Название | Neverland |
---|---|
Автор произведения | Maxime Chattam |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7999-571-4 |
Potem nagle wodne ręce puściły szczeble wozu i stworzenie zaczęło sunąć z prądem w kierunku Kudłatej, tak jakby Elementarny zdał sobie sprawę, że ma w swoim zasięgu dużo łatwiejszą zdobycz.
Tafla wody zaczęła się unosić nad psem jak płynne okrycie, lecz nie po to, by zwierzę ogrzać, ale utopić. Kudłata starała się płynąć z łbem nad wodą, ale w końcu się poddała.
Matt pociągnął za bicz i powoli, centymetr po centymetrze, zaczął wyciągać psa. Ogromna siła krępowała Kudłatą i tylko dzięki dobremu oparciu stopy Piotruś nie wypadł za burtę.
– Co to takiego?! – wyjęczał, ciągnąc ze wszystkich sił.
– Duch wody! – odparła Lily, rozpaczliwie starając się mu pomóc.
Elementarny pokrywał teraz psa, który nie mógł już nic zrobić. Trzymał w zębach koniec bicza i machał łapami, chcąc płynąć pod prąd. W jego wzroku była panika. A duch wody ciągnął coraz mocniej.
Wtedy Matt nabrał głęboko powietrza i napiął każdy mięsień ciała, każdą jego część, przeciwstawiając Elementarnemu całą swoją skumulowaną energię. Ręka, która trzymała bicz, zacisnęła się jeszcze bardziej. Potem druga ręka przyszła jej z pomocą. Byle wyciągnąć Kudłatą. Byle odzyskać przyjaciółkę. Woda przed nim wściekle wrzała. Całe strumienie wzlatywały w powietrze ponad głowę walczącego psa.
Na szyi Matta widać było żyły i ścięgna, ale nie chciał puścić rzemienia. Drewno pod jego stopami trzeszczało, grożąc w każdej chwili pęknięciem.
Wiry krążyły wokół Kudłatej – to Elementarny walczył, nie chcąc wypuścić zdobyczy.
Deski rozszczepiły się pod butem Matta. Wóz zaraz skapituluje.
– Johnny! – krzyknął przez huk wody, powodowany przez Elementarnego. – Twoje przeobrażenie! Użyj przeobrażenia ognia!
Młody blondyn sprawiał wrażenie przerażonego. Spojrzał na swoje dłonie, potem na psa zanurzonego w kipieli i błagał Matta wzrokiem, żeby znalazł inne rozwiązanie.
– Skup się! – krzyknął zrozpaczony Matt. – Skup się na sobie, na swojej mocy i zrób tak, jakbyś zapalał ogień, ale z maksymalną wściekłością, pomyśl, że ciskasz wszystkie ognie piekielne! Wypluj z siebie wszelkie frustracje i obawy! I celuj w wodę!
Johnny wykrzywił usta, jakby miał się rozpłakać.
Deska pod stopą Matta nie wytrzymała i upadł do przodu, waląc bokiem o beczki, dzięki którym nie wypadł za burtę. Na szczęście kevlarowa kamizelka zamortyzowała uderzenie i Matt nie wypuścił bicza, ale Elementarny skorzystał z okazji, aby umocnić swój uchwyt na Kudłatej. Pies miał już nad wodą tylko pysk i oczy.
Matt nie mógł dłużej ciągnąć bicza w swoją stronę. Uchwyt Elementarnego był zbyt silny. Tracił Kudłatą.
Johnny wyciągnął rękę i nagle gejzer płomieni wystrzelił w kierunku Elementarnego. Nie był to snop iskier, jak Matt się tego spodziewał, lecz prawdziwie rozżarzony strumień, który uderzył w taflę wody pół metra przed psem.
Gejzer piany wzbił się na wysokość kilku metrów, unosząc Kudłatą, a kiedy suczka spadła z powrotem do wody, olbrzymi cień pędem się oddalał.
Elementarny uciekał. Ogień rzucony przeciw jego płynnej masie przeraził go, o ile nie zranił.
Pies ciągle trzymał w pysku koniec bicza.
Matt pociągnął z całej siły i mimo swego przeobrażenia pocił się i dyszał, żeby tylko przyciągnąć Kudłatą w pobliże mostu. Wreszcie otrząsnęła się, mokra tak samo jak jej pan. Podbiegła do Matta i zaczęła go lizać, popiskując żałośnie. Matt poklepał ją po łbie, wyczerpany wysiłkiem.
Johnny oparł się o plecy Matta, wyczerpany niewiarygodnym cudem, którego właśnie dokonał.
Piotr i Lily starali się jak najszybciej dotrzeć do drugiego brzegu, a kiedy wreszcie wyszli na stały ląd, odetchnęli z ulgą, bo byli już z dala od wody.
Jednak znajdowali się w środku miasta.
Słońce zachodziło szybko za horyzont, różowiąc niebo, a cienie wciąż rosły.
10
Słoik
Matt dochodził do siebie z tyłu wozu, który w szybkim tempie sunął po porośniętych mchem ulicach miasta. Kudłata nie przestawała otrzepywać się z wody, żwawym krokiem podążając za swoim panem, a Likan i Lily zamykali pochód.
Johnny i Mut poprzedzali konwój. Młody Piotruś trzymał w ręku śmieszną procę, służącą mu jako broń. Blondynek doszedł jako tako do siebie, zmotywowany przez strach oraz swój wyczyn.
Trudno powiedzieć, czy to z powodu prędkości, z jaką się poruszali, ale wydawało im się, że roślinność wokół nich nie przestaje się poruszać. Słońce zniknęło niemal za sylwetkami budynków i okna wydawały się większe niż zwykle, a drzwi jeszcze szerzej otwarte. Zbliżała się godzina polowania. Należało bezzwłocznie opuścić miasto i znaleźć się jak najdalej od tego gniazda drapieżników, a bliżej miejsca kolejnego postoju.
Matt znowu oddychał spokojnie. Rozpiął kevlarową kamizelkę, by pomasować obolałe żebra. Na szczęście nie były złamane, ale piękny siniak pozostanie.
Przesunął się na przód wozu i powiedział do Piotra:
– To paskudztwo miało niesłychaną siłę, już sądziłem, że nas wszystkich dopadnie.
– Matt, przeżyliśmy atak Elementarnego! To cud! Nie, prawdę powiedziawszy, to dzięki tobie! To, co zrobiłeś, i to, co Johnny’emu udało się… cisnąć! Absolutnie niesamowite!
– Co to właściwie jest ten Elementarny? Dotknąłem go, kiedy próbował mnie utopić, i poczułem, jakby składał się tylko z wody! Masa gęściejszej wody czy sam już nie wiem co… Silniejszy, bardziej zwarty nurt. Trudno to wyjaśnić.
– Ponieważ Elementarny jest nienamacalny. To duch planety, duch w stanie kształtowania. Istnieje taki dla każdego głównego żywiołu. Są Elementarni wody, tacy jak ten tutaj, ale także ziemi, powietrza, a nawet ognia!
– Wszyscy są tacy agresywni?
– To maszyny do zabijania. Nie wiemy dlaczego. Niszczą wszystko, co znajdzie się w ich zasięgu.
– Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
– W Ameryce ich nie ma?
Matt wzruszył ramionami.
– O ile mi wiadomo, nie. Albo żadnego nigdy nie spotkałem. To zatrważające.
– Och, Elementarny to dopiero początek! Kiedy jest już ukształtowany, to co innego!
– Chcesz powiedzieć, że to, z czym walczyliśmy, to swego rodzaju…
– Tak, dziecko. Kiedy Elementarny staje się dorosły, zyskuje swoją końcową masę i staje się czymś najsilniejszym na planecie!
Zimny dreszcz przebiegł Mattowi po plecach. Nie wiedział, czy to z powodu działania wyobraźni, czy przymusowej kąpieli. Mokre ubrania kleiły się do ciała. Śpieszno mu było znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
Opuścili wreszcie miasto, nic ich nie zaatakowało, nawet nie zauważyli najmniejszego zagrożenia. I kiedy przecinali trasę Ozyjczyków, chociaż nie było to rozważne, Piotr zdecydował się pojechać nią pięć kilometrów, aby nadrobić drogi, zanim znowu odbiją na wschód i ruszą