Głód. Graham Masterton

Читать онлайн.
Название Głód
Автор произведения Graham Masterton
Жанр Ужасы и Мистика
Серия
Издательство Ужасы и Мистика
Год выпуска 0
isbn 9788376748184



Скачать книгу

tego sobie życzysz… i skoro postawisz mi kolację. A także dlatego, że uniknęłam dwóch godzin nudnego pisania… Zaraz usłyszysz go w słuchawce.

      – Dobra, odbiorę w swoim pokoju. No, to… do zobaczenia.

      Karen podniosła słuchawkę i wykręciła numer senatora w biurze Senatu. Dobrą minutę czekała, zanim ktoś odebrał. W końcu usłyszała głos Delli McIntosh, trochę zasapany.

      – Słucham? Biuro senatora Jonesa.

      – Pani McIntosh? Łączę z Peterem Kaiserem do senatora. Myślę, że to bardzo pilna sprawa.

      – Chwileczkę – powiedziała Della i Karen usłyszała stukot słuchawki odkładanej na stolik. Dobiegł do niej przytłumiony głos senatora: – Czego ten osioł znowu chce? Cholera, przerwał nam w samym środku…

      Po chwili senator, głośniejszy już i bliższy, zapytał:

      – Tak? To ty, Peter?

      – Łączę pana, senatorze – powiedziała Karen i przełączyła rozmowę na gabinet Petera. Nie odłożyła jednak swojej słuchawki, lecz zakrywszy dłonią mikrofon, zaczęła podsłuchiwać.

      – Peter? – burknął senator. – Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż zatelefonowałeś cholernie nie w porę.

      – Przepraszam, senatorze, ale otrzymałem pilną wiadomość od tego Eda Hardesty’ego z Kansas. Pomyślałem, że zechce pan natychmiast jej wysłuchać.

      – Od Eda Hardesty’ego? Tego skurwysyńskiego szantażysty? Tego zasranego szczeniaka? A cóż takiego powiedział, że zdecydowałeś się przerwać mój popołudniowy odpoczynek?

      Peter nabrał głęboko powietrza w płuca i z ciężkim westchnieniem wypuścił je; w ten sposób dodawał sobie odwagi.

      – Stwierdził, że dysponuje częściowymi wynikami badań z laboratorium w Wichita. Zdaje się, że doszli tam do wniosku, iż zarazę spowodował jakiś wirus, chociaż nie potrafią niczego powiedzieć o nim dokładnie. Najgorsze, że oni tam połączyli ze sobą przypadki gnicia pszenicy z gniciem soi i kukurydzy w Iowa. W gruncie rzeczy wiedzą już tyle co my po raportach Dicka Turnbulla na temat chorób owoców i warzyw…

      – Mówisz o wirusie? – przerwał mu senator. – Pierwsze o tym słyszę.

      – Nie znam szczegółów, senatorze, ale Hardesty powiedział, że ktoś z Wichita, o nazwisku Benson, doktor Benson, doszedł do wniosku, że wszystkie tegoroczne plony w tym kraju są zagrożone.

      – Benson? Pamiętam Bensona. Cholerny pijaczek. Kiedyś zaprosiłem go do Fall River i zarzygał mi cały dywan. Myślałem, że po tym incydencie pozbyli się go z Kansas.

      – Zdaje się, że jednak nie – powiedział Peter grzecznie. – I jeśli ma rację, to nasz pomysł z funduszem kryzysowym może nie wypalić. Jeśli tylko szepnie jakiemuś dziennikarzowi, że wszystkie tegoroczne zbiory trafi szlag, nie znajdziemy nikogo, kto dałby choćby dolca, żeby pomóc jakimś farmerom z Kansas.

      – Co się dzieje w laboratoriach federalnych?

      – Jeszcze tam nie telefonowałem. Ale rano rozmawiałem z profesorem Protterem. Stwierdził, że nie ustają w wysiłkach, lecz na razie do niczego nie doszli.

      – Inaczej mówiąc, siedzą na dupach i nic nie robią. To typowe dla nich, Peter. Jeden pieprzony alkoholik z Kansas potrafi sam zrobić więcej niż cała banda tych supermanów z Waszyngtonu. Cholera, oni nie odróżnią wirusa od ptasiego gówna! Zadzwoń do Prottera i powiedz mu, żeby szybciej ruszał tą swoją pieprzoną mózgownicą, bo w przeciwnym razie do końca przyszłego tygodnia straci posadę.

      – Tak, senatorze.

      Senator Jones głośno odchrząknął i westchnął ciężko. Dopiero po chwili powiedział:

      – Masz dwie rzeczy do zrobienia, Peter. Po pierwsze, nie mylisz się co do naszego funduszu. Musimy zgromadzić na koncie tak dużo szmalu, jak tylko damy radę, zanim ludzie zaczną panikować. Jak wygląda sytuacja w tej chwili?

      – Według stanu na godzinę piętnastą zero zero, mamy obiecane dziewięć milionów dolarów. Jeśli się bardzo postaram, myślę, że większość tego szmalu trafi na nasze konto w ciągu weekendu – powiedzmy, siedemdziesiąt procent. Potrzebne będą pewne nadzwyczajne zabiegi, oczywiście…

      – Połóż łapę na tak wielkiej ilości forsy jak tylko dasz radę – mruknął Shearson. – Cholera, może to się okazać tylko niewielką częścią tego, co zamierzaliśmy zdobyć, ale trudno, i to musi nam wystarczyć. Druga sprawa to profesor Protter. Przyciśnij go, i to porządnie. Porządnie, słyszysz? To jego zasrany obowiązek znaleźć antidotum na tego wirusa, i to natychmiast.

      – Ale jeśli zdobędziemy antidotum i ogłosimy to publicznie, natychmiast zmaleją wpłaty na fundusz.

      Shearson westchnął.

      – Trzeba wybrać odpowiedni moment, żeby to ogłosić. Odpowiedni pod względem politycznym i psychologicznym. Możemy to antidotum mieć już jutro, ale to wcale nie znaczy, że już jutro to ogłosimy. Niech dobrzy ludzie zapełniają nasze konto. Jeśli sytuacja stanie się taka, że w obliczu powszechnej katastrofy wpłaty się skończą, wówczas ogłosimy, iż odkryliśmy środek, który jest w stanie zbawić naród. Mass media tak czy inaczej zaczną wkrótce trąbić o wszystkim. Po to w końcu są. Kiedy w najtrudniejszym momencie powiemy im, że znaleźliśmy odpowiedź na pytanie, które zadaje sobie cały kraj, odniesiemy wielki polityczny sukces. A mnie okrzykną bohaterem, zbawcą. Pamiętaj, Peter, srebrnej kuli nie należy wystrzeliwać tak długo, jak długo nie jest to absolutnie konieczne.

      – A jeśli Protter do niczego nie dojdzie? – zapytał Peter. – Jeśli tej zarazy nie powstrzymamy i rzeczywiście nastąpi głód w całym kraju?

      – To kolejne zadanie dla ciebie, Peter. Zadzwoń do Franka Edisona i zapytaj go, jak wyglądają krajowe zapasy żywności. Silosy rządowe, to, co ma armia, to, co jest w prywatnych rękach. Wszystko i jeszcze raz wszystko. Następnie porozmawiaj z dyrektorami największych supermarketów i zapytaj ich, jak widzą funkcjonowanie w kryzysowej sytuacji. Możesz być z nimi szczery.

      Peter nabazgrał coś w notesie.

      – Rozumiem, że chce pan przewidzieć najgorsze.

      – Właśnie. Ale, błagam cię, nikogo nie strasz, nie siej paniki.

      – Czy nikt oprócz nas nie zajmuje się kryzysem żywnościowym w tej chwili? Myślę, że prezydent…

      – Och, zainteresowałem się nim – odparł senator. – Dziś rano przesłałem mu osobisty list, informując go, że owszem, nieznana zaraza zaatakowała pszenicę w Kansas i Północnej Dakocie, ale pracują już nad tym nasi najlepsi naukowcy i tylko godziny dzielą ich od określenia, z czym mamy do czynienia. Przyznałem też, że gnije część plonów w stanach Iowa, Oregon i Washington, ale zaznaczyłem, że biorąc pod uwagę znaczne opady tego lata, podobne objawy nie są niespodziewane i nie spowodują w zbiorach strat, które mógłby odczuć naród.

      – A więc nie zamierza pan współpracować z Białym Domem?

      – Jeszcze nie. Być może trochę później, ale teraz jeszcze nie.

      – Czy nie uważa pan, że należałoby przedsięwziąć jakieś kroki wobec doktora Bensona? Może narobić już teraz alarmu w prasie.

      – Zastanawiałem się nad tym. Myślę, że poślę Dellę do Wichita, żeby szepnęła mu kilka słów na ucho. Powie mu, że jako wybitny naukowiec nie ma prawa siać w takiej chwili paniki. Weekend spędzę w Fall River tak czy inaczej, więc myślę, że Della będzie mogła przyjechać tam prosto z Wichita.

      – A Hardesty? Co z nim? Jeśli nie usłyszy od pana osobiście ani słowa, może narobić dużo niepotrzebnego szumu. Tym bardziej że kontaktuje