Nocna droga. Kristin Hannah

Читать онлайн.
Название Nocna droga
Автор произведения Kristin Hannah
Жанр Контркультура
Серия Kolekcja 20-lecia
Издательство Контркультура
Год выпуска 0
isbn 9788381395717



Скачать книгу

ogóle obchodzi? Nie mam przyjaciół.

      – Owszem, masz.

      – Nie. Zach ma przyjaciół, którzy starają się być mili dla jego siostry frajerki. To nie to samo.

      Od lat Jude poruszała niebo i ziemię, żeby uszczęśliwić dzieci, lecz tej bitwy nie mogła stoczyć. Nie jest łatwo być nieśmiałą siostrą bliźniaczką najbardziej lubianego chłopaka w szkole.

      – Mam dla ciebie prezent.

      – Naprawdę? – Mia usiadła. – Co to?

      – Otwórz.

      Jude podała jej owinięte w papier pudełko.

      Dziewczynka szybko je otworzyła. W środku leżał pamiętnik oprawiony w różową skórkę, z błyszczącym mosiężnym zameczkiem.

      – Miałam taki sam, kiedy byłam w twoim wieku. Zapisywałam wszystko, co mi się przytrafiło. Takie notowanie różnych rzeczy pomaga. Ja też byłam nieśmiała.

      – Ale ty byłaś piękna.

      – Mio, jesteś piękna. Chciałabym, żebyś to zobaczyła.

      – Tak, jasne. Pryszcze i aparat są ostatnio w modzie.

      – Otwórz się trochę na innych, dobrze? Idziesz do nowej szkoły, Mio, zawrzyj nowe znajomości.

      – Mamo, od przedszkola spotykam się z tymi samymi dziećmi. Wątpię, żeby nowy adres coś zmienił. I już starałam się być otwarta... dla Haley, pamiętasz?

      – To było ponad rok temu. Skupianie się na niepowodzeniach nie prowadzi do niczego dobrego. Dzisiaj jest pierwszy dzień liceum. Nowy początek.

      – Okej.

      Mia dzielnie przywołała na twarz uśmiech.

      – Dobrze. A teraz wyskakuj z łóżka. Chcę dziś dojechać do szkoły wcześniej, żeby pomóc ci znaleźć szafkę i odprowadzić cię na pierwszą lekcję. Pan Davies będzie miał z wami geometrię. Chcę, żeby wiedział, jak dobrze ci poszło na teście WASL.

      – Nie wejdziesz ze mną do klasy. Sama znajdę szafkę.

      Jude, myśląc trzeźwo, przyznałaby córce rację, ale nie była jeszcze gotowa, by wypuścić ją spod skrzydeł. Jeszcze nie. Tyle złego mogło się zdarzyć. Mia była delikatna, krucha, denerwowała się z byle powodu. A jeśli ktoś zacznie się z niej naśmiewać?

      Zadaniem matki jest chronić swoje dzieci – czy tego chcą, czy nie. Wstała.

      – Będę praktycznie niewidoczna. Przekonasz się. Nikt nie zwróci na mnie uwagi.

      Mia jęknęła.

      2

      Pierwszego dnia szkoły Lexi obudziła się wcześnie i powlokła wąskim korytarzykiem do łazienki. Jedno spojrzenie w lustro potwierdziło najgorsze obawy: cerę miała bladą, wręcz szarawą, niebieskie oczy przekrwione i zapuchnięte. Widocznie znów płakała przez sen.

      Szybko opłukała się letnią wodą z prysznica, starając się nie marnować pieniędzy ciotki. Suszenie włosów było stratą czasu. Opadające na plecy czarne pasma, schnąc, same się skręcały, puszyły i robiły, co chciały, więc związała je w koński ogon i wróciła do pokoju.

      Otworzyła drzwi szafy i popatrzyła na skromny zestaw ubrań, którymi dysponowała. Taki mały wybór...

      Jak się ubierały tutejsze dzieciaki? Czy na Sosnowej Wyspie będzie tak jak w Brentwood albo w Hills, gdzie uczniowie prezentowali awangardowe stroje niczym modele i modelki na wybiegach? Albo we wschodnim Los Angeles, gdzie klasy wypełniali kiepscy naśladowcy gwiazd rocka i stylu grunge?

      Ktoś zastukał tak cicho, że Lexi ledwo usłyszała. Szybko zasłała łóżko i dopiero potem otworzyła drzwi.

      Stała tam Eva, trzymając jasnoróżową bluzę z motylem błyszczącym od strasu. Na skrzydełkach w kształcie fasolek fiolet kontrastował z żółcią i koniczynową zielenią.

      – Kupiłam to dla ciebie wczoraj w pracy. Pomyślałam, że każda dziewczynka powinna mieć coś nowego w pierwszym dniu liceum.

      Lexi nie widziała jeszcze tak brzydkiej bluzy, odpowiedniej raczej dla czterolatki niż czternastolatki, ale od razu ją polubiła. Nigdy przedtem nie dostała prezentu na pierwszy dzień szkoły.

      – Idealna – powiedziała ze ściśniętym gardłem. Mieszkała u ciotki dopiero cztery dni, a z każdą godziną czuła się coraz bardziej jak u siebie w domu. Tak szybko się zadomawiała, że aż strach. Wiedziała, czym grozi przywiązanie do jakiegoś miejsca. I osoby.

      – Nie musisz jej wkładać, jeżeli nie chcesz. Pomyślałam tylko...

      – Nie mogę się doczekać, kiedy ją włożę. Dziękuję, Evo.

      Ciotka obdarzyła ją radosnym uśmiechem, od którego zrobiły jej się bruzdy na policzkach.

      – Mówiłam Mildred, że ci się spodoba.

      – Podoba mi się.

      Eva skinęła nieznacznie głową, wycofała się do korytarza i zamknęła za sobą drzwi. Lexi włożyła różową bluzę i spłowiałe dżinsy Target. Zapakowała do starego plecaka zeszyty, papier i długopisy, które Eva poprzedniego wieczoru przyniosła z pracy.

      Kiedy weszła do kuchni, starsza pani stała przy zlewie wyszykowana do pracy – w niebieskim firmowym fartuszku Walmartu, cytrynowożółtym akrylowym sweterku i dżinsach – popijała kawę.

      Ich spojrzenia spotkały się, pokonując niewielką, uporządkowaną przestrzeń. W brązowych oczach Evy czaiło się zatroskanie.

      – Pani Watters bardzo się starała, żeby umieścić cię w liceum na Sosnowej Wyspie. To jedno z najlepszych w całym stanie, ale szkolny autobus nie przejeżdża przez most, więc będziesz musiała pojechać rozkładowym. W porządku? Czy już ci o tym mówiłam?

      Lexi pokiwała głową.

      – Spoko. Nie martw się, Evo. Od lat jeżdżę autobusami.

      Nie dodała, że nieraz spała na brudnych autobusowych siedzeniach, kiedy nie miały z mamą dokąd pójść.

      – No, to załatwione. – Eva dopiła kawę, opłukała filiżankę i zostawiła ją w zlewie. – Na pewno nie chcesz się spóźnić pierwszego dnia szkoły. Podwiozę cię. Idziemy.

      – Mogę podjechać autobusem...

      – Nie pierwszego dnia. Specjalnie wzięłam drugą zmianę.

      Lexi poszła za ciotką do samochodu. Kiedy jechały w stronę wyspy, rozglądała się po okolicy. Przedtem widziała tylko mapy, ale cienkie linie i oznaczenia dają niewielkie pojęcie o rzeczywistości. Wiedziała na przykład, że Sosnowa Wyspa liczy dziewiętnaście kilometrów długości i sześć i pół kilometra szerokości; że można się na nią dostać promem kursującym do centrum Seattle albo mostem, który łączył ją z hrabstwem Kitsap na stałym lądzie. Przy końcu mostu w Port George ląd należał do Indian. Sosnowa Wyspa, jak Lexi mogła się teraz naocznie przekonać, nie.

      Sądząc po domach, jakie tu stały, mieszkańcy wyspy byli zamożni. Ich posiadłości zasługiwały na miano rezydencji.

      Skręciły z autostrady na boczną drogę i wjechały na wzgórze, prosto pod liceum mieszczące się w kilku przysadzistych budynkach z czerwonej cegły, skupionych wokół masztu z flagą. Jak wiele szkół, do których uczęszczała Lexi, liceum na Sosnowej Wyspie rozrosło się szybciej, niż przewidywano. Wokół głównego kampusu powstał krąg przenośnych modułów. Eva zatrzymała się na pustym pasie autobusowym