Название | Zastępcza miłość |
---|---|
Автор произведения | Beata Majewska |
Жанр | Любовно-фантастические романы |
Серия | |
Издательство | Любовно-фантастические романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66229-53-2 |
– Jezu, nie wiem. – Julka się zniecierpliwiła. – Nie wiem, co tu robi, czy tu mieszka i tak dalej. Raczej nie mieszka, przecież jest Amerykaninem. Zaczepił mnie, bo nie było wolnych miejsc w kawiarni, a stoliczek, przy którym siedzieliśmy, był taki. – Pokazała rękami, jaką niewielką miał średnicę. – Gdy siedzisz nos w nos z kimś, ciężko zachować dystans.
– Oj, nie wkurzaj się tak. – Majka potrząsnęła głową, czując, że Julka nie do końca jest z nią szczera, a rozmowa między nią a tajemniczym Diamondem na pewno nie skończyła się na wymianie uwag o Polsce.
– Jak mam się nie denerwować, skoro poddajesz mnie przesłuchaniu? – fuknęła najeżona Julia.
– Nie uważasz, że trochę to dziwne z twojej strony, że nic nam nie powiedziałaś? Podejrzane?
– Wiesz co? Mam dość. – Julia wstała, a raczej zerwała się z ręcznika, i spojrzała w stronę morza. – Idę popływać.
– Idź.
Majka westchnęła ciężko, nie mając już nawet cienia wątpliwości, że coś się wydarzyło między jej przyjaciółką a ciemnoskórym właścicielem porsche. Tylko co?
ROZDZIAŁ 2
Włosy Julii jeszcze nie przestały pachnieć wiatrem wiejącym znad obsadzonych różami i lawendą wzgórz Marsylii, a już dopadła ją szara polska rzeczywistość. Dziewczyna wróciła późną nocą, a w południe, gdy wstała i poszła do kuchni, by porządnie przywitać się z mamą, bo w nocy nie było czasu na rozmowy, zastała ją siedzącą przy stole, ze wzrokiem tępo wbitym w blat.
– Mamuś? – Podeszła i ucałowała ją w głowę.
– Julcia. Jak dobrze, że już jesteś.
„Jestem już od kilku godzin”.
– Coś się stało?
– Nie, nic. – Teresa natychmiast uciekła spojrzeniem.
– Przecież widzę.
– Nieważne. Na pewno jesteś głodna, zrobię ci śniadanie. A może zjesz obiad? Jest pomidorowa, wczoraj zrobiłam.
– Zjem wszystko, ale najpierw powiedz, co się stało.
– Dostałam wiadomość od mecenas Pawlik.
– Jaką? – Julka natychmiast przysiadła na taborecie tuż obok matki.
Czuła, że to nie będą dobre wieści. Nazwisko Pawlik kojarzyło się jej tylko z jednym: z kłopotami. Pani adwokat broniła ojca Julii jako obrońca z urzędu i nadal nadzorowała jego sprawy.
– Twój ojciec za osiem miesięcy wychodzi.
– Co?! – Julkę aż zatchnęło. – Miał wyjść za trzy lata!
– Za dwa i pół – sprostowała Teresa. – Wypuszczają go wcześniej. Za dobre sprawowanie – szepnęła z goryczą pod nosem.
– Chwileczkę. – Do Julki nie docierała prawda. – Jak to wcześniej? To znaczy kiedy dokładnie? – Jej głos zabrzmiał piskliwie, niczym u chłopca przechodzącego mutację.
– Wychodzi w marcu. Albo kwietniu. Nie pamiętam. – Teresa wyjęła chusteczkę z kieszonki dżinsów i wydmuchała nos.
– No to niech wychodzi. Wzięłaś z nim rozwód. Niech sobie wychodzi i idzie, dokąd chce. Byle nie wracał tutaj.
– Czyli gdzie? Gdzie się podzieje jeśli nie tutaj? – Teresa odwróciła głowę, by spojrzeć w kuchenne okno przysłonięte gęstą szyfonową firanką. – Toż to jego dom, jego ojcowizna. My obie nie mamy tu żadnych praw. No może ty, bo jesteś jego córką, ale ja? Była żona?
– Już dawno powinnaś była dopisać się do majątku.
– Przestań. Raz, że już za późno i twoi dziadkowie nie mogą tego zrobić, a dwa, że nawet gdyby Bogdan dopisał mnie jako współwłaścicielkę, co by to dało? To. Jego. Dom. – Każde słowo brzmiało jak strzał z pistoletu. Trzask, trzask, trzask. Jak uderzenie w twarz z otwartej dłoni, które tak często spadało na Teresę, gdy jej mąż miał zły humor. A miał go prawie codziennie. – Nie mam prawa tu mieszkać.
– Masz.
– Owszem, mam jako twój opiekun prawny. Tymczasowo. Gdy ojciec wróci, będę musiała stąd zniknąć.
– Jeśli myślisz, że będę mieszkać sama z tatą... – Julce głos uwiązł w gardle. Zerwała się z krzesła i podbiegła do okna. Postała tam może sekundę i wróciła, by bezradnie opaść z powrotem na taboret. – Nie będę mieszkać z tym... z tym... – Brakowało jej słów. – Nie będę i już!
– Też tego nie chcę – wykrztusiła z trudem Teresa.
Wprawdzie Bogdan nigdy, przenigdy nie podniósł ręki na córkę, nawet nie krzyknął na małą, a pretensje i poszturchiwania żony zdarzały się wyłącznie, gdy byli ze sobą sam na sam, mimo to Julia świetnie zdawała sobie sprawę, co dzieje się w domu podczas jej nieobecności; im była starsza, tym bardziej. Nie dało się wytłumaczyć nieszczęśliwym przypadkiem każdego sińca czy otarcia, pojawiających się co chwilę a to na szyi mamy, a to pod okiem. Teresa kryła swojego oprawcę, najpierw przed teściami i córką, później tylko przed tą ostatnią, ale po pewnym czasie wszyscy domownicy wiedzieli o wyczynach Bogusia. To jego matka namawiała synową, by wreszcie zgłosiła to na policję, ale Teresa wytrzymywała. Dlaczego? Bo Boguś był dobrym ojcem. A przynajmniej tak się jej zdawało.
– Nie będę mieszkać z tatą. Nie spędzę tu z nim ani jednego dnia. Rozumiesz? – Julka kolejny raz wstała, żeby podejść do kuchenki. Nastawiła pełny czajnik, odkręciła gaz i wsparta pośladkami o blat szafki, patrzyła na zupełnie bezbronną i jeszcze bardziej bezradną mamę. Wszystko w niej krzyczało, gdy pomyślała, że ojciec znów zacznie się nad nią znęcać. A teraz dopiero będzie miał powody, wszak mama wzięła z nim rozwód. Zaraz po zaocznym ogłoszeniu wyroku zadzwonił do domu i odgrażał się, że kiedy skończy odsiadkę, policzy się z Tereską i pokaże jej, co to znaczy porzucać męża. – Mamo...
– Tak?
– Nic się nie da zrobić?
– A co?
– Nie wiem. Ta mecenaska nic nie poradzi? Nie ufam jej.
– Wiesz dobrze, że Pawlikowa gra z nami do jednej bramki.
– Niby tak, ale nie do końca. Skoro go wypuszczają wcześniej, może coś zawaliła.
– Przypominam, to jest obrońca taty, nie oskarżyciel.
– No wiem, ale sama mówiłaś, że trzyma naszą stronę.
– Właśnie dlatego mnie uprzedziła. Sprawa wraca do rozpatrzenia, a Pawlikowa mówi, że Bogdan ma spore szanse wyjść już na wiosnę. – Wyglądała żałośnie, bardziej zgarbiona niż zwykle i z zagubieniem w poczerwieniałych oczach.
– Szansę, a nie pewność.
– Dużą szansę. – Teresa głęboko westchnęła i wsparła głowę o zimną powierzchnię płytek, którymi wyłożono ściany kuchni. – Mówiła, że Bogdan przeszedł terapię. Bierze leki i ponoć jego problemy są nieco mniejsze, ale i tak...
– I tak się boisz – dokończyła za nią córka.
– Pomyślałam, że zniknę mu z oczu. Ta psychoza nie dotyczy dzieci czy kogokolwiek poza żoną. Może twój ojciec...
– Nie mów tak o nim, to nie jest mój ojciec. Nie po tym, co ci zrobił. Zresztą nigdy nie był moim ojcem. – Nawiązała do pogmatwanej historii życia