Kryształowi. Tom 3. Polowanie. Joanna Opiat-Bojarska

Читать онлайн.
Название Kryształowi. Tom 3. Polowanie
Автор произведения Joanna Opiat-Bojarska
Жанр Современные детективы
Серия Kryształowi
Издательство Современные детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1269-0



Скачать книгу

a ja nie wiem jeszcze, o co chodzi. Jakbyś mi powiedział, byłoby łatwiej.

      – No miłość. Interesuje mnie miłość. Po prostu miłość. Coś możesz powiedzieć na ten temat? Miłość. Kobieta. Mężczyzna.

      Pierwszym skojarzeniem Drivera był seks, ale uznał, że Wiktor jest jeszcze za młody na takie rozmowy. Miał dopiero siedem lat.

      – Miłość dodaje skrzydeł.

      Albo je podcina, dopowiedział w myślach.

      – Kiedy ktoś cię kocha, a ty kochasz jego, łatwiej jest ci funkcjonować. No wiesz, bo życie dorosłego to przede wszystkim obowiązki. Jeśli masz obok siebie kogoś, kto cię ceni, kto mówi ci, że jesteś super, na kogo możesz liczyć… Jest łatwiej. No wiesz, to te skrzydła. Nie męczysz się, ale fruniesz. Unosisz nad ziemią.

      – Jak kogoś kochasz, to chcesz się z nim przytulać?

      Kolejna zmiana świateł. Samochody znów wjeżdżają na skrzyżowanie w takim tempie, jakby nikomu się nie spieszyło. Silnik evo wyje. Rozmowa z Wiktorem jednak zmierzała w stronę seksu. Gdyby Driver miał pod ręką koguta, wyjąłby go na dach, żeby uciec. Ze skrzyżowania i od rozmowy, do której się nie przygotował.

      – Taaak. Chcesz… – Nie wiedział, jakie słowa będą odpowiednie dla emocjonalności i umysłu syna. – Chcesz porozmawiać o miłości… fizycznej?

      – Że niby o seksie? – Wiktor się skrzywił.

      – O seksie – powtórzył odważniej Driver.

      – Nie. Ile razy można kogoś kochać? Albo nie. Ile osób można kochać? Czy muszę przestać kochać jedną, by pokochać drugą?

      – No jedź! – wrzasnął Driver na kierowcę passata, który dopiero próbował odpalić silnik. – Przepraszam. To trudne pytanie, synku. Łatwiej będzie, jeśli dokładnie powiesz, o co chodzi.

      – No nie wiem. Nie wiem, czy mogę… Powiem, ale w tajemnicy. Tato, obiecaj, że nie powiesz tego nikomu.

      – Obiecuję!

      – Chodzi mi o mamę. Czy jeśli przytula się z kimś na kanapie, to znaczy, że go kocha? I czy to znaczy, że nie kocha już ciebie? Że nigdy do siebie nie wrócicie?

      Driver docisnął gaz. Evo przyjemnie zawyło.

      Oczywiste było to, że nie wróci do Elki, ale oczami wyobraźni zobaczył matkę jego dziecka obściskującą się z jakimś gachem. W ich dawnym domu. Na ich dawnej kanapie. Zagotowało się w nim. Nie wiedział, czy bardziej dlatego, że Wiktor musi oglądać, jak jego matka się migdali, czy dlatego, że to była jego kobieta, jego kanapa… Jego życie, które zdecydował się opuścić.

      Elka przesadziła. Najpierw zabawa w go-go, a teraz to. Miał ochotę wykrzyczeć jej, że jest nieodpowiedzialna. Że niszczy psychikę chłopca, któremu i tak jest trudno. Czego go uczyła? Że można macać się z każdym?

      – Mama zakazała ci o tym mówić? – Odwrócił się, by spojrzeć synowi prosto w oczy.

      Zawstydzony Wiktor pokiwał głową.

      Ktoś z tyłu zatrąbił. Driver nagle zdał sobie sprawę, że zielone na sygnalizatorze właśnie zgasło. Passat wjechał na skrzyżowanie na żółtym. Driver musiał rozładować napięcie. Nie zamierzał zastygać na kilka kolejnych minut. Nie teraz, kiedy w jego wnętrzu szalało tornado.

      Przycisnął gaz i puścił sprzęgło dokładnie w tym samym momencie, w którym żółte zmieniło się na czerwone. W ostatniej chwili uciekł przed falą aut. Wjechał w Królowej Jadwigi i dał po hamulcach. Kolejne światła, kolejne oczekiwanie.

      – Tato, coś ci dzwoni!

      Głos Wiktora kazał mu zerknąć na komórkę. Rzeczywiście ktoś chciał z nim rozmawiać.

      – Halo? – warknął tak ostro, że Wiktor aż się skulił.

      – Z tej strony Natalia Kuśmierczyk. Mogę zadzwonić później.

      Później moje życie będzie tak samo popieprzone jak teraz, pomyślał i złagodził ton.

      – Proszę mówić.

      – Rozmawiałam z nim. Zgadza się. Został teraz w firmie po godzinach. Proszę do niego podjechać. Najlepiej teraz. Żeby się nie rozmyślił.

      Kawał płyty pilśniowej, który służył za blat, równie dobrze mógłby w tej chwili leżeć na śmietniku. Był tak odpychająco brudny i zużyty.

      Na blacie leżały narzędzia – wszystkie upaćkane smarem. Gdzieś między nimi stał nie pierwszej czystości talerz z bułkami z salcesonem posmarowanym musztardą.

      Z kanału wyszedł mężczyzna w szaro-czarnym dresie. Mechanik idealnie pasował do tego wnętrza. Czarna pręga pod okiem, brudne ręce i tłuste włosy płasko przylegające do czoła.

      – Spojrzysz? – Zośka zerkała w stronę zaparkowanego motocyklu.

      Gdyby jej mechanik umarł, a ona musiała szukać nowego warsztatu, wybrałaby podobny do tego. Ci wszyscy pachnący i czyści „specjaliści” budzili w niej odrazę i sprawiali, że wzmagała czujność. Na własnej skórze przekonała się, że trzeba się ubrudzić, by rozkręcić silnik. Jej świętej pamięci ojciec w każdej wolnej chwili dłubał przy motocyklach, a ona zawsze chciała mu pomagać.

      – Nie teraz.

      – Poczekam. Chwilę.

      – Podjedź na początku przyszłego tygodnia – rzucił i zniknął w kanale.

      Bagiński był najlepszy w swoim fachu, ale czas dla niego płynął zupełnie inaczej niż dla niej. Początek przyszłego tygodnia był dla niej zbyt odległą przyszłością. Przykucnęła przy kanale i krzyknęła:

      – Chyba żartujesz! Jak będę czekać do poniedziałku, to z pierdoły zrobi się, kurwa, wielka awaria. Nie mam wolnej kasy, z której wyskoczę, by reanimować silnik.

      Odpowiedział jej szczęk upadającego na podłogę klucza i przekleństwa. Przeczekała je. Zdziwiona twarz Bagińskiego wynurzyła się po kilku minutach.

      – Jeszcze tu jesteś? Twój facet nie ma z tobą zbyt lekko. Co jest?

      – Raz pali, raz nie. Zwykle działa, ale średnio raz na pięć przypadków jest, kurwa, dupa. Zamiast „wrrr” jest tylko „klik”. Podejrzewam rozrusznik.

      – Zostaw go, spróbuję zajrzeć jutro. – Wyszedł z kanału, podszedł do blatu i czarnymi od brudu dłońmi sięgnął po bułkę.

      Zośka obserwowała, jak pieczywo znika w ustach mechanika. Jadł równie niechlujnie, jak wyglądał. W kącikach jego ust pojawiły się kawałki salcesonu i smugi musztardy. Kiedy przełknął ostatni kęs, otarł usta brudną dłonią, rozmazując smar na twarzy.

      – Jutro? A dasz radę dziś?

      – Jutro z samego rana. No chyba że wolisz początek przyszłego tygodnia? – Rozłożył brudne ręce.

      Wyjęła kluczyk z kieszeni. Mechanik wystawił dłoń. Zawahała się. Smar, brud, kurz i resztki musztardy.

      – Odwieszę tam, gdzie zwykle. – Niby zaproponowała, ale nie czekała na odpowiedź. Podeszła do małej szafki z wieszakami. – Jak myślisz, co z nim?

      – Pewnie bendiks umiera.

      – Na kiedy będzie gotowy?

      – Wiesz, że lubię klientów z kategorii „na kiedy”, nie „za ile”?

      – Znamy się już tak długo, że wiem, że ze mnie nie zedrzesz.

      – A