Название | Źródło i mielizny |
---|---|
Автор произведения | Гилберт Кит Честертон |
Жанр | Религиозные тексты |
Серия | |
Издательство | Религиозные тексты |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380792890 |
Gdyż skamielina to autentycznie interesująca osobliwość. Nie jest to martwe zwierzę ani organizm w stanie rozkładu, i zasadniczo nie jest to nawet obiekt prastary. Skamielina to forma zwierzęcia czy innego organizmu, z której kompletnie zniknęła cała jej własna treść organiczna, lecz która zachowała kształt, ponieważ wypełniła się zupełnie inną treścią wskutek jakiegoś procesu przesączania czy wydzielania; tak więc, by użyć języka średniowiecznej metafizyki, przepadła jej substancja, a zostały tylko cechy akcydentalne. A jest to najlepsze chyba porównanie, jakie da się znaleźć dla nowych religii i ideologii, zapoczątkowanych paręset lat temu. Tym właśnie one są – skamielinami.
W pewnym sensie, te nowe religie obumierają na naszych oczach. Lecz w innym, głębszym sensie już dawno obumarły. Dziwne, ale tak naprawdę były już martwe prawie zaraz po narodzeniu. A wynika to z faktu, który nie jest zanadto uwypuklany przez historyków, lecz który zawsze mnie uderzał jako najważniejszy czynnik sprawczy w zagadkowych losach reformacji. Mam na myśli niewiarygodną wręcz toporność protestanckich reformatorów.
Teologowie protestantyzmu byli tak fatalnymi teologami, że kiedy się na nich patrzy, po prostu ręce opadają. Dostali zdumiewającą dziejową szansę. Zmietli z drogi stary Kościół wraz z całą masą praktyk, które były niepopularne wśród ludzi, i niekiedy słusznie. Na zdrowy rozum, w tej sytuacji bez trudu można by ustanowić coś, co byłoby bardziej popularne albo chociaż takie by się zdawało. Ale gdy oni się za to wzięli, popełnili wszystkie możliwe błędy; błąd siedział na błędzie i błędem poganiał. Rozpętali obłąkańczą wojnę ze wszystkim, co w starej religii było najbardziej naturalne i bliskie ludzkiemu sercu; zwalczali na przykład modlitwę za zmarłych albo łagodny, pełen łaski wizerunek Serdecznej Matki, Opiekunki Ludzi. Z maniackim uporem forsowali dziwaczne teologiczne koncepcje, które po pewnym czasie przemijały jak mody, czego z góry należało się spodziewać. Luter doprowadził sam siebie do swoistej wszechogarniającej furii, lecz ta furia ewidentnie nie mogła kipieć w następnych pokoleniach. Kalwin miał podejście logiczne, ale użył tej logiki, by obmyślić taki projekt społeczny, jakiego ludzkość długo by nie wytrzymała, co od początku było całkowicie jasne.
Największy chyba sukces odnieśli ci, którzy w ogóle nie mieli żadnych idei do zaoferowania, jak założyciele Kościoła anglikańskiego. Oni przynajmniej nie tłamsili ludzkiej natury, wykazali jednak taką samą krótkowzroczność, bo z miejsca zaczęli lansować doktrynę królewskiego absolutyzmu, którą szumnie nazwali Boskim Prawem Królów, i która w Anglii została rozbita już zaraz w następnym stuleciu.
Toteż od strony historycznej nie ma wątpliwości, co zrobił protestantyzm – protestantyzm wyzionął ducha. Stało się tak wcale nie dlatego, że protestanci głosili błędne doktryny. Mahomet, na przykład, też głosił błędne doktryny, ale był dużo sprytniejszym, bardziej przewidującym człowiekiem, więc jego herezja przetrwała. Wiara protestantów umarła, bo protestanci mieli mylne nastawienie. Nigdy nie rozważali, co tak naprawdę czynią, głównie dlatego, że prawdziwą siłą napędową, która wyniosła ich do władzy, była niecierpliwa bezczelność i chciwość uszlachconych parweniuszy i zbuntowanych książąt. Teologiczna i teoretyczna treść reformacji zanikła zdumiewająco szybko, a puste miejsce, które po niej zostało, wypełniło się niemal równie szybko innymi ideami. Na czym one polegają, w wielu wypadkach dobrze widać, także wówczas, gdy nie wyglądają groźnie; jednak najlepiej jest to widoczne w wypadku tej idei, która pręży dziś muskuły i szykuje się do konfrontacji – Religii Rasowej, stworzonej przez Niemców.
Nie trzeba nawet mówić, że w czasach Lutra, i jeszcze długo potem, nikomu nawet do głowy by nie przyszła taka brednia, a już na pewno nie samemu Lutrowi, żeby oddać mu sprawiedliwość. Ówcześni Niemcy łatwo się burzyli, byli niespokojni i cokolwiek barbarzyńscy, zupełnie jak on sam, lecz należy bezstronnie przyznać, że Luter był chrześcijaninem, wierzył bowiem, że człowiek może czegoś dokonać tylko i wyłącznie dzięki mocy Chrystusa. Słyszałem, a jest to pierwszorzędna i wielce znamienna anegdota, że jacyś naziści zamierzali zaśpiewać jego słynny hymn Warownym grodem jest nasz Bóg (uznali bowiem, że tytuł brzmi zachęcająco militarystycznie), ale okazało się, że już druga zwrotka w żaden sposób nie przechodzi im przez gardło: „My złego nie zdołamy zmóc, wnet zginąć by nam trzeba” 18. Luter, na swój pomylony sposób, naprawdę wierzył w pokorę. Lecz dzisiejsze Niemcy wierzą zwyczajnie, kompletnie i wyłącznie w pychę. Forma protestancka nie tylko wypełniła się obcą treścią, ale wręcz treścią przeciwstawną.
Luter cierpiał na ataki irracjonalnej, niepohamowanej wściekłości. Podczas jednego z nich wydarł z Biblii list świętego Jakuba, ponieważ święty Jakub podkreśla wagę dobrych uczynków. Jednak ciarki mnie przechodzą, kiedy pomyślę, w jakim szale miotałby się Luter, jakie paroksyzmy by nim targały, gdyby ktoś mu polecił wydrzeć listy świętego Pawła, ponieważ święty Paweł nie był Aryjczykiem. Luter, na ile to możliwe, raczej wyolbrzymiał słabość ludzkiej kondycji, lecz w każdym razie uważał, że ta słabość obejmuje wszystkich w ogóle ludzi. Inny teolog protestantyzmu, John Knox, wypracował dziwaczny purytański paradoks – skupione wołanie do Chrystusa łączy się u niego z nieludzką odrazą i przerażeniem wobec wszelkich oznak, form i tradycji powszechnie typowych dla chrześcijaństwa. Połączył adorację Krzyża z abominacją wobec Krucyfiksu, choć nam, katolikom, w głowie się nie mieści, jak w ogóle jedno może się łączyć z drugim. Ale jedno przynajmniej jest pewne – John Knox eksplodowałby jak dynamit, gdyby usłyszał, że odtąd ma adorować swastykę.
Na pierwszy rzut oka, ten nowy nordycki nonsens nie ma nic wspólnego z protestancką teologią, a nawet stanowi jej zaprzeczenie. Niektórzy niemieccy protestanci nadal są ogromnie konsekwentnymi i odważnymi chrześcijanami, i można im tylko z radością przyklasnąć; istnieje też sporo luteranów, których doktryna wciąż pozostaje w jakimś odległym związku z Lutrem. Lecz gdy patrzymy na rozwój nazizmu po prostu jako na proces historyczny, przez pryzmat nauki i filozofii dziejów, jest oczywiste, że te puste miejsca, gdzie w początkach reformacji pienił się i szalał fanatyzm religijny, wypełniły się dzisiaj fanatyzmem równie spienionym i szalonym, ale o treści całkowicie odmiennej. Ci, którzy obecnie buntują się tak jak Luter, buntują się przeciw Lutrowi.
Podstawowy morał, jaki z tego płynie, jest tak wielki, prosty i uderzający, że prędzej czy później nie da się go ukryć przed światem. Odkąd ludzie zaczęli odrzucać Kościół, aby oprzeć się wyłącznie na własnym prywatnym osądzie, ich osąd raz po raz okazywał się tak skrajnie błędny, że wręcz przekracza to ludzkie pojęcie. Ci, którzy oderwali się od katolickich fundamentów, wkrótce stracili własne. Ci, którzy okopali się na pozycjach z dala od Autorytetu, niebawem nie mogli tych pozycji utrzymać. Islam przetrwał, bo zatrzymał się w rozwoju; można nie bez racji powiedzieć, że jeśli wciąż mocno stoi na nogach, to dlatego, że nie daje ani kroku naprzód. Ale protestantyzm nie zdołał ustać w wartkim potoku dziejów Zachodu. Przetrwał wyłącznie dlatego, że przestał być sobą, demonstrując ochoczą gotowość, by przekształcić się w co bądź.
Przez pierwsze czterdzieści lat mojego życia praktycznie nikt, a już z pewnością nikt bywały w świecie, nie miał najmniejszych wątpliwości, „w jaką stronę zmierza świat”, by zacytować Matthew Arnolda19. To niekonieczne znaczy, że wszyscy zgadzali się z Matthew Arnoldem, który myślał chyba, że człowiek powinien dreptać
18
Polskie tłumaczenie przytoczono za stroną internetową www.old.luteranie.pl. Bardzo dobrą współczesną wersję hymnu Lutra w języku angielskim (
19
Matthew Arnold (1822-1888) – bardzo wpływowy wiktoriański literat i myśliciel, piewca rozumu, humanizmu i postępu.