Nocna droga. Kristin Hannah

Читать онлайн.
Название Nocna droga
Автор произведения Kristin Hannah
Жанр Контркультура
Серия Kolekcja 20-lecia
Издательство Контркультура
Год выпуска 0
isbn 9788381395717



Скачать книгу

Słyszałeś, Milesie? – powiedziała Jude. – Dzieci chcą iść na prywatkę do Kevina Eisnera.

      – Czy to jakiś problem? – spytał Miles, polewając sosem holenderskim grillowane szparagi.

      – Eisnerowie są w Paryżu, jeśli się nie mylę – rzekła Jude, obserwując, jak brat i siostra jednocześnie się wzdrygają. – To mała wyspa – przypomniała.

      – Ale jest ciotka Kevina – rzekł Zach. – Będzie ktoś dorosły.

      – Właśnie – dorzuciła Mia, kiwając głową.

      Jude poprawiła się na krześle. Wiedziała, że ten moment nadejdzie. Sama też kiedyś była nastolatką, a ostatni rok w liceum okazał się apogeum dorastania. Wiedziała więc, co się święci, kiedy maturzyści chcą „imprezować”.

      Przeprowadziła z dziećmi niezliczone rozmowy na temat alkoholu, wielokrotnie powtarzając, jaki może być niebezpieczny, a one przyrzekały, że nie będą piły, lecz nie dała się na to nabrać. Nie udawała przed sobą, że jej dzieci są chodzącymi ideałami. Chciała je tylko chronić przed zagrożeniami dojrzewania, nawet tymi, które same na siebie ściągały.

      Nie musiała się zgadzać. Ale mogłyby się wtedy sprzeciwić, postawić na swoim, a czy wówczas nie byłyby bardziej zagrożone?

      – Zadzwonię do ciotki Kevina – rzekła powoli. – Upewnię się, że ktoś dorosły będzie czuwał nad tą zabawą.

      – O Boże! – Mia jęknęła. – Chcesz nas kompletnie poniżyć? Nie jesteśmy dziećmi.

      – Naprawdę, mamo – zaprotestował Zach. – Wiesz, że możesz nam zaufać. Nie będę prowadził po pijanemu.

      – Wolałabym, byś obiecał, że nie będziesz pił – odparła.

      Syn spojrzał na nią.

      – Może wypiję jedno piwo. Nie zabije mnie. Chcesz, żebym cię okłamywał? W naszej rodzinie tak nie postępujemy.

      Jej własne słowa wróciły do niej rykoszetem z zabójczą precyzją. Taka była cena szczerości w stosunkach z dziećmi – matka dowiadywała się nieraz o czymś, o czym wolałaby nie wiedzieć. Jude uważała, że rodzic ma dwie możliwości: prosić o szczerość i jakoś żyć z niepożądaną prawdą albo chować głowę w piasek i dać się okłamywać. Szczerość Zacha przemawiała za tym, żeby mu wierzyć.

      – Zastanowię się – powiedziała na tyle stanowczo, by zakończyć rozmowę.

      Reszta posiłku minęła szybko. Dzieci sprzątnęły ze stołu, odłożyły naczynia do zmywarki i pobiegły na górę.

      Jude wiedziała, że szykują się na prywatkę. Przewidywały zwycięstwo – poznała to po ich oczach.

      – Sama nie wiem – zwróciła się do Milesa. Stali obok siebie przed panoramicznym oknem, patrząc na zapadający zmierzch. Cieśnina przybrała odcień grafitu, a niebo zbrązowiało. – Jak powstrzymać ich przed piciem i zapewnić bezpieczeństwo?

      – Przykuć łańcuchami do ściany. Szkoda, że władze stanowe krzywo na to patrzą.

      – Bardzo śmieszne. – Spojrzała na męża. – Nie możemy powstrzymać ich od picia, wiesz o tym. Jeżeli nie upiją się dzisiaj, to kiedy indziej. Tak już jest. Więc co zrobimy, żeby je ochronić? Może urządzimy prywatkę tutaj? Weźmiemy od młodych kluczyki i zadbamy o bezpieczeństwo. Dopilnujemy, by nie wypili za dużo.

      – Hm. Nie. Ryzykowalibyśmy wszystkim, co posiadamy. A gdyby komuś coś się stało, odpowiedzialność spadłaby na nas. Wiesz, że nastolatki mnożą się jak bakterie. Ani się obejrzysz, a będzie ich tłum nie do ogarnięcia. Nie chce mi się wierzyć, że to zaproponowałaś.

      Jude przyznała w duchu rację mężowi, ale to nie pomogło.

      – Pamiętasz liceum? Bo ja tak. Co tydzień piwna balanga na Morrow Farm. I jechaliśmy do domu samochodem.

      – Musisz im zaufać, Jude. Niech zaczną samodzielnie podejmować decyzje. Mia to bystra dziewczyna i z całą pewnością nie jest balangowiczką. A Zach nie dopuści, żeby stała jej się krzywda. Wiesz o tym.

      – Chyba tak. – Jude kiwnęła głową, rozważając kwestię po raz tysięczny. Nie widziała dobrego wyjścia. Żadnego bezdyskusyjnie słusznego rozwiązania.

      Przez resztę wieczoru roztrząsała problem, jak powinna postąpić w tej sytuacji dobra matka. Zmagała się z tym jeszcze o dziewiątej, gdy dzieci zbiegły na dół po schodach.

      – No i? – spytał Zach.

      Popatrzyła na nich. Zach – wysoki, przystojny, opanowany, w dżinsach biodrówkach i pasiastej bluzie z amerykańskim orłem, i Mia – w poszarpanych niebieskich dżinsach za kolano, białej koszulce i niedbale zawiązanym męskim krawacie z niebieskiego jedwabiu. Włosy ściągnęła w koński ogon sterczący nad głową. Od czasu poznania Lexi wyszła ze skorupy, ale nadal była delikatna, potrzebowała wsparcia. Łatwo byłoby złamać jej serce, mogłaby podjąć złą decyzję w obawie, że zostanie wyśmiana.

      To dobre dzieci. Uczciwi młodzi ludzie, myślący o swojej przyszłości. Nigdy nie dały Jude powodu, by w nich zwątpiła.

      – Madre? – zagadnął Zach z uśmiechem, biorąc ją za rękę. – No, przecież wiesz, że możesz nam zaufać.

      Manipulował nią, grając na jej uczuciach, a ona nie potrafiła się oprzeć. Bardzo kochała ich oboje i pragnęła, żeby byli szczęśliwi.

      – Sama nie wiem...

      Mia przewróciła oczami.

      – Jak na procesie czarownic. Możemy iść czy nie?

      – Obiecaliśmy, że nie będziemy pić – przypomniał Zach.

      Miles podszedł do Jude i objął ją w talii.

      – Możemy więc trzymać was za słowo, tak?

      – Oczywiście – zapewnił Zach z szerokim uśmiechem.

      – Wracacie najpóźniej o północy – zarządziła Jude.

      – O północy?! – powtórzył Zach. – Ale kicha. Nie mamy czternastu lat. Daj spokój, mamo. Tato?

      W jednej sekundzie Miles powiedział „o północy”, a Jude – „o pierwszej”.

      Zach i Mia doskoczyli do matki, aby ją wyściskać.

      – Uważajcie na siebie – rzekła nerwowo Jude. – Jeżeli pojawi się jakiś problem, zadzwońcie. Mówię poważnie. Gdybyście coś wypili, choć nie powinniście, dzwońcie do domu. Przyjedziemy po was razem z tatą, podwieziemy też kogoś z waszych przyjaciół. Serio. Żadnych pytań, żadnych kłopotów. Obiecuję. Dobrze?

      – My to wiemy – odparła Mia. – Mówisz nam o tym od lat.

      I za chwilę już ich nie było, pobiegli do sportowego białego mustanga, który ona i Miles kupili im rok temu.

      – Powinnaś twardo obstawać przy północy – rzekł Miles, kiedy drzwi auta zamknęły się z trzaskiem.

      – Wiem – przyznała.

      Dla niego to było łatwe. Kiedy Miles na coś nie pozwalał, poddawali się. Kiedy ona czegoś zabraniała, dopominali się jeszcze bardziej, przewiercając się przez jej stanowczość jak wołek zbożowy przez osłonkę ziarna zboża, aż dostali to, czego chcieli.

      Nachmurzony Miles patrzył za znikającymi w mroku czerwonymi tylnymi światłami auta Zacha.

      – Ostatni rok w liceum nie będzie łatwy.

      – Nie – rzekła Jude. Już zaczynała