Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina

Читать онлайн.
Название Harmonia zbrodni
Автор произведения Aleksandra Marinina
Жанр Современные детективы
Серия Anastazja Kamieńska
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 9788366517530



Скачать книгу

Ale chyba będzie musiała się przyznać.

      – Misza, ja znowu o Dudariewie – powiedziała, nie obracając się i udając, że pochłonięta jest krojeniem warzyw na sałatkę. – Może tamten śledczy, który go aresztował, nie rozważył wszystkiego?

      – Niewykluczone – przyznał. – I co dalej?

      – No… może jeszcze rozważy i go wypuści, jak sądzisz?

      – To mało prawdopodobne. Zbyt dużo dowodów świadczy przeciwko twojemu znajomemu. Śmierć żony była mu na rękę. Poza tym, służąc w wojsku, miał do czynienia z materiałami pirotechnicznymi i nabrał wprawy w pracy z urządzeniami wybuchowymi. Dlatego twój przyjaciel nie może na nic liczyć. Nadal mi jednak nie powiedziałaś, skąd go znasz.

      – I na podstawie tej przypadkowej znajomości wyciągasz poważne wnioski, że to dobry człowiek i że nie mógł nikogo zabić? Moim zdaniem, kochanie, próbujesz uprawiać dobroczynność. Słuchaj, jestem piekielnie głodny. Długo jeszcze?

      – Już gotowe.

      Olga doprawiła sałatkę majonezem i umieściła talerz na stole przed mężem. Michaił wziął kromkę chleba i zaczął z apetytem pochłaniać świeże warzywa.

      – Zrobić ci kawę? – zapytała.

      – Bądź tak dobra.

      Olga wsypała ziarna do młynka i wcisnęła guzik. Miała nerwy napięte jak postronki, ledwo znosiła głośne buczenie tuż koło ucha. Z trudem się powstrzymała, żeby nie cisnąć na podłogę wibrującego i dudniącego młynka i nie zacząć krzyczeć.

      – A więc mówisz, że on bywa na targach książki? –zapytał nagle mąż.

      – Tak.

      – Dobrze, że o tym wspomniałaś. Trzeba będzie poszukać tam jego kontaktów.

      – Jakich kontaktów, Misza? On nie jest przestępcą! – zawołała Olga z rozpaczą. – Nikogo nie zabił.

      – Skąd możesz o tym wiedzieć? Bronisz go, jakby to był ktoś bliski. Dziękuję. – Odsunął pusty talerz. – Było bardzo smaczne.

      – Na zdrowie. – Olga nabrała powietrza do płuc, jak przed skokiem do wody. – Dobrze znam Gieorgija. Boję się mówić ci o tym i jest mi wstyd, ale znam go bardzo dobrze. I doskonale wiem, że nie jest zabójcą.

      – Tak. – Michaił wyprostował się i z niepokojem popatrzył na żonę. – Co to znaczy, że się boisz i jest ci wstyd? Co was łączy?

      – Nasze relacje są bliskie, Misza. Bardzo bliskie. No cóż, teraz wiesz o wszystkim. – Olga bezsilnie osunęła się na krzesło i wybuchnęła płaczem. – Proszę cię, błagam… Zrób coś, porozmawiaj ze śledczym, masz przecież kontakty… Wytłumacz mu, że Gieorgij nie mógł zrobić niczego złego. Wiem, że teraz nie zechcesz ze mną być, że masz święte prawo kazać mi się wynosić. Dobrze, niech tak będzie, każ mi się wynosić, tylko go uratuj!

      Już nie myślała o bólu, jaki sprawia mężowi, w głowie kołatała się tylko jedna myśl: musi uratować Gieorgija, który nie jest niczemu winien, nie może być winien, nie mógł zabić żony! Michaił siedział blady, ręce mu drżały.

      – A więc to tak… Olu, ale dlaczego…? Zdzira! – krzyknął nagle. – Obłudna zdzira! Jak długo to trwa?

      – Pół roku – odparła Olga przez łzy.

      – Pół roku mnie okłamywałaś! Pół roku biegałaś do niego, a mnie plotłaś o przychodni i sklepach, tak? Pół roku chodziłaś z nim do łóżka, a potem wracałaś do domu i mnie obejmowałaś, tak? Tak? Tak właśnie było?

      Olga kiwnęła głową.

      – Miszeńka, kochanie, masz rację, masz całkowitą rację, jestem bezwstydną, obłudną zdzirą, możesz mi wymyślać i mnie obrażać, tylko go uratuj!

      Rozszlochała się głośno i rozpaczliwie.

      – Niby jak miałbym uratować twojego kochanka? – zapytał mąż, niespodziewanie odzyskując zimną krew.

      – Porozmawiaj ze śledczym, poproś go… Skoro orientujesz się w sprawie, to znaczy, że wiesz, kto ją prowadzi. Powiedz mu, że Gieorgij nie jest winien, on ci uwierzy. Proszę, Misza! Błagam cię! Chcesz, to uklęknę przed tobą!

      – Nie trzeba. – Jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu. – Obejdziemy się bez patosu. No dobrze, załóżmy, że spowoduję, by zwolniono twojego gacha. I co potem? Wyjdziesz za mąż za bogatego wdowca i rzucisz mnie razem z moją milicyjną pensyjką, tak? I zabierzesz syna, żeby rósł w cieplarnianych warunkach, w luksusie i przepychu? No jak wyobrażasz sobie przyszłość?

      – Nie wiem, Misza… Będzie, jak zechcesz, tylko go uratuj. Każesz, to odejdę. Każesz, to zostanę.

      – Zostaniesz? I będziesz wierną żoną? Czy nadal będziesz mnie okłamywać i biegać na spotkania ze swoim Dudariewem?

      – Daję ci słowo, przysięgam, że nigdy więcej go nie zobaczę, jeśli powiesz, żebym została. Nie będę cię okłamywać. Tylko zrób coś…

      Michaił bez słowa wyszedł z kuchni. Parę minut później Olga zobaczyła go w przedpokoju ubranego do wyjścia, w jasnych spodniach i cienkiej koszuli z krótkimi rękawami.

      – Dokąd się wybierasz? – zapytała z nadzieją. Może Michaił wysłuchał jej błagań i zaraz pójdzie do tamtego śledczego, żeby się dogadać.

      – Do pracy.

      – Zrobisz to, o co cię proszę?

      – Nie wiem. To ja zatrzymałem Dudariewa. Teraz jednak, gdy się okazało, że jest twoim kochankiem, nie wolno mi prowadzić sprawy. Muszę zawiadomić zwierzchników i przekazać ją innemu śledczemu.

      – Ale z nim porozmawiasz? – nalegała Olga.

      – Nie sądzę. Nie mam zwyczaju bronić przestępców, zwłaszcza zabójców. Nawiasem mówiąc, czy twój kochanek wie, gdzie pracuję?

      – Oczywiście.

      – To znaczy, że miał świadomość, kto go przesłuchuje, a mimo to nie puścił pary z gęby. Cóż za dżentelmen, brawo. Ale jest głupi. Gdyby powiedział od razu, natychmiast trafiłby do innego śledczego i może miałby więcej szczęścia. Do miłego, Olgo Wasiljewna!

      Z furią trzasnął drzwiami. Olga stała nieruchomo w przedpokoju, tępo wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stał mąż, jakby nadal z nim rozmawiała. Zrób coś, przekonywała go w myślach, zrób wszystko, co trzeba, żeby uratować Gieorgija, a wtedy będę ci wierna aż do śmierci.

      Rozdział 2

      Boris Witaljewicz Gmyria przejął od śledczego Jermiłowa sprawę karną dotyczącą zabójstwa obywatelki Eleny Pietrowny Dudariewej. Dowody przeciwko mężowi zabitej wydały mu się niezwykle ważkie, więc nie śpieszył się, by zwolnić zatrzymanego. Wprawdzie przeszukanie mieszkania Dudariewów nie przyniosło istotnych rezultatów, nie znaleziono żadnych śladów, które by potwierdziły, że skonstruowano tutaj urządzenie wybuchowe i że właśnie stąd został wysłany śmiercionośny sygnał. Mimo to Gmyria całkowicie podzielał opinię swojego poprzednika, Jermiłowa: guzik mógł nacisnąć