Название | Neverland |
---|---|
Автор произведения | Maxime Chattam |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7999-571-4 |
Prawdę powiedziawszy, najbardziej nie cierpiała tej małpy. Była nikczemna i wredna, nie przestawała śledzić jej tymi swoimi maleńkimi fałszywymi oczkami, gdy wdrapywała się na jej ramię, żeby pstryknąć ją w czoło lub pociągnąć za włosy. Źle się czuła w obecności tego zwierzęcia.
W czasie owych kilku dni, kiedy pozostawała w zamknięciu, Amber opowiedziała Morkovinowi całą swoją historię, w tym o Jądrze Ziemi, żeby zrozumiał, jaką siłę reprezentuje w walce z Entropią i Gglem. Nie mogła go okłamać. Astronaks wykazał jej wyjątkowość. Jeśli któregoś dnia maester miałby zostać jej sprzymierzeńcem, musiała być z nim szczera. Uczciwością zyskać jego sympatię i współczucie.
Morkovin okazał się zafascynowany historią jej oraz ChloroPiotrusiofilów, którzy zostali zamknięci w sąsiednich pomieszczeniach. Po raz pierwszy widział takie istoty i chciał dowiedzieć się o nich wszystkiego: skąd się wzięli, skąd ów oryginalny wygląd i czy posiadają szczególną moc. Amber opowiedziała o szpitalu dla dzieci, które były podatne na mutacje genetyczne wywołane przez Burzę, pobycie w olbrzymim lesie i prawdopodobnym wpływie chlorofilu na ich wrażliwe organizmy.
Każdego ranka dwie kobiety przychodziły pomóc Amber w porannej toalecie, potem w jedzeniu. Pomagały jej rozprostować zdrętwiałe nogi, żeby nie wytworzyły się na nich odleżyny, i wracały pod koniec dnia, by znów jej pomóc. To, że nie mogła posługiwać się już swoim przeobrażeniem do przemieszczania się ani sprawić, że przedmioty same do niej przylatywały, było dla dziewczyny najtrudniejsze. Więzienne pielęgniarki nie okazywały jej odrobiny sympatii, po prostu wykonywały swoją pracę. Z taką samą delikatnością prałyby bieliznę nad brzegiem strumyka. To jednak one przynosiły Amber czyste rzeczy, ubierały ją codziennie rano w płócienną sukienkę w kolorze brunatnym lub khaki, wkładały jej sandały, a wieczorem czesały włosy. Ale nie traktowały jej po przyjacielsku: robiły swoje, bez słowa i bez odrobiny ciepła. Szczególnie ze strony kobiet trudno było znieść tę całkowitą obojętność.
Burza zmieniła dorosłych w niemożliwy do zaakceptowania sposób. Pozbawiając ich pamięci, odcięła od wszystkiego, co najistotniejsze: dorobku całej ewolucji oraz ich ludzkiej natury. Czy to nieprzewidziany skutek wielkiego sprzątania, któremu poddana została planeta, czy też kryje się za tym jakaś szczególna wola? Jaki to ma cel? Jakież okrutne doświadczenie przeprowadzane jest w ten sposób?
Morkovin zgodził się, żeby przynoszono jej książki. Pomagały Amber zabijać nudę, a w kącie pokoju nagromadził się spory stos powieści i podręczników ogrodnictwa, majsterkowania oraz książek o różnych dietach.
Każdego dnia brała kilka z nich do ręki i udawała, że przegląda z zainteresowaniem. Potem, kiedy była już pewna, że nikt jej nie obserwuje przez judasza, wprowadzała w czyn swój plan.
Amber pragnęła coś robić. Nie zamierzała czekać na jakiegoś zbawiennego deus ex machina, który może nigdy nie przybędzie. Na tyle, na ile mogła, starała się nie myśleć, tylko koncentrowała się na rytmie swego serca, oddechu i na postrzeganiu ciepła w dole brzucha. Przez pierwsze dni nie dało to żadnych efektów. Nie czuła absolutnie żadnej łączności. Potem powolutku zaczęła odczuwać falujące w niej ciepłe włókna, które delikatnie się poruszały.
Jądro Ziemi było w niej i znowu zaczynali nawiązywać dialog.
Tutaj Amber okłamywała maestera. Kiedy pytał, dlaczego nie posłuży się Jądrem Ziemi, odpowiadała niezmiennie smutnym i zawstydzonym tonem, że obroża pozbawiła ją jakiegokolwiek czucia.
Domyślała się, że Morkovin niebawem wymieni jej obrożę na nową, ze świeżego soku skararmeuszy. Maester wiedział o czasowym ograniczeniu mocy pęta, a jednak nie wydawał się ani spieszyć, ani niepokoić. Czy był pewien swoich zdolności uzyskanych dzięki piciu Eliksiru, że nie był nieufny, czy też jej nie doceniał?
Czwartego dnia pobytu w tych murach Amber poczuła, że znów jest gotowa czerpać z Jądra Ziemi. Wystarczyło, żeby się skoncentrowała, a mogłaby latać albo nawet wyrwać drzwi z zawiasów. Wolała jednak nie używać przeobrażenia. Zbyt szybkie ujawnienie atutów mogłoby doprowadzić do porażki, a przecież musiała uwolnić ChloroPiotrusiofilów i uciec z pałacu maestera.
I jeszcze ta historia z astronaksem, którą chciała wyjaśnić. Jak się tu znalazł?
Kiedy Morkovin zapukał do drzwi, zmusiła się, by nie okazać radości, którą odczuwała od rana. Zrobiła więc tak samo zrezygnowaną minę jak zawsze.
– Jak się dziś czujesz? – zapytał Morkovin.
Zamiast odpowiedzi wzruszyła ramionami. Prawie wszystko opowiadała swojemu rozmówcy, ale na serdeczność się nie zdobyła. Była jego więźniem i nie omieszkała za każdym razem mu tego przypomnieć.
– Wydaje mi się, że na dłuższą metę ten zimny i wilgotny pokój musi być straszny – przyznał. – Dlatego dzisiaj porozmawiamy na piętrze, w moich apartamentach.
Pstryknął palcami i do pokoju weszli dwaj mężczyźni, żeby zanieść Amber. Do cel, w których przebywały dzieci, można się było dostać przez właz w ścianie, ukryty pomiędzy dwoma beczkami z piwem, przez który bardzo trudno było przejść dwóm żołnierzom z „pakunkiem” na rękach. Następnie pokonali długi korytarz oświetlony lampami gazowymi i po kręconych schodach dotarli na parter. Amber zapamiętywała każde przejście, wypatrując najmniejszych drzwi otwartych na zewnątrz, i odnotowywała posterunki straży oraz miejsca, w których znajdowali się mieszkańcy. Ruszyli kolejnymi schodami, tym razem prostymi i szerokimi, których stopnie pokrywał ciemnozielony dywan, i wkrótce znaleźli się w sali ze lśniącym parkietem. Była to przytulna komnata z kominkiem, w którym ogień powoli trawił polano, z tapiseriami na ścianach i miękkimi dywanami. Dwa olbrzymie okna wychodziły na kamienny balkon i Amber zobaczyła, że pod nimi znajduje się Wielki Plac Brązowego Miasta.
Morkovin kazał usadzić ją na wygodnych poduszkach i podał jej filiżankę gorącej herbaty.
Pan Judasz, małpa, pojawił się nagle i usiadł na krześle, jakby zamierzał uczestniczyć w widowisku Amber posłała mu złe spojrzenie.
– Kiedy mogłabym zobaczyć swoich dwóch przyjaciół? – zapytała bez ogródek.
Maester wydał się zaskoczony bezpośredniością jej żądania, lecz po krótkiej chwili zastanowienia odpowiedział, biorąc do rąk filiżankę:
– Boisz się, że dzieje im się krzywda, prawda? Rozumiem. Wiedz, że mają się dobrze. Traktuję ich z szacunkiem, tak jak ciebie. I nawet jeśli nie wykazują takiej chęci do współpracy jak ty, jestem człowiekiem cierpliwym i zaczekam, aż czas zrobi swoje i rozwiąże im języki.
– Gdyby pozwolił mi pan z nimi porozmawiać, to może…
Morkovin pokręcił głową.
– Nie podejmujmy ryzyka zburzenia ledwo co zbudowanej równowagi. W odpowiednim czasie zażądam twojej pomocy. A więc, młoda damo, po tych pasjonujących rozmowach przejdźmy do ćwiczeń praktycznych.
– Słucham?
Morkovin wypił łyk herbaty i odstawił filiżankę na szklany stolik.
– Twoje pęto jest założone od dość dawna, więc musi się wyczerpywać. Mówi się, że na normalnych rojkach wytrzymują około tygodnia. Ale ty nie jesteś normalna, prawda? Zatem przypuszczam, że to… Jądro Ziemi, jak je nazywasz, skoro jest tak potężne, to już się objawia co najmniej od wczoraj, prawda?
Amber straciła grunt pod nogami: jak ma zareagować? Udać naiwnie oburzoną czy