Название | Cmentarz w Pradze |
---|---|
Автор произведения | Umberto Eco |
Жанр | Криминальные боевики |
Серия | |
Издательство | Криминальные боевики |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788373923683 |
Zrobiłem się Francuzem, ponieważ nie mogłem znieść tego, że jestem Włochem. Jako Piemontczyk (z urodzenia) czułem się tylko karykaturą Gala o bardziej ograniczonych od niego poglądach. Piemontczycy obawiają się każdej nowości, niespodzianki ich przerażają. Aby nakłonić ich do wyruszenia na Królestwo Obojga Sycylii (z Piemontu pochodziło bardzo niewielu garybaldczyków), potrzebni byli dwaj Liguryjczycy – fanatyk Garibaldi i przynoszący pecha Mazzini. I nie mówmy lepiej o tym, co odkryłem, gdy wysłano mnie do Palermo (kiedy? muszę sobie przypomnieć). Te ludy podobały się tylko próżnemu Dumasowi, chyba dlatego, że schlebiały mu bardziej niż Francuzi, dla których był przecież mieszańcem. Lubili go Neapolitańczycy i Sycylijczycy, sami mieszańcy, nie przez pomyłkę matki nierządnicy, lecz z winy pokoleń zrodzonych ze skrzyżowań zdradzieckich Lewantyńczyków, pocących się Arabów i zwyrodniałych Ostrogotów, które od swoich niejednorodnych przodków brały to co najgorsze: od Saracenów – ociężałość, od Szwabów – krwiożerczość, od Greków – niezdolność do wyciągania wniosków i zamiłowanie do czczej gadaniny, do dzielenia włosa na czworo. Co do całej reszty, wystarczy popatrzeć na neapolitańskich uliczników, jak popisują się przed cudzoziemcami, wpychając sobie palcami do gardła makaron, umazani sosem z zepsutych pomidorów. Ja chyba ich nie widziałem, ale wiem.
Włoch jest podstępny, kłamie i zdradza, woli sztylet od szpady, truciznę od lekarstwa. W pertraktacjach wykrętny, zawsze gotów do zmiany obozu; miałem okazję zobaczyć, co zrobili generałowie burbońscy na sam widok awanturników Garibaldiego i generałów z Piemontu.
Wzór czerpali Włosi z księży, którym zawdzięczali jedyne prawdziwe rządy od czasów, kiedy zdeprawowanego ostatniego cesarza rzymskiego zgwałcili barbarzyńcy, ponieważ za sprawą chrześcijaństwa zniewieściała starożytna rasa.
Księża… Jak ich poznałem? Zdaje się, że u dziadka. Przypominam sobie te rozbiegane oczy, zepsute zęby, nieświeże oddechy, spocone dłonie próbujące pogłaskać mnie po karku. Obrzydliwość. Próżniacy, klasa niebezpieczna, jak złodzieje i włóczędzy. Księdzem lub mnichem zostaje się po to, żeby próżnować; a próżnować mogą, bo jest ich dużo. Gdyby ksiądz był – powiedzmy – jeden na tysiąc dusz, miałby tyle roboty, że nie mógłby leżeć do góry brzuchem i opychać się kapłonami. Spośród księży najmniej godnych rząd wybiera najgłupszych i mianuje ich biskupami.
Księża są przy tobie tuż po urodzeniu, kiedy cię chrzczą. Potem masz ich w szkole, jeżeli rodzice byli bigotami i powierzyli im twoją edukację. Kolej na pierwszą komunię, lekcje katechizmu i bierzmowanie. W dniu ślubu ksiądz powiada ci, co masz robić w sypialni, a nazajutrz, żeby mieć się czym podniecać w konfesjonale, pyta cię na spowiedzi, ile razy to zrobiłeś. Tobie o spółkowaniu mówią księża ze wstrętem, a sami wstają codziennie z łóżek, gdzie je uprawiali; nie myją sobie nawet rąk i idą jeść i pić swojego Pana, żeby potem wydalić go z siebie i wysikać.
Powtarzają, że ich królestwo nie jest z tego świata, ale zgarniają, co się da. Cywilizacja nie osiągnie doskonałości, póki ostatni kamień z ostatniego kościoła nie spadnie na ostatniego księdza i nie uwolni świata od tej hołoty.
Komuniści rozpowszechnili pogląd, że religia to opium dla ludu. To prawda, gdyż religia hamuje zrywy poddanych; gdyby nie ona, na barykadach byłoby dwa razy więcej ludzi, a w dniach Komuny nie było ich tam dosyć i udało się wszystkich wybić bez zbytniej zwłoki. Po tym jednak, co usłyszałem od tego austriackiego lekarza na temat zalet kolumbijskiego narkotyku, powiedziałbym, że religia jest także kokainą narodów, ponieważ pchała i pcha do wojen, do rzezi niewiernych. Dotyczy to chrześcijan, muzułmanów i innych bałwochwalców. Murzyni w Afryce poprzestawali na wyrzynaniu się między sobą, a misjonarze nawrócili ich i zamienili w wojska kolonialne, gotowe umierać na pierwszej linii frontu i gwałcić białe kobiety po wkroczeniu do zdobytego miasta. Ludzie nigdy nie czynią zła w tak szerokim zakresie i z takim zapałem jak wtedy, gdy robią to z przekonań religijnych.
Najgorsi ze wszystkich są z pewnością jezuici. Wydaje mi się, że zrobiłem im kilka kawałów, ale może to oni mi zaszkodzili, nie przypominam sobie dokładnie. A może byli to ich rodzeni bracia – masoni. Są zupełnie jak jezuici, tylko trochę bardziej mętni. Jezuici mają przynajmniej swoją teologię i wiedzą, jak się nią posługiwać, masoni zaś mają teologii zbyt wiele i się w nich gubią. O masonach opowiadał mi dziadek. Wspólnie z Żydami ucięli głowę królowi. Wydali na świat karbonariuszy – takich masonów trochę głupszych, bo kiedyś pozwalali się rozstrzeliwać, a potem ucinać sobie głowy za nieudolnie sfabrykowaną bombę; stawali się też socjalistami, komunistami i komunardami. Wszystkich pod ścianę! Thiers dobrze zrobił.
Masoni i jezuici. Jezuici to masoni w kobiecym stroju.
…Jezuici to masoni w kobiecym stroju…
O kobietach wiem mało, ale ich nienawidzę. Przez lata całe moją obsesją były brasseries à femmes – piwiarnie z kobietami – gdzie zbierają się najrozmaitsi przestępcy. To miejsca gorsze od domów publicznych. Z otwarciem takiego domu mogą być trudności, jeśli sąsiedzi wyrażą sprzeciw, a piwiarnię wolno otworzyć wszędzie, ponieważ – jak powiadają – jest to tylko lokal, do którego chodzi się pić. Tyle że pije się na parterze, a na wyższych piętrach uprawia się nierząd. Każda piwiarnia ma swoje właściwości; dopasowane są do nich stroje kelnerek. Tu kelnerki niemieckie, tam znowu – przed Pałacem Sprawiedliwości – w adwokackich togach. Wystarczą zresztą same nazwy: Brasserie du Tire-cul (Ciągnij za Tyłek), Brasserie des Belles Marocaines (Marokańskich Ślicznotek) albo Brasserie des Quatorze Fesses (Czternastu Pośladków) w pobliżu Sorbony. Właścicielami są prawie zawsze Niemcy, którzy podkopują w ten sposób francuską moralność. W piątym i szóstym arrondissement jest takich piwiarni co najmniej sześćdziesiąt, a w całym Paryżu – prawie dwieście, wszystkie otwarte także dla najmłodszych. Chłopcy chodzą tam najpierw z ciekawości, potem z nałogu; wreszcie w najlepszym wypadku tylko zarażają się rzeżączką. Jeżeli piwiarnia znajduje się niedaleko szkoły, uczniowie po lekcjach idą pod drzwi podpatrywać dziewczyny. Ja chodzę pić i podglądać z wnętrza uczniów podglądających przez drzwi. Zresztą nie tylko uczniów; dowiaduję się tam wiele o obyczajach i znajomościach dorosłych, co zawsze może się przydać.
Moją ulubioną rozrywką jest śledzenie rozmaitych sutenerów, którzy siedzą przy stołach i czekają. Część ich to żyjący z wdzięków swoich żon mężowie. Trzymają się razem, są porządnie ubrani, palą i grają w karty. Właściciel i dziewczyny nazywają ich stół stołem rogaczy. W Dzielnicy Łacińskiej wielu z nich to byli studenci, którym się nie powiodło i którzy ciągle się obawiają, że ktoś pozbawi ich źródła dochodu; ci często chwytają za nóż. Najspokojniejsi są złodzieje i mordercy. Wchodzą i wychodzą, ponieważ muszą przygotowywać swoje skoki. Są pewni, że dziewczyny ich nie zdradzą, bo już następnego dnia kołysałyby się na falach Bièvre.
Zdarzają się tam też osobnicy wynaturzeni, którzy czyhają na zdeprawowanych mężczyzn i kobiety, gotowi do najobrzydliwszych usług. Wypatrują klientów w Palais-Royal lub na Polach Elizejskich i zwabiają ich umówionymi znakami. Kiedy klient jest już w pokoju, często pojawiają się tam przebrani za policjantów wspólnicy, którzy grożą stojącemu w samych kalesonach aresztem; ofiara błaga o litość i wykupuje się zwitkiem banknotów.
Wchodząc do tych domów rozpusty, zachowuję ostrożność, bo wiem, co mogłoby mi się przytrafić. Jeśli klient wygląda na zamożnego, właściciel kiwa na jedną z dziewczyn, ona zbliża się i powoli przekonuje gościa, żeby zaprosił do stolika wszystkie inne, które zamawiają wtedy najdroższe napoje