Życie i los. Василий Гроссман

Читать онлайн.
Название Życie i los
Автор произведения Василий Гроссман
Жанр Историческая литература
Серия
Издательство Историческая литература
Год выпуска 0
isbn 9788373926684



Скачать книгу

chyba żarty… Nieudobnow… Od jednego jego słowa ile zależało! Członek partii z przedrewolucyjnym stażem, olbrzymie doświadczenie w pracy wojskowej i państwowej! Kiedyś nawet myśleliśmy, że będzie członkiem kolegium.

      Reszta gości go poparła.

      Współczucie w stosunku do Hetmanowa zebrani mogli teraz wyrazić okrężną drogą poprzez współczucie dla Nieudobnowa.

      – Tak, poplątała wszystko ta wojna… Niechby już się wreszcie skończyła – westchnął brat pani domu.

      Hetmanow wysunął rękę z rozczapierzonymi palcami w stronę Sahajdaka i zapytał:

      – Znaliście Krymowa, z Moskwy? Miał w Kijowie odczyt o sytuacji międzynarodowej na grupie lektorskiej KC?

      – Przed wojną? Ten z odchyleniem lewicowym? Który kiedyś pracował w Kominternie?

      – Tak, właśnie on. No więc ten mój dowódca korpusu zamierza się ożenić z jego byłą żoną.

      Nowina nie wiadomo czemu wszystkich rozweseliła, chociaż nikt nie znał byłej żony Krymowa ani dowódcy, który chciał się z nią żenić.

      Maszczuk powiedział:

      – Tak, Dima nie na darmo pierwsze szlify zdobywał u nas w organach. Już wie o ożenku.

      – Ma się te sposoby, powiedzmy szczerze – powiedział Nikołaj Tierientjewicz.

      – A jakże… Naczelne Dowództwo nie lubi fajtłapów.

      – No pewnie… Nasz Hetmanow fajtłapą nie jest – zauważył Sahajdak.

      Maszczuk powiedział tonem poważnym i urzędowym, jakby nagle przeniósł się do swojego gabinetu:

      – Tego Krymowa pamiętam, jeszcze jak był u nas w Kijowie. Niewyraźny. Od bardzo dawna ma pełno różnych znajomości i z prawicowcami, i z trockistami. A jak dobrze pogrzebać, to pewnie…

      Mówił szczerze, otwarcie; tak samo mógłby mówić o swojej pracy dyrektor zakładów dziewiarskich albo wykładowca szkoły inżynierskiej. Ale wszyscy rozumieli, że ta prostota i swoboda są tylko pozorem – Maszczuk bowiem jak nikt wiedział, co wolno, a czego nie wolno powiedzieć. Hetmanow zaś, który sam lubił oszołomić rozmówcę śmiałością, prostotą i szczerością, dobrze rozumiał, co kryje się głęboko pod powierzchnią ożywionej, bezpośredniej rozmowy.

      Sahajdak, który na co dzień był bardziej zajęty, zatroskany i poważniejszy od innych gości, nie chciał rozstawać się z lekkim nastrojem, więc żartobliwie zwrócił się do Hetmanowa:

      – Cóż, widocznie żona rzuciła go jako niewystarczająco sprawdzonego.

      – Dobrze, jeśli dlatego – odparł Hetmanow – ale mnie ne podobajesia, że ten mój dowódca żeni się z kimś całkiem obcym.

      – No i co z tego, też masz się czym martwić – wtrąciła Galina Tierientjewna. – Najważniejsze, żeby się nawzajem kochali.

      – Miłość, oczywiście, to podstawa; o tym akurat wszyscy pamiętają – powiedział Hetmanow. – Ale są jeszcze sprawy, o których zdarza się ludziom radzieckim zapominać.

      – To prawda – potwierdził Maszczuk. – Nie powinniśmy zapominać o niczym.

      – Potem się dziwią, dlaczego KC nie zatwierdziło, dlaczego to, dlaczego tamto. A nie pamiętają, co znaczy zaufanie.

      Nagle Galina Tierientjewna śpiewnym głosem wyraziła zdumienie:

      – Dziwnie się słucha waszej rozmowy. Tak jakby nie było wojny, a jedyny kłopot to: z kim ma się ożenić dowódca korpusu i kto był mężem jego przyszłej żony. Z kim ty właściwie, Dima, zamierzasz walczyć?

      Obrzuciła mężczyzn kpiącym spojrzeniem, a jej ładne piwne oczy wydały się w jakiś sposób podobne do wąskich oczu męża; pewnie właśnie dzięki swej przenikliwości.

      W głosie Sahajdaka zadźwięczał smutek:

      – Gdzieżby tam… Zapomnieć o wojnie… Ze wszystkich stron nasi bracia i synowie wyruszają na wojnę – od najmniejszej kołchozowej chaty po Kreml. To wojna i wielka, i narodowa.

      – Syn towarzysza Stalina, Wasilij, jest lotnikiem, lata na myśliwcach, towarzysz Mikojan też ma syna w lotnictwie, a syn Ławrientija Pawłowicza Berii, jak słyszałem, również walczy na froncie, tylko nie wiem, w jakiej formacji. Timur Frunze jest lejtnantem, zdaje się, piechoty… Poza tym syn tej… Dolores Ibárruri zginął pod Stalingradem.

      – Towarzysz Stalin ma dwóch synów na wojnie – sprostował brat gospodyni. – Drugi, Jakow, to artylerzysta, dowodził baterią. A właściwie pierwszy; Waśka jest młodszy, a on starszy. Biedny chłopak, trafił do niewoli.

      Umilkł, czując, że poruszył temat, o którym, według starszych towarzyszy, nie należało mówić.

      Pragnąc złagodzić napięcie, Nikołaj Tierientjewicz dodał prostodusznie i beztrosko:

      – Teraz Niemcy zrzucają ulotki, kłamią bezczelnie, że Jakow Stalin chętnie zdradza im tajemnice wojskowe.

      Ale pustka wokół niego zrobiła się jeszcze bardziej przykra. Powiedział coś, o czym nie wolno było wspominać ani żartem, ani serio; coś, o czym należało milczeć. Gdyby komukolwiek strzeliło do głowy oburzyć się na plotki dotyczące małżeństwa Josifa Wissarionowicza Stalina, to taki szczery demaskator plotek popełniłby nie mniejszą nieostrożność niż ten, kto plotki rozsiewa – sama rozmowa na ten temat była niedopuszczalna.

      Hetmanow nagle zwrócił się do żony, mówiąc:

      – Serce moje, gdzie sprawę wziął w swoje ręce towarzysz Stalin, i w dodatku tak mocno, tam już niech się Niemcy martwią.

      A Nikołaj Tierientjewicz spotkał się skruszonym spojrzeniem ze wzrokiem Hetmanowa.

      Ale oczywiście, nie w ciemię bici ludzie siedzieli przy stole; nie po to się spotkali, żeby z gafy, której byli świadkami, robić coś poważnego – sprawę.

      Sahajdak powiedział dobrodusznym, koleżeńskim tonem, broniąc jakby Nikołaja Tierientjewicza przed niezadowoleniem Hetmanowa:

      – To racja, a my lepiej dbajmy o to, żeby nie narobić czegoś głupiego na swoim własnym odcinku.

      – I nie paplać za dużo – dodał Hetmanow.

      Przez to, że niemal wprost wypowiedział przyganę, a nie przemilczał sprawy, dał poznać, że wybacza Nikołajowi Tierientjewiczowi, więc Sahajdak i Maszczuk pokiwali głowami z aprobatą.

      Nikołaj Tierientjewicz wiedział, że jego drobna niezręczność zostanie zapomniana, ale wiedział też, że nie do końca. Jeśli kiedyś ktoś zacznie rozmowę o kadrach, o awansach, o szczególnie odpowiedzialnej misji, to przy nazwisku Nikołaja Tierientjewicza i Hetmanow, i Sahajdak, i Maszczuk pokiwają głowami, a potem leciutko się uśmiechną i na pytanie upartego rozmówcy odpowiedzą: „Może odrobinę lekkomyślny” – i pokażą tę odrobinę na końcu małego palca.

      W głębi duszy wszyscy wiedzieli, że Niemcy nie tak bardzo kłamią w sprawie Jakowa. Ale właśnie dlatego nie należało poruszać tematu.

      Szczególnie dobrze orientował się w takich sprawach Sahajdak. Przez długi czas pracował w gazecie, najpierw kierując działem informacji, następnie działem wiejskim, a potem przez mniej więcej dwa lata był redaktorem gazety republikańskiej. Uważał, że głównym jej celem jest wychowanie czytelnika, a nie chaotyczne podawanie wszystkich informacji o najróżniejszych, często przypadkowych wydarzeniach. Jeśli redaktor Sahajdak sądził, że jakieś fakty trzeba pominąć, przemilczeć nieurodzaj, niesłuszny ideowo poemat, formalistyczny obraz, pomór bydła, trzęsienie ziemi, zatonięcie okrętu, falę oceaniczną, która zmyła z powierzchni ziemi tysiąc osób, albo straszliwy pożar w kopalni – to nie przydawał