Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk

Читать онлайн.
Название Krew sióstr. Złota
Автор произведения Krzysztof Bonk
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-8166-074-7



Скачать книгу

do nas pomocną dłoń, czystą głupotą byłoby odrzucać takie wsparcie. Ja jestem za nią od samego początku i w duchu tego, o czym z wami wszystkimi rozmawiałam, wesprę ją całą sobą. Dlatego proponuję, wspólnie pokonajmy zwodniczą Alabaster. Jednak musimy stanowić jedność, monolit. Więc jeżeli ktoś przedkłada nad dobro ogółu dawne urazy, niech odejdzie. – Wskazała ręką na południowy las.

      W rezultacie Ruda dumnie wstała, po czym za sprawą powstrzymującej ją Kasztan upadła na kolana, by zaraz znowu nieudolnie się podźwignąć i upaść. Wszyscy świadkowie tej dość żenującej sceny na dłuższą chwilę skonsternowani zamilkli. Poza psem Umbrą, który żałośnie pisnął i przysłonił sobie pysk łapami. Potem głos zabrał Perlis:

      – Skoro srebrzysta dziewczyna poszła wreszcie po zimny rozum do głowy, to nie ma co roztrząsać jej pobudek, tylko działać. Słowem, zabijmy Alabaster jak najszybciej, dopóki możemy ją zaskoczyć.

      – Co proponujesz? – zapytała Ekru. Alabastrowy młodzieniec spojrzał na stojące w pobliżu gryfy i wyjaśnił:

      – Wystarczy jeden ptak. Na nim polecę ze srebrzystą dziewczyną do pałacu w roli więźnia. Na miejscu ona zdejmie mi więzy i moje ostrze miecza rozwiąże jednym cięciem wszystkie problemy związane z Alabaster, zapewniam.

      – Być może tak właśnie należy uczynić… – zadumała się Ekru. Jej zamyślenie przerwała Srebrna, zdecydowanie mówiąc:

      – Nie rozumiecie. Chciałam wam tylko powiedzieć, że obecnie stoimy po tej samej stronie. Jesteście więc wolni i nie musicie się mnie obawiać, otrzymacie też swoją broń. Jednak wy sami nie jesteście mi do niczego potrzebni. Dostałam już wezwanie do pałacu, gdzie stawię się i sama wymierzę sprawiedliwość. – Położyła dłoń na rękojeści miecza, okręciła się na pięcie, po czym odeszła.

      – A my chcemy do domu…

      – Do republiki… – przemówiła markotnie para mahoniowych bliźniaków.

      – To chyba jednak najwłaściwsza decyzja i nic tu po nas. To nie nasza wojna – mówiąc z ciężkością w głosie, zgodziła się z braćmi Kasztan. A zaraz z tych samych brązowych ust dziewczyny popłynęły diametralnie odmienne słowa:

      – Banda brązowych mazgai! Na piach i kamienie! Na imperatyw ziemi! Jeszcze nie wiem z kim, nie wiem jak, ale będziemy walczyć, walczyć, walczyć! I nigdy się nie poddamy! – Zacietrzewiona Ruda potwierdziła wagę swego przekazu waleniem lewą pięścią w trawiasty grunt. I już chciała coś zajadle dodać, ale za sprawą Kasztan prawa dłoń w kolorze brązu szybko zatkała kasztanową buzię: – Mmm…!

      – Mój mąż Chamois…? – zwróciła się z kolei z nadzieją do Kremi Ekru. Bowiem kompromitujące zachowanie przedstawicielki republiki robiło na wszystkich coraz mniejsze wrażenie i nikt nie traktował jej już poważnie. Natomiast służka Alabaster uśmiechnęła się nieśmiało i ściszonym głosem rzekła:

      – Niestety nic mi nie wiadomo na temat losu szlachetnego członka rady… Chamoisa.

      – A… moje myszy? – zapytała z gasnącą wiarą Ekru. Tym razem padła pozytywna odpowiedź:

      – Wszystkie myszy są nakarmione, całe i zdrowe oraz… czekają na ciebie, pani. Przywiozłam je tutaj w rękawie sukni. Ale… bardzo mnie łaskotały… przez co wypuściłam je do lasu.

      – Znajdą się. I dziękuję ci za opiekę nad mymi pociechami. – Kobieta z rodu Ekros odwzajemniła nad wyraz ciepły, jak na nią uśmiech i ukłoniła się lekko alabastrowej kobiecie. Ta przekazała jej jeszcze rulon papieru, który po rozwinięciu okazał się mapą. – Ukradłaś to Alabaster? – zaciekawiła się Ekru, patrząc na namalowany ocean i naniesione na niego wyspy.

      – Przeprasza, ale… tylko zrobiłam z pamięci kopię. Pomyślałam, że może to być pomocne.

      Więcej słów we wspólnym gronie na nadmorskiej plaży już nie padło, a opuszczona przez Srebrną grupa szybko ponownie podzieliła się na dwie części, alabastrową i kasztanową. Ich członkowie przystąpili do oddzielnych debat, gdzie wiodącym tematem było ciągle powracające pytanie, mianowicie – co dalej?

      V. BRUNATNA, CZARNA I TABAK

      W celu ratowania Czarnej Brunatna z domu Ochra postanowiła przyjąć propozycję pomocy ze strony kasztanowego młodzieńca imieniem Miedziany. Chociaż szybko się zorientowała, że musiała być ostrożna i mieć go na oku. Początkowo jej podejrzenie wzbudziło nadużywanie sjeny przez Miedzianego. W końcu Brunatna wiedziała, że ten skąd inąd lekki i dość popularny w republice narkotyk w niewielkich ilościach odprężał. Ale za to nadużywany, szczególnie w mocno palonej formie, z czasem prowadził do napadów agresji i to nie tylko w fazie narkotykowego głodu. Wszak kasztanowa dziewczyna szybko zdała sobie sprawę, że wobec owego młodzieńca musiała mieć się na baczności także z innego powodu. Mianowicie została doprowadzona do zbójeckiego obozu, którego jej przewodnik mienił się hersztem. Rodziło to naturalny niepokój i wątpliwości, ale stwarzało też pewne szanse. Ponieważ skoro Czarną trzeba było uwolnić, działając poza prawem, to współpraca właśnie z bandytami wydawała się jak najbardziej adekwatna.

      Z kolei przybycie do obozowiska Brunatnej wywołało spore poruszenie. Bowiem z naszyjnikiem z czarnych uszu oraz maską z mrocznego pająka jej prezencja była iście demoniczna. Choć i bez pajęczej maski czarny kolczyk w nosie kasztanowej dziewczyny sprawiał, że budziła na wstępie respekt i nikt nie śmiał dłużej krzyżować z nią wzroku. Ona dla odmiany z należną sobie skrupulatnością z uwagą przyglądała się zarówno młodocianym opryszkom, jak i ich siedzibie, szacując możliwości potencjalnego sojusznika.

      Sam rozbity na brązowych pustkowiach obóz składał się jedynie z lichych szałasów, co sugerowało, że grupa stale podróżowała i nie zatrzyma się tu zbyt długo. Zaś jej liczebność wynosiła czternastu chłopaków mniej więcej w wieku Brunatnej lub trochę od niej starszych. Wszyscy paradowali w luźnych brązowych ubiorach i wyposażeni byli w kusze na plecach oraz noże wystające zza pasków. A z rumakiem, na którego grzbiecie razem z Miedzianym przyjechała Brunatna, doliczyła się ona w sumie trzech koni – gniadego i dwóch płowych.

      Wkrótce po przybyciu do obozu kasztanowa dziewczyna została poproszona przez herszta do ogniska, aby posiliła się tam orzechowymi sucharami oraz pieczonym świstakiem. Była głodna, więc z chęcią skorzystała z propozycji. Choć domyślała się, że był to zarazem wstęp do rozpoczęcia wzajemnych targów. I się bynajmniej nie pomyliła:

      – Smakuje? – zapytał kurtuazyjnie Brunatnej Miedziany, który dyskretnym gestem dłoni odgonił innych obozowiczów, aby pozostać z dziewczyną na osobności. Ona na potrzeby konsumpcji pieczonego mięsa zdjęła z twarzy maskę z pająka i wgryzając się w ociekające tłuszczem delikatne mięsiwo, swobodnie oświadczyła:

      – Po tygodniu żywienia się brązowymi sucharami z ładowni sterowca, kolejnych tygodniach na zielonych owocach i ostatnim czasie spędzonym na objadaniu się czarnym robactwem… doceniam ten posiłek, dziękuję.

      W reakcji na tak nietypową odpowiedź młodzieniec przyglądał się swemu gościowi z narastającym zdumieniem. Zaraz jednak wyraźnie się odprężył po włożeniu sobie do ust sporej porcji sjeny. Upajał się jej przeżuwaniem i jednocześnie niespiesznie prawił:

      – No tak… W końcu zauważyłem cię, jak szłaś beztrosko asfaltową drogą razem z czarną demonicą, którą potem trafił szlag. To jest… aresztowali żołnierze. Jeżeli zaś spytałbym cię, co doprowadziło do tego zdarzenia, zapewne uraczyłabyś mnie opowieścią, która skończyłaby się nad rankiem. – Spojrzał od niechcenia na powoli chylące się ku zachodowi rdzawe słońce na jakby czekoladowym w swej barwie niebie, po czym rezolutnie kontynuował: – Proponuje więc nie traćmy czasu i przejdźmy od razu do konkretów. Zatem ty chcesz uwolnić swoją demonicę, a ja mam ku temu ludzi