Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk

Читать онлайн.
Название Krew sióstr. Złota
Автор произведения Krzysztof Bonk
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-8166-074-7



Скачать книгу

– Popatrzyła tym razem błagalnie na Kremi. Ta przybrała boleściwą minę i ze smutkiem odparła:

      – Z rozkazu wielkiej księżnej zostałam właśnie żoną Albina i to dlatego tu jestem. Ale mój zacny mąż niczego przed tobą nie skrywa. Bo wieści o śmierci księcia przyniosły do wysokich uszu Alabaster ptaki z królestwa. Zaś ich przetłumaczone przez władczynię trele przekazały mi białe myszy. Poprzysięgam na blask słońca i księżyca oraz pryncypia blasku, że tak właśnie przedstawia się najjaśniejsza prawda.

*

      Kasztan siedziała na ziemi w ciemnej komórce. Wiele dni temu została tu zamknięta w roli więźnia razem z mahoniowymi bliźniakami, robotem Ugierem i psem Umbrą. Wkrótce dołączono do nich jeszcze alabastrową parę – niejakiego Perlisa oraz Ekru. Ta ostatnia przekazała brązowej dziewczynie ponoć niezmiernie ważną prawdę o tym, że Kasztan jest jakąś legendarną siostrą krwi. Ale w obliczu uwięzienia i przede wszystkim śmierci Zieleni przedstawicielkę republiki niewiele to obchodziło i zareagowała obojętnością. Z kolei Ruda wręcz się wściekła, przez co bez żadnych skrupułów poszczuła alabastrową parę Umbrą. Sytuację ostatecznie ratował Ugier, który niespodziewanie wystąpił w roli rozjemcy, czyniąc to całkiem skutecznie.

      Od tamtego czasu w ciemnej komórce panowało głównie milczenie. Zaś uwięzione towarzystwo podzieliło się na dwa patrzące na siebie wilkiem obozy – alabastrowy oraz kasztanowy. Natomiast neutralny Ugier, w charakterze blaszanego strażnika, znalazł się pośrodku zwaśnionych stron. Ale czy wzajemnej zawiści należało się dziwić? W końcu kasztanowy obóz dopiero co stoczył przegraną bitwę o port z przedstawicielami alabastrowej rasy. Więc okazywana jej członkom wrogość wydawała się naturalna. Szczególnie Rudej, która nader skutecznie zarażała agresywną postawą swych pobratymców, a nawet dobrotliwą Kasztan. Ta, choć milczała na zewnątrz, to nadrabiała to, coraz częściej rozpoczynając z Rudą wewnętrzną dyskusję za pomocą słów wypowiadanych jedynie w umyśle. I czyniła to właśnie teraz:

      – Nadal jest mi okropnie źle. I chyba się już z tego nie wyleczę… – załkała.

      – Z czego? Z pokrzywki? – zapytała zupełnie poważnie Ruda, spoglądając na brązową rękę pokrytą zieloną wysypką. Zaś Kasztan rzewnie ciągnęła dalej:

      – Zawsze chciałam mieć siostrę i pokochałam Zieleń, jak siostrę. A teraz ona została zabita, ale nie moja miłość do niej. Jednak nie mam już kogo kochać i ta miłość się zmienia.

      – W co? W zieloną ropuchę? – zadrwiła Ruda.

      – W nienawiść. Nienawiść do wszystkiego, co srebrzyste oraz alabastrowe. Przecież to oni odebrali nam wiłę.

      – E tam… – Rozmówczyni Kasztan machnęła niedbale lewą ręką, czyli znajdująca się po tej stronie ciała, nad którą miała kontrolę, kiedy dwie osobowości były równocześnie aktywne w jednym ciele. Następnie dumnie dodała: – Ja tam od początku nienawidziłam srebrzystych i alabastrowych ludzi, a podejrzewam, że złociści także nie przypadliby mi do gustu. To rozczarowujące, że dojście do jedynej słusznej prawdy zajęło ci tyle czasu.

      – Jakiej prawdy? – zaciekawiła się Kasztan.

      – Ano takiej… że możesz tam sobie i kogoś naiwnie kochać. Ale ostatecznie i tak wszystkich naokoło znienawidzisz, jak ja. Bo inni są źli, jak Rybia Twarz, która nas uwięziła, a jeszcze inni są głupi, ponieważ dali się uwięzić. – Łypnęła lewym okiem na alabastrową parę. Choć prawe oko, nad którym kontrolę sprawowała Kasztan, pozostało na swoim miejscu, przez co można było odnieść wrażenie, jakby brązowa dziewczyna zrobiła paskudnego zeza.

      – Hm… może i masz rację – zadumała się właścicielka nieruchomego oka. Natomiast ciągle ruszająca nerwowo lewą gałką oczną Ruda, odkrywczo zauważyła:

      – No wreszcie się w czymś zgadzamy. I nawet świadomie wytrzymujemy ze sobą w jednym ciele. Słowem, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i robimy jakieś postępy.

      – Może i prawda – zawtórowała jej znowu Kasztan, po czym dwie osobowości w jednym ciele na pewien czas zamilkły. Aż ta kontrolująca prawą stronę ciała, tym razem już głośno, zwróciła się do mahoniowych bliźniaków:

      – Zjedźcie coś w końcu, musicie jeść…

      Oni nawet nie drgnęli, wyglądając razem niczym brązowe drzewo, którego pień u swego szczytu uległ rozszczepieniu na dwoje, a poniżej miał cztery konary.

      – Zżerać mi tą trawiasto-rybną breję, ale to już! – wrzasnęła raptem Ruda, wskazując na miskę z podejrzaną papką koło drzwi. Ale ta dla odmiany ostra reprymenda bynajmniej nie poskutkowała wyrwaniem braci z letargu. Ten najwyraźniej zapuścił u nich już głębokie korzenie. Dlatego ponownie przemówiła ze współczuciem Kasztan, próbująca dobrym słowem zanieść bliźniakom otuchę:

      – Spróbujcie coś przekąsić, bo takim głodowaniem zrobicie sobie krzywdę. A nic wam już nie zagraża, nie musicie się niczego obawiać…

      – Chronić Kasztan… Chronić Kasztan. – W reakcji na słowa dotyczące zagrożenia mechanicznie zareagował robot Ugier. Jemu z kolei odpysknęła Ruda:

      – A czemu nie chronić Rudą, co?! Zawsze tylko chroniłbyś Kasztan! – warknęła z wyrzutem i przedrzeźniając Ugiera, wydukała: – Chronić Rudą… Chronić Rudą! – Takim dwubiegunowym zachowaniem przedstawicielka republiki wreszcie zwróciła na siebie uwagę Mahonia oraz Mahoniowego, którzy popatrzyli na nią, jak na obłąkaną.

      Gdy wtem gwałtownie otworzyły się drewniane drzwi komórki, niemal wylatując z zawiasów, za to przewracając miskę ze strawą i w przejściu stanęła Srebrna.

      – Wychodźcie. Wszyscy – powiedziała pewnym siebie głosem i usunęła się na bok, aby zrobić więźniom miejsce. Ci niemrawo się poruszyli, a nie mając specjalnie wyboru, skierowali się kolejno do wyjścia.

      Pierwszy komórkę opuścił Perlis, za nim Ekru, a potem mahoniowi bliźniacy. Z kolei brązowa dziewczyna najpierw wstała, a potem usiadła. Następnie podskoczyła do góry i uklękła, by zaraz paść twarzą na ziemię.

      – Jesteś chora? – zapytała ją z powagą Srebrna. Ona nie odpowiedziała, za to zareagował robot Ugier. Pochwycił przedstawicielkę republiki, zarzucił sobie na ramię i wyniósł z szopy, metalicznie dukając:

      – Nieść Rudą… Nieść Kasztan.

      Na zewnątrz srebrzysta dziewczyna wskazała grupie więźniów, aby poszli z nią na plażę w pobliżu molo. Tam na wygniecionej trawie przy seledynowym piasku zasiadała samotnie Kremi. Niebawem wszyscy zajęli miejsca siedzące koło siebie. Wtedy wojowniczka popatrzyła z uwagą po zebranych i bez ogródek wypaliła:

      – W ten czy inny sposób, ale wszyscy jesteście wrogami wielkiej księżnej Alabaster, której dotąd służyłam. Otóż w moim przypadku sytuacja uległa zmianie i to radykalnej. Dlatego od teraz jestem z wami.

      – To wspaniałe wieści – pochwaliła Kasztan.

      – A na jak długo, jesteś z nami, ty dwulicowy szaraku? – syknęła Ruda. W odpowiedzi Srebrna zmroziła kasztanową dziewczynę wzrokiem i warknęła:

      – Nie ma odwrotu. Zostałam oszukana przez wielką księżną. Wszystko, co mi obiecała, okazało się kłamstwem, zwykłą iluzją, której dałam się zwieść i zauroczyć, jak dziecko. Ale teraz pozostał mi już tylko odwet oraz pragnienie ochrony pozostałych sióstr krwi. Zatem najstarsza z nich, która działa na zgubę innych, Alabaster, musi zginąć.

      – Naprawdę musimy ją uśmiercać? Właściwie to jej nawet nie znamy – zauważyła z pewnym zakłopotaniem Kasztan. A drwiąco wsparła ją Ruda:

      – W sumie, to nic specjalnego nie mamy do