krótko przed szesnastą. Potem skierowała się do toalet, skąd wyszła po kilku minutach. W tym czasie musiała napisać esemesa do siostry. Wjechała windą na piętro i przeszła do Big Stara.

      W centrum handlowym klientów dopiero przybywało.

      Po trzydziestu kilku minutach Metz wyszła z reklamówką, w której wyraźnie odznaczał się karton butów. Wolska wiedziała już, że dziewczyna kupiła czerwone trampki w rozmiarze trzydzieści siedem. Sprzedawca zapamiętał urodziwą młodą klientkę, która przymierzyła kilka par butów, a ostatecznie i tak zdecydowała się na pierwszą z nich. Jego zdaniem nie wyglądała na spiętą ani zaniepokojoną. Przeciwnie, wydawała się pełna energii, uśmiech nie schodził z jej twarzy.

      Licealistka pokręciła się jeszcze po centrum, zjadła lody w McDonaldzie, po czym zjechała schodami ruchomymi i przeszła w stronę Rossmanna.

      Na kolejnym ujęciu Wolska dostrzegła dziewczynę, która zatrzymała się przy witrynie sklepu z damską bielizną. Wpatrywała się w elegancki, koronkowy gorset prezentowany na manekinie. Nie weszła jednak do sklepu. Spojrzała na zegarek, a potem odwróciła się i rozejrzała po coraz bardziej zatłoczonym przejściu. Pośrodku stało kilka wysp. Metz raz jeszcze zerknęła na zegarek i skierowała się do stanowiska kosmetycznego w pobliżu Costa Coffee. Po chwili rozmowy z dziewczyną w białym fartuchu – Wolska miała wrażenie, że kobieta była w ciąży – usiadła przy ladzie i oczekiwała na malowanie paznokci. Spędziła tam kolejne pół godziny.

      Policjantka przewinęła film na podglądzie do chwili, kiedy Joanna Metz wstała z hokera i przeszła w kierunku szerokiego holu i schodów prowadzących na piętro do Cinema City. Ponownie rozejrzała się, spojrzała na zegarek i poszła w stronę apteki. Okazało się, że opuściła centrum handlowe północnym wyjściem, skąd roztaczał się widok na rzędy blaszanych garaży pomazanych byle jakim graffiti i pobliskie bloki.

      Szła szybko, jakby nagle o czymś sobie przypomniała.

      Wolska rozpytała się wśród manikiurzystek i trafiła wówczas na kobietę, która obsługiwała Joannę Metz. Ciężarna pracownica pamiętała długowłosą licealistę, która odwiedzała ją regularnie co kilka tygodni.

      – Czy wyglądała na zaniepokojoną? – spytała podkomisarz.

      – Nie – odparła z przekonaniem kosmetyczka.

      – Nie pospieszała pani? Nie mówiła, dokąd się wybiera?

      – Nie.

      – A o czym rozmawiałyście?

      – W sumie to chyba o niczym specjalnym – westchnęła. – A, już wiem. O początkach mojej ciąży. – Kobieta uśmiechnęła się i przyłożyła obie dłonie do widocznego, ale nieznaczne jeszcze zaokrąglonego brzucha.

      – O ciąży? – zainteresowała się Wolska.

      – Pytała, jak się czułam na samym początku i czy miałam nudności.

      Wtedy Wolska nie zwróciła na tę rozmowę specjalnej uwagi. Po prostu sądziła, że Metz rozmawiała z manikiurzystką o ciąży, żeby zrobić kobiecie przyjemność, wykazać zainteresowanie. Ale teraz miała wrażenie, że mogło być zgoła inaczej.

      Postanowiła raz jeszcze porozmawiać z kobietą.

      Tym razem kosmetyczka była już w zaawansowanej ciąży i poruszała się ospale.

      – Pani na paznokcie? – W jej głosie słychać było zmęczenie.

      Wolska sięgnęła po blachę i wtedy kobieta przypomniała sobie, z kim ma do czynienia.

      – I co? Czy moja klientka się odnalazła? – spytała.

      Policjantka pokręciła głową.

      – Boże… – kobieta jęknęła i pogładziła się po wydatnym brzuchu.

      Wolska poprosiła ją, by przypomniała sobie rozmowę z licealistką.

      – Przecież już o tym pani opowiadałam – broniła się kobieta. – Poza tym mamy dziś spory ruch. – Obróciła się, zerkając przez ramię.

      – Wiem, zajmę tylko chwilę.

      Kobieta westchnęła.

      – Wszystko już pani opowiedziałam.

      – Ale jest coś jeszcze. Chciałam zapytać, czy nie miała pani wrażenia, że Joanna Metz wypytuje panią o ciążę z jakiegoś konkretnego powodu.

      – Konkretnego powodu? – powtórzyła, krzywiąc się.

      Wolska przeszukała kieszenie i w jednej z nich odnalazła zapalniczkę. Ścisnęła ją w dłoni i położyła palec na plastikowym ząbkowanym kółku.

      – Że niby sama miała być w ciąży? – Kosmetyczka spoglądała z niedowierzaniem na policjantkę. – Nie, nie sądzę.

      – Jest pani przekonana?

      Pracownica salonu wzruszyła ramionami.

      – No nie, ale w tej sytuacji chyba coś by mi o tym powiedziała.

      – Pewnie tak. Dziękuję. – Wolska odeszła od kontuaru, lecz po chwili wróciła. Kosmetyczka wciąż stała i podpierała się pod boki.

      – Po co robiła paznokcie? – Wolska zmrużyła powieki.

      – Wtedy?

      Policjantka kiwnęła głową, a manikiurzystka zamyśliła się.

      – Szczerze mówiąc, nie pamiętam. – Rozłożyła ręce.

      – Miała z kimś się spotkać?

      – Nie wiem.

      – A wcześniej? Gdy tu przychodziła na paznokcie, to zawsze z jakiejś okazji?

      – Raczej nie. Po prostu przychodziła, bo lubiła o siebie zadbać. – Kosmetyczka spojrzała na dłonie Wolskiej. – Pani też by się przydało.

      Policjantka