Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina

Читать онлайн.
Название Harmonia zbrodni
Автор произведения Aleksandra Marinina
Жанр Современные детективы
Серия Anastazja Kamieńska
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788366517530



Скачать книгу

jakbyś stracił całą rodzinę. Sam zapragnąłeś sobie pomóc. Tak szybko dajesz za wygraną? Wydawało mi się, że jesteś bardziej uparty.

      Denis się zmieszał. To prawda, nie powinien rezygnować tak szybko. W końcu nigdzie mu się nie śpieszy. Zrobił parę energicznych skłonów w przód i na boki, potem zabrał się do przysiadów.

      – Wystarczy? – zapytał po dziesiątym przysiadzie.

      – Wystarczy. Teraz wszystko od początku. Stój prosto i swobodnie, ręce przed siebie.

      Denis znowu stanął na baczność i wyciągnął ręce. Chwilę później zauważył, że ich nie czuje. Stały się lekkie i nieważkie, więc bez trudu utrzymywał je w tym położeniu. Nawet się nie zdziwił, gdy zauważył, że zaczęły wykonywać nieokreślony ruch.

      – Brawo, brawo – odezwał się chłopak w okularach. – Jest ruch! Nie przerywaj, kontynuuj.

      Ręce płynnie rozjechały się na boki.

      – A teraz każ im od razu wrócić do poprzedniego położenia! Ręce wracają, wracają.

      Ręce wracają, powtarzał w myślach Denis, i ręce rzeczywiście ruszyły z powrotem.

      – Wspaniale! I znowu polecenie „na boki”.

      Tym razem ręce z łatwością wykonały ruch, a Denis odniósł wrażenie, że był on silniejszy i szybszy, w każdym razie na koniec nawet łopatki się ściągnęły. Chłopak nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, ale ogarnął go zachwyt na widok owego lekkiego, a zarazem szerokiego ruchu, wywołanego jedynie siłą woli, a nie pracą mięśni. Kolejny ruch rękami tam i z powrotem sprawił, że poczuł się, jakby leciał. Ręce płynęły jak skrzydła, a w głowie nie było niczego prócz myśli o tych płynących bez najmniejszego wysiłku rękach.

      – Dosyć, przestań – polecił chudy okularnik. – Zrób znowu parę ćwiczeń rozgrzewających.

      – A konkretnie? – zapytał Denis.

      Poczuł ciekawość, więc pragnął robić wszystko zgodnie z regułami.

      – Nie ma znaczenia. Ciało samo ci podpowie, jakie ćwiczenia powinieneś wykonać. Wystarczy, że się w nie wsłuchasz.

      Denis stanął swobodnie, po czym odchylił się do tyłu, jakby próbował zrobić mostek. Plecy wygięły się lekko, co go zdziwiło. Na wuefie nigdy nie przepadał za gimnastyką, mostek robił tylko na żądanie nauczyciela, o wiele większą przyjemność sprawiały mu gra w siatkówkę i bieganie na długie dystanse.

      – No widzisz – skomentował jego nowy znajomy. – Twoje ciało podpowiedziało ci, że musisz zająć się kręgosłupem, bo to w nim nagromadziło się całe draństwo.

      Denis wykonał ćwiczenie parę razy, później zrobił głęboki skłon w przód, starając się dotknąć kolan czołem.

      – Co teraz?

      – Teraz stań prosto, ręce trzymaj luźno wzdłuż ciała. Skup się i każ im się podnieść. Wszystko tak jak przedtem, tylko ruch nie do przodu i do tyłu, ale w górę i w dół.

      Denis nie potrafił wykonać zadania i okropnie się zdenerwował.

      – Poćwiczę i na pewno dam radę – zapewnił gorliwie.

      – To akurat nie jest konieczne. – Okularnik oznajmił niespodziewanie.

      – Jak to? Sam przecież powiedziałeś, że potrzebny jest upór.

      – Nie w tym sensie. Idea klucza polega na tym, że człowiek robi to, co mu wychodzi i sprawia przyjemność. Istnieje parę rodzajów ruchów, musisz wykonać każdy z nich i zdecydować, który jest najłatwiejszy. To on stanie się twoim kluczem. Przez całe życie ulegamy naciskom, musimy robić to, co nam się nie podoba albo nie udaje, bo inni wmawiają nam, że to konieczne i że dzięki temu wyrabiamy silną wolę. Ale to nie jest słuszne podejście. Życie powinno sprawiać radość.

      – To już przesada – prychnął Denis. – Nie spotykają nas same przyjemności. Gdyby można było do niczego się nie zmuszać, wszyscy byliby nieukami i nikt by nie pracował. Co, może zaprzeczysz?

      – Nie zaprzeczę. Chodzi jednak o to, żeby wszystko robić z radością, a to, co niezbędne, bez wysiłku i przymusu. Pamiętasz, jak nas uczono w szkole? Wolność to uświadomiona konieczność. Gdy tylko zrozumiesz, że musisz coś zrobić i nie możesz tego uniknąć, zrobisz to z łatwością, bo nie będziesz mógł inaczej. Sam to sobie uświadomiłeś i sam doszedłeś do wniosku, że bez tego się nie da. A to już jest zupełnie inna forma przymusu. To już wolność. Sam podejmujesz decyzję i sam wcielasz ją w życie. Ale to filozofia. My zaś mówimy teraz o kluczu i o tym, jak ci pomóc. A przy okazji, zauważyłeś, co teraz robisz?

      – No co?

      Denis rozejrzał się, popatrzył na swoje ręce, nie rozumiejąc, o czym mówi dziwny okularnik, i stwierdził, że kołysze się miarowo na boki. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął to robić. Wydawało mu się, że to naturalny stan ciała.

      – Kołyszesz się. To oznacza, że osiągnąłeś ów stan lekkości, w którym można uświadomić sobie swój problem i znaleźć nowe, nieszablonowe rozwiązanie. Trzeba tylko usiąść, rozluźnić się i trochę odpocząć. Decyzja przyjdzie sama.

      – Ściemniasz! – orzekł Denis. – Takie rzeczy się nie zdarzają.

      – No to spróbuj. Oczywiście, że od razu nic się nie stanie, ale za trzecim czy czwartym razem się uda. Zapamiętaj kolejność: krótka rozgrzewka, potem latasz, potem znowu rozgrzewka, znowu latasz, ale trochę dłużej, potem stoisz i się kołyszesz, potem siedzisz i odpoczywasz.

      – Jak długo trzeba latać?

      – To zależy od ciebie. Sam decydujesz, co i jak robić. Jeśli masz ochotę, lataj. Jeśli masz ochotę, kołysz się. Pamiętaj, że twój organizm sam wie, jak długo powinieneś latać. Musisz nauczyć się go słuchać. Ćwiczenie należy wykonywać dopóty, dopóki sprawia przyjemność. Gdy tylko organizm uzna, że już wystarczy, sam zapragniesz przerwać.

      – I po co to wszystko? Jak to może mi pomóc?

      – Nauczysz się kierować emocjami. Nie będziesz się złościł ani irytował z powodu głupstw, gdy to przeszkadza w normalnej pracy. Nauczysz się nie męczyć. Umówmy się tak: poćwiczysz parę dni i jeśli dojdziesz do wniosku, że chcesz się dowiedzieć i nauczyć czegoś więcej, zjawisz się tam, gdzie prowadzimy specjalne zajęcia. Jeśli nie zechcesz, będziesz korzystał tylko z tego, czego cię nauczyłem. To też bardzo dużo, sam poczujesz, gdy zaczniesz ćwiczyć. Chcę, żebyś zapamiętał jedno: jeśli nie nauczysz się sobą kierować, inni będą to robili za ciebie. – Zerknął na zegarek i pokręcił głową. – Wpół do dwunastej. Wracamy do domu, kolego. Tutaj masz wizytówkę. Jak się namyślisz, to przyjdź. – Wsunął Denisowi małą, prostokątną tekturkę i pomachał ręką na pożegnanie.

      – Ej! – krzyknął za nim Denis. – Jak ci na imię?

      – Wadim. Cześć.

      Znowu machnął ręką i ruszył szybkim krokiem na przystanek trolejbusowy. Denis powlókł się chodnikiem i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że podczas spotkania z dziwnym chłopakiem ani razu nie pomyślał ani o zdradzie przyjaciela, ani o matce alkoholiczce, ani o tym, że nikt go nie potrzebuje. W dodatku nagle zrozumiał, że wcale nie pragnie tego roztrząsać.

      No i co ma ze sobą zrobić? Do domu nie pójdzie, to oczywiste. Ale niedługo północ, na ulicy nie będzie bezpieczny. Może Artiom jeszcze się nie położył?

      Denis szybko pokonał kilkaset metrów dzielących go od domu przyjaciela i spojrzał w okna. Były ciemne – Artiom pewnie już śpi. Usiadł na ławce przed wejściem. Teraz naprawdę nie ma dokąd pójść. Może powinien zaczekać