Название | Opętana |
---|---|
Автор произведения | Морган Райс |
Жанр | Героическая фантастика |
Серия | Wampirzych Dzienników |
Издательство | Героическая фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9781632918239 |
Ruszył z miejsca, lawirując, by uniknąć wypadających z zamku Boldt. Za nimi wyłonili się policjanci, którzy przybyli tu helikopterem. Ginącą w mroku, wijącą się drogą pędziło ku nim kilka radiowozów z wściekle migoczącymi światłami.
– I co teraz? – krzyknęła Caitlin.
Caleb obejrzał się na nią. Zwiększył obroty motocyklowego silnika.
– Trzymaj się mocno – powiedział.
Caitlin zdążyła jedynie objąć Caleba rękoma w pasie, kiedy motocykl wystrzelił do przodu.
Motocykl pognał ulicą. Caitlin była wyczerpana. Oparła głowę o plecy Caleba, czerpiąc pocieszenie z miarowego bicia jego serca, po czym spojrzała w czarną noc. Wiedziała jednak, że nie może teraz odpoczywać. Scarlet potrzebowała jej pomocy i pod żadnym względem nie pozwoliłaby sobie teraz na przerwę, kiedy ona jest w niebezpieczeństwie.
– Masz jakiś pomysł? – krzyknął Caleb przez ramię, starając się usilnie, by jego głos był usłyszany ponad wiatrem i policyjnymi syrenami siedzącymi im na ogonie. – Gdzie teraz?
Caitlin widziała, że usiłował zachować spokój i opanowanie, ale był równie wycieńczony, co ona.
– Nie wyczuwam jej – odkrzyknęła Caitlin. – Nie w tej chwili.
Caleb nic nie powiedział, jednak Caitlin zauważyła, że jego dłonie napięły się na kierownicy wystarczająco mocno, by zbielały mu kłykcie.
Motocykl pomknął dalej, stopniowo zwiększając dzielącą ich od policyjnych wozów odległość.
Droga była wąską wiejską drożyną, która zaczęła wić się pod wzgórze. Wkrótce po jednej stronie pojawił się stromy spadek, a po drugiej stroma ściana. Odczuwając mdłości, Caitlin schyliła się nisko za Calebem, szukając tam ochrony. Wiatr tańczył w jej włosach.
Wówczas poczuła drganie w kieszeni. Z pewnością nie mogła to być jej komórka. Ale kiedy sięgnęła do kieszeni, przekonała się, że jej telefon rzeczywiście przetrwał skok do oceanu. Wcześniej nie miała zasięgu, lecz teraz nagle ożył, sygnalizując migoczącą diodą nową wiadomość głosową.
Wykręciła numer poczty głosowej i wysłuchała mówiącego pośpiesznie Aidena.
– Caitlin – powiedział. – Gdzie jesteś? Musisz natychmiast oddzwonić.
Wiadomość urwała się. To było wszystko. Wybrała oddzwoń − ale znów straciła zasięg.
– Cholera! – krzyknęła.
– Co jest? − zawołał Caleb przez ramię.
– Musimy się zatrzymać – odparła Caitlin, zdając sobie sprawę, kiedy zerknęła na telefon, że został jej jeden procent baterii.
– Nie mogę – odparł Caleb. – Policja siedzi nam na ogonie. Najpierw musimy odjechać stąd jak najdalej.
Wówczas akurat Caitlin dostrzegła jaskinię ukrytą w zboczu urwiska.
– Jedź tam – krzyknęła.
– Caleb zareagował natychmiast, skręcając kierownicą z mistrzowską precyzją w taki sposób, że motocykl gwałtownie skręcił i wjechał do jaskini, wzbijając tuman kurzu, zanim zatrzymał się w miejscu.
Jak tylko się zatrzymali, Caleb odwrócił się twarzą do żony.
– Wyczuwasz Scarlet?
– Nie – odparła Caitlin. – Mój telefon odzyskał zasięg. Muszę zadzwonić do Aidena.
Właśnie wtedy koło niewielkiej jaskini, w której skryli się Caitlin i Caleb, przejechały siedzące im na ogonie policyjne radiowozy, wrzeszcząc syrenami.
Caitlin chwyciła telefon i wybiła numer Aidena, modląc się, by bateria wytrzymała. Odebrał p trzecim dzwonku.
– Nie spieszyłaś się – powiedział.
– Byłam nieco zajęta – odparła Caitlin, myśląc o locie i skoku do oceanu. – Co takiego musisz mi powiedzieć?
Caitlin słuchała głosu Aidena po drugiej stronie linii, kiedy ten krzątał się i przerzucał książki i papiery. Poczuła, jak wzbiera w niej frustracja.
– Możesz się pospieszyć, proszę? – wrzasnęła. – Bateria mi pada.
– A, tak – powiedział wreszcie.
– Co? – zażądała Caitlin. – Powiedz mi!
– Przypomnij mi słowa kantyku. Te słowa, które są lekiem.
Caitlin pogrzebała w kieszeni i wyjęła notatki które zrobiła, przeglądając księgę. Były jednak przemoczone i atrament się rozmył. Zamknęła oczy i spróbowała wyobrazić sobie stronę, tak jak ją czytała. W jej umyśle zaczęły pojawiać się słowa.
Jestem morzem, niebem i piaskiem,
Jestem kwiatowym pyłkiem na wietrze.
Jestem horyzontem, wrzosowiskiem, wrzosem na wzgórzu.
Jestem lodem.
Jestem niczym,
Niczym wymarły.
Caitlin otworzyła oczy i słowa ulotniły się z jej myśli. Nastała długa chwila, podczas której Aiden zachował milczenie.
Caitlin chciała wydrzeć się na niego, by się pospieszył.
– Caitlin! – powiedział w końcu. – Wiem. Już wiem!
– Powiedz mi – odparła Caitlin pośpiesznie, czując jak jej serce przyspiesza.
– Byliśmy tacy głupi! To wcale nie jest kantyk.
Caitlin zmarszczyła brwi.
– Co masz na myśli? Dlaczego nie miałby to być kantyk? Nie rozumiem.
– Chodzi mi o to, że kantyk nie jest lekiem – odparł Aiden, szukając odpowiednich słów z podekscytowania. – Kantyk jest wskazówką do odszukania leku!
Caitlin poczuła, jak jej serce wali z niecierpliwości.
– No więc, jaka to wskazówka? – spytała.
– Caitlin! Pomyśl tylko. To zagadka. Instrukcje. Każą ci udać się w pewne miejsce.
Caitlin poczuła, jak krew uszła z jej twarzy, gdy powtórzyła te słowa w myślach.
– Jestem morzem, niebem i piaskiem – powtórzyła pod nosem. Wtem, nagle, oświeciło ją. – Nie. Nie myślisz chyba…
– Tak – odparł Aiden. – S.F.I.N.K.S.
– Miasto wampirów – wyszeptała do siebie Caitlin.
Oczywiście. Zanim Scarlet zniknęła, narażając się na niebezpieczeństwo, Caitlin próbowała znaleźć lek, odkryć sposób, by przemienić córkę z wampira z powrotem w człowieka. Sądziła, że słowa ze strony należy odczytać w obecności Scarlet, by ją uleczyć, że to, co znalazła, jest lekiem. Ale nie. To, co znalazła, było wskazówkami, które miały zaprowadzić ją do niego. Caitlin pozwoliła, by jej wrodzony niepokój o dobro córki przyćmił rozsądek i logikę naukowca, którymi musiała się teraz wykazać, by pojąć, że zagadka nie była lekiem – ale mapą.
– Dziękuję, Aidenie – powiedziała pospiesznie.
Telefon jej padł.
Caitlin podniosła wzrok na pełną wyczekiwania twarz Caleba.
– No i? – powiedział.
– Wiem, gdzie teraz – odparła Caitlin, czując krztę nadziei pierwszy raz od dłuższego czasu.
Caleb