Название | Non stop |
---|---|
Автор произведения | Brian Aldiss |
Жанр | Научная фантастика |
Серия | s-f |
Издательство | Научная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380626737 |
Byli na nieznanych terenach, ale każda połać plątaniny poników jest bardzo podobna do innych.
Marapper starannie zamknął za nimi bramę, a potem zwrócił się twarzą do nich, rozprostował ramiona i poprawił płaszcz.
– Wystarczająco dużo zrobiłem w jedno czuwanie jak na takiego starego kapłana – powiedział. – Czy któryś z was miałby ochotę wznowić nasz spór o przywództwo?
– Nigdy się o to nie spieraliśmy – stwierdził Complain, patrząc wyzywająco obok ucha Roffery’ego.
– Nie próbuj mnie prowokować – ostrzegł tamten. – Idę za naszym ojcem, ale posiekam na kawałki każdego, kto zacznie stwarzać problemy.
– Problemów to będzie tu dość, żeby zaspokoić nawet najgłupszy świński apetyt – prorokował Wantage, obracając oszpeconą stronę twarzy ku otaczającej ich ścianie roślinności. – Najmądrzej byśmy zrobili, gdybyśmy przestali gadać i oszczędzili nasze miecze dla cudzych brzuchów.
Niechętnie zgodzili się z nim.
Nachmurzony Marapper otrzepywał w zamyśleniu swój krótki płaszcz; materiał był zakrwawiony na brzegu.
– Teraz się prześpimy – powiedział. – Włamiemy się do pierwszego nadającego się do użytku pomieszczenia i rozbijemy obóz. Musimy tak robić w czasie każdego snu: nie możemy zostawać w korytarzach – to zbyt odsłonięte miejsca. W czterech ścianach możemy wystawić strażników i spać bezpiecznie.
– Czy nie postąpilibyśmy mądrzej, gdybyśmy oddalili się bardziej od Kwater, zanim pójdziemy spać? – zapytał Complain.
– Jeśli ja coś doradzam, to jest to najlepsza rada – oznajmił Marapper. – Czy myślisz, że choć jeden z tamtych nieruchawych sukinsynów będzie nadstawiał swego parszywego karku, wchodząc w nieznany rejon gąszczu, gdzie mógłby wpaść we wszelkie możliwe zasadzki? Żebym nie musiał tracić czasu, odpowiadając na te bezmyślne propozycje, lepiej wszyscy dobrze zrozumcie jedną rzecz: robicie, co wam powiem. To właśnie oznacza jedność, a jeśli nie będziemy działać wspólnie, nie będziemy niczym. Trzymajcie się twardo tej myśli, to przeżyjemy. Wyraziłem się wystarczająco jasno? Roy? Ern? Wantage? Fermour?
Kapłan zaglądał w ich skupione twarze, jakby był świadkiem, któremu okazano podejrzanych. Kryli oczy przed jego spojrzeniem niczym cztery senne sępy.
– Już raz zgodziliśmy się na to wszystko – powiedział niecierpliwie Fermour. – Czego jeszcze chcesz? Żebyśmy całowali cię po butach?
Chociaż pozostała trójka w jakiejś mierze podzielała jego zdanie, warknęli gniewnie na Fermoura, bo na niego było nieco bezpieczniej warczeć niż na kapłana.
– Możecie całować mnie po butach, dopiero gdy zasłużycie na ten przywilej – odparł Marapper. – Ale chcę, żebyście zrobili coś innego. Chcę, żebyście okazywali mi bezwzględne posłuszeństwo, ale domagam się też, byście przyrzekli, że nie będziecie występowali przeciwko sobie. Nie proszę was o to, żebyście sobie ufali, czy o coś równie głupiego. Nie proszę was o łamanie zasad Nauki – jeśli mamy odbyć Długą Podróż, wyruszymy w nią jako ortodoksi. Ale nie możemy pozwolić sobie na ciągłe kłótnie i walki: wasze beztroskie życie w Kwaterach skończyło się. Znamy część niebezpieczeństw, które możemy napotkać: mutanci, Obcy, inne plemiona i wreszcie straszni Ludzie z Dziobu. Ale nie miejcie wątpliwości, że pojawią się także zagrożenia, o których nic nie wiemy. Kiedy poczujecie niechęć do jednego ze swoich towarzyszy, pielęgnujcie tę jasną iskierkę do czasu, gdy zmierzymy się z nieznanym: będzie potrzebna. – Znów popatrzył na nich badawczo. – Przyrzeknijcie – rozkazał.
– No tak, w porządku, tylko… – marudził Wantage. – Oczywiście się zgadzam, ale to najwyraźniej oznacza poświęcenie… cóż, naszych charakterów. Jeśli to zrobimy, ty też musisz ustąpić w pewnej sprawie, Marapper, to znaczy skończyć z tymi wszystkimi przemówieniami. Po prostu powiedz nam, co chcesz, żebyśmy zrobili, i zrobimy to, nie musisz wygłaszać przy tym mowy.
– To brzmi uczciwie – powiedział szybko Fermour, zanim rozgorzał świeży spór. – Na flaki pana, przyrzeknijmy i prześpijmy się.
Zgodzili się zrezygnować z przywileju waśni we własnym gronie i zagłębili się powoli w zewnętrzną warstwę poników, prowadzeni przez kapłana, który wyciągnął ogromny pęk kluczy magnetycznych. Po paru jardach doszli do pierwszych drzwi. Zatrzymali się i kapłan zaczął wypróbowywać po kolei klucze na płytkim odcisku zamka.
Complain tymczasem przebił się trochę dalej i krzyknął do nich po minucie:
– Są tu wyłamane drzwi! Widocznie przechodziło tędy kiedyś inne plemię. Oszczędzilibyśmy sobie kłopotu, gdybyśmy tu weszli.
Zbliżyli się do niego, odgarniając trzeszczące łodygi. Drzwi były otwarte tylko na szerokość palca i przypatrywali im się z pewnymi obawami. Każde drzwi stanowiły wyzwanie, bo otwierały drogę do niewiadomego; wszyscy znali opowieści o wyskakującej zza nich śmierci i ten lęk tkwił w nich głęboko od dzieciństwa.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.