Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina

Читать онлайн.
Название Harmonia zbrodni
Автор произведения Aleksandra Marinina
Жанр Современные детективы
Серия Anastazja Kamieńska
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788366517530



Скачать книгу

gdzie i jak szukać pańskiego syna.

      – Przekonała mnie pani – powiedział Tiengiz stanowczo.

      – A pańską żonę?

      – Ją też.

      – Odniosłam inne wrażenie – zauważyła Nastia taktownie.

      Chciała otrzymać zgodę obojga rodziców, w przeciwnym razie mogły się pojawić nieprzewidziane komplikacje.

      – Katia zawsze podziela moje zdanie – powiedział Tiengiz twardo. – Mówimy jednym głosem.

      Jekatierina kiwnęła głową na znak zgody, ale w jej oczach malował się popłoch.

      – W takim razie muszę porozmawiać z państwa synem. Ostatnie słowo należy do niego. Może sam odmówi.

      Artiom stał, przyciskając ucho do drzwi, i przekazywał szeptem przyjacielowi to, co usłyszał.

      – Ojciec się zgadza, ale mama jest przeciwna – oznajmił.

      – A czego chce ta baba? – zapytał Denis cicho.

      Siedział na kanapie w samych szortach, przepocona koszulka wisiała na oparciu krzesła przed wentylatorem.

      – Chce komuś powiedzieć, że widziałem tamtego mężczyznę na ławce.

      – Po co?

      – Żeby go nastraszyć.

      – A jak się dowie, że to on? Przecież go nie widziałeś i nie potrafisz rozpoznać…

      – Ciszej! Porozmawiamy później, bo nic nie słyszę.

      Przez jakiś czas w pokoju panowała cisza. Denis wstał z kanapy i podszedł na palcach do wentylatora. Strumienie ciepłego powietrza owiewały nagie ciało, więc poczuł chwilową ulgę. A jednak są pewne zalety bycia nastolatkiem. Można paradować w szortach podczas upału, nie jak dorośli, którzy, zmuszeni chodzić do pracy, pocą się w garniturach.

      Nagle Artiom odskoczył od drzwi i opadł na kanapę, robiąc znudzoną i niefrasobliwą minę. W tej samej chwili drzwi pokoju się otworzyły.

      – Chodźcie tutaj, chłopcy – rozległ się głos Tiengiza. – Nasz gość chce z wami porozmawiać.

      Denis od razu ruszył do drzwi, ale Artiom go powstrzymał.

      – Włóż koszulkę – powiedział szeptem. – Nie wypada paradować z nagim torsem w obecności obcej kobiety.

      Denis posłusznie wciągnął wilgotną koszulkę i się skrzywił. Same przykrości przez tę milicję.

      Rozdział 3

      Denis Bażenow patrzył niespokojnie na gościa. Kobieta mu się nie podobała. Choćby dlatego, że rozumiała, o czym mówi Artiom. On, Denis, nie rozumiał, a ona rozumiała.

      – Posłucham nagrań berlińskiej i wiedeńskiej orkiestry, a także Wielkiej Symfonicznej – powiedziała. – Ale przecież na pewno są jeszcze dziesiątki innych nagrań Symfonii Szkockiej. Potrzebuję jakichś wyróżników, żeby wybrać spośród dziesiątków nagrań to, które słyszałeś.

      – Zna pani tekst muzyczny? – zapytał Artiom.

      Denis poczuł złośliwą satysfakcję. On akurat wie, co to jest tekst muzyczny, Artiom mu wytłumaczył, ale ta baba może tego nie wiedzieć.

      – Oczywiście. – Uśmiechnęła się.

      – W takim razie mogę zagrać pani parę fragmentów z pierwszej części, pomogą rozpoznać tamto nagranie.

      Podniósł klapę fortepianu, usiadł na obrotowym krześle i wziął parę akordów.

      – Właśnie w tym miejscu – zagrał parę taktów – słychać wyraźnie instrumenty blaszane. W innych nagraniach przebijają smyczkowe, rozumie pani?

      – Tak. – Kamieńska kiwnęła głową. – Zapamiętam.

      – I jeszcze coś. – Artiom znowu zaczął grać. – Tutaj jest na odwrót, blaszanych jakby w ogóle nie było, słychać tylko skrzypce.

      – Zrozumiałam. Od dawna zajmujesz się muzyką?

      – Całe życie. Odkąd pamiętam.

      – A więc gdy zaczynałeś, widziałeś lepiej niż teraz?

      – O wiele lepiej. Dlatego granie nie sprawia mi kłopotu, palce znają każdy klawisz. Problemem są nuty.

      Denis omal nie pękł ze złości. Jak ona śmie! Że też ma czelność rozmawiać z Artiomem o jego chorobie! Ani Artiom, ani jego rodzice, ani Denis nie pozwalali o niej wspominać, wszyscy udawali, że problem nie jest wart dyskusji. Trzeba żyć i pracować, a nie myśleć o bolączkach. Tak uczyli Artioma rodzice, tak myślał sam Artiom i właśnie tak przyzwyczaił myśleć swojego przyjaciela. Ale Artiom też jest dobry! Dlaczego odpowiada milicjantce, zamiast gwałtownie uciąć rozmowę i przywołać ją do porządku, jak to robił z natrętami w szkole?

      – A co z nutami? – zapytała Kamieńska. – Pewnie nie możesz czytać ich z kartki i musisz radzić sobie jak w pierwszej klasie?

      – To zależy. Przez jakieś dziesięć minut mogę czytać z kartki, później muszę odpocząć z pół godziny, bo oczy bardzo się męczą i przestaję cokolwiek widzieć. W tym czasie Denis mi pomaga, czyta na głos partyturę. Idzie to wprawdzie wolno, bo przecież ja wszystkie znaki muzyczne widzę naraz, a on wymienia je po kolei. Ale nie szkodzi, dajemy sobie radę. Najbardziej lubię grać z pamięci, do tego nie trzeba żadnych nut. Gram dla własnej przyjemności.

      – A jakie są perspektywy? Jest szansa, że się wyleczysz?

      Nie, tego Denis nie potrafił już znieść. Nawet z nim, ze swoim najbliższym przyjacielem, Artiom nigdy nie rozmawia na ten temat, mimo że Denis został we wszystko wprowadzony. Wujek Tiengiz na samym początku opowiedział mu o chorobie Artioma i raz na zawsze zabronił poruszać tę kwestię. Trzeba stosować się do zaleceń lekarzy, ale ich nie omawiać, bo nie ma się nad czym rozwodzić. Trzeba żyć i pracować, a nie mielić językiem.

      – Perspektywy są żadne – powiedział Denis głośno i nerwowo, próbując osłonić przyjaciela, który nie lubił o tym mówić. – Nigdzie na całym świecie nie ma lekarstwa na tę chorobę. Atrofia nerwu wzrokowego prowadzi do całkowitej ślepoty. Niektórzy mają szczęście, stan się stabilizuje, chory widzi źle, ale z biegiem lat sytuacja się nie pogarsza. Choroba się zatrzymuje.

      Kamieńska popatrzyła na niego uważnie. Jej spojrzenie sprawiło, że Denis poczuł się nieswojo.

      – Dobrze się orientujesz w chorobie Artioma – zauważyła. – Czy, twoim zdaniem, jest nadzieja, że jego stan się ustabilizuje?

      Denis złagodniał. Od razu wybaczył tej obcej babie, bo teraz rozmawiała tylko z nim i pytała o to, czego sama nie wiedziała. Tym samym uznała jego przewagę i wyższość. Teraz gotów był opowiadać jej godzinami o tym, czym jest atrofia nerwu wzrokowego i do czego prowadzi. Wiedział mnóstwo o tej chorobie.

      – Jeszcze nie wiadomo – odparł. – Te rzeczy wyjaśniają się w wieku jakichś dwudziestu pięciu lat, gdy organizm ostatecznie się ukształtuje. Jeśli, oczywiście, do tego czasu chory całkowicie nie straci wzroku . Przez ostatnie dwa lata stan Artioma się nie pogarsza, więc nadzieja jest, mimo że niewielka.

      – Niech