Człowiek nietoperz. Ю Несбё

Читать онлайн.
Название Człowiek nietoperz
Автор произведения Ю Несбё
Жанр Криминальные боевики
Серия
Издательство Криминальные боевики
Год выпуска 0
isbn 9788324594764



Скачать книгу

tu pierwszy raz? – spytała, jakby jej kryształowy sklep uzależniał i ludzie, gdy już raz połknęli bakcyla, odwiedzali go regularnie. I może w istocie tak było. – Zazdroszczę wam – oświadczyła, gdy potwierdzili, że nigdy wcześniej tu nie gościli. – Przeżywać Kryształowy Zamek po raz pierwszy! – krzyknęła z zachwytu. – Idźcie tym korytarzem! Na prawo jest nasza wyśmienita wegetariańska restauracja, która serwuje najwspanialsze dania. Po wyjściu stamtąd idźcie na lewo, do sali kryształów i minerałów. To naprawdę cudowne miejsce!

      Machnięciem ręki dała im znak, że mają iść dalej. Po takiej zachęcie stwierdzenie, że restauracja to właściwie całkiem zwyczajna kawiarnia, w której podają kawę, herbatę, sałatki z jogurtem i kanapki, było niewątpliwym rozczarowaniem. W tak zwanej sali kryształów i minerałów w skomplikowanym oświetleniu prezentowano migoczące kryształy, figurki Buddy ze skrzyżowanymi nogami, niebieskie i zielone kawałki kwarcu i naturalne kamienie. Pomieszczenie wypełniał lekki aromat kadzidła, usypiająca muzyka fletni Pana i odgłosy pluskającej wody. Harry stwierdził, że owszem, sklep jest przyjemny, lecz całość była nieco kiczowata i raczej nikomu nie zapierała tchu w piersiach. O trudności z oddychaniem ewentualnie przyprawiały jedynie ceny.

      – Cha, cha! – zaśmiał się Andrew, zerknąwszy na kilka etykietek. – Ta kobieta jest genialna!

      Wskazał na klientów sklepu, na ogół w średnim wieku, przynajmniej pozornie dobrze sytuowanych.

      – Pokolenie dzieci kwiatów dorosło, mają dorosłe prace, dorosłe dochody, ale ich serca wciąż pozostają gdzieś na planecie astralnej.

      Wrócili do lady. Piersiasta kobieta ciągle uśmiechała się tak samo promiennie. Ujęła Harry’ego za rękę i przycisnęła mu do wnętrza dłoni jakiś zielononiebieski kamyk.

      – Jesteś Koziorożcem, prawda? Włóż ten kamień pod poduszkę, usunie z pokoju wszelką negatywną energię. W zasadzie kosztuje sześćdziesiąt pięć dolarów, ale uważam, że naprawdę powinieneś go mieć, więc ci go oddam za pięćdziesiąt.

      Odwróciła się do Andrew.

      – A ty musisz być Lwem.

      – Nie, proszę pani, jestem policjantem. – Dyskretnie pokazał odznakę.

      Kobieta pobladła i popatrzyła na niego z przerażeniem.

      – To okropne. Mam nadzieję, że nie zrobiłam nic złego.

      – Nic mi o tym nie wiadomo, madame. Zakładam, że pani jest Margaret Dawson, dawniej White. Jeśli tak, to czy możemy zamienić z panią kilka słów na osobności?

      Margaret Dawson prędko odzyskała równowagę i zawołała jedną ze swoich pomocnic, żeby zajęła się kasą. Potem zaprowadziła Harry’ego i Andrew do ogrodu, gdzie usiedli przy białym drewnianym stole. Między dwoma drzewami rozpostarta była siatka, którą Harry w pierwszej chwili wziął za sieć, lecz po bliższych oględzinach okazało się, że to olbrzymia pajęczyna.

      – Chyba zanosi się na deszcz – odezwała się Margaret Dawson, pocierając dłonie.

      Andrew chrząknął.

      Przygryzła dolną wargę.

      – Przepraszam, panie konstablu, po prostu jestem bardzo zdenerwowana.

      – Wszystko w porządku, proszę pani. Ależ ma pani pajęczynę!

      – Ach, to? To sieć Billy’ego, naszego pająka myszowatego. Pewnie gdzieś tu śpi.

      Harry odruchowo przyciągnął nogi do siebie.

      – Pająk myszowaty? Czy to znaczy, że on zjada… myszy? – spytał.

      Andrew uśmiechnął się.

      – Harry jest z Norwegii. Oni tam nie są przyzwyczajeni do wielkich pająków.

      – Ach, tak? Wobec tego mogę pana pocieszyć, że to nie te duże są groźne – powiedziała Margaret Dawson. – Mamy natomiast śmiertelnie niebezpiecznego maleńkiego pajączka, który nazywa się redback, ale on najlepiej czuje się w miastach, gdzie może się ukryć w tłumie. W ciemnych piwnicach, w wilgotnych kątach.

      – Jakbym go znał – mruknął Andrew. – Ale wróćmy do sprawy. Chodzi o pani syna.

      Teraz pani Dawson naprawdę pobladła.

      – O Evansa?

      Andrew zerknął na Harry’ego.

      – O ile wiemy, pani Dawson, wcześniej nie miał problemów z policją – powiedział Harry.

      – Nie, najwyraźniej nie, dzięki Bogu.

      – Właściwie zajechaliśmy tutaj, ponieważ zobaczyliśmy, że pani Zamek leży, można powiedzieć, na naszej trasie powrotnej do Brisbane. Chcieliśmy spytać, czy pani znała pewną dziewczynę, Inger Holter.

      Kobieta powtórzyła nazwisko, w końcu pokręciła głową.

      – Evans nie miał zbyt wielu dziewczyn. Przywoził je tutaj, żeby mi je przedstawić. Po tym, jak urodziło mu się dziecko z… z tą okropną dziewuchą, której imienia chyba nie chcę pamiętać, zabroniłam… powiedziałam, że powinien trochę poczekać, dopóki nie znajdzie tej właściwej.

      – Dlaczego miał czekać? – spytał Harry.

      – Ponieważ ja tak powiedziałam.

      – A dlaczego pani tak powiedziała?

      – Ponieważ… ponieważ tak nie powinno być! – Zerknęła na sklep, żeby zasygnalizować, że jej czas jest cenny. – Ponieważ Evans to wrażliwy chłopiec, którego łatwo zranić. W jego życiu było dużo negatywnej energii i potrzebna mu kobieta, której mógłby w pełni zaufać. Nie te… latawice, które tylko zawracają mu w głowie.

      Tęczówki pani Dawson pokryła szara mgiełka.

      – Często widuje się pani z synem? – spytał Andrew.

      – Evans przyjeżdża, kiedy tylko może. Potrzebuje tutejszego spokoju. Biedaczysko tak ciężko pracuje. Próbowali panowie tych ziół, które sprzedaje? Czasami mi je przywozi, a ja dodaję trochę do herbaty w kawiarni.

      Andrew znów chrząknął. Harry kątem oka dostrzegł jakiś ruch między drzewami.

      – Powinniśmy już iść, pani Dawson. Jeszcze tylko ostatnie pytanie.

      – Słucham.

      Andrew najwyraźniej się zakrztusił, chrząkał i chrząkał. Pajęcza sieć zaczęła się kołysać.

      – Czy pani zawsze miała takie jasne włosy?

      Kiedy wylądowali z powrotem w Sydney, był już późny wieczór. Harry czuł się straszliwie zmęczony i tęsknił jedynie za hotelowym łóżkiem.

      – Pójdziemy na drinka? – zaproponował Andrew.

      – Nie, dziękuję.

      – W The Albury?

      – To przecież prawie praca – odparł Harry.

      – No właśnie.

      Birgitta uśmiechnęła się na ich widok. Obsłużyła jakiegoś gościa i podeszła do nich. Spojrzenie utkwiła w Harrym.

      – Hej – powiedziała.

      Harry poczuł, że ma jedynie ochotę usiąść jej na kolanach i zasnąć.

      – Dwa razy podwójny gin z tonikiem, w imieniu prawa – oznajmił Andrew.

      – Dla mnie raczej tylko sok grejpfrutowy – zaprotestował Harry.

      Birgitta