Odyssey One: W samo sedno. Evan Currie

Читать онлайн.
Название Odyssey One: W samo sedno
Автор произведения Evan Currie
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-64030-32-1



Скачать книгу

Nero skończy pracę. Jehan był o wiele bardziej inteligentny, niż na to wyglądał. Gabaryty sprawiały, że ludzie nie doceniali jego umysłu, a Tanner wiedział, że to olbrzymi błąd, który mógł się okazać katastrofalny w skutkach, jeśli się z nim zadarło. Pomimo inteligencji i analitycznych umiejętności w ciągu ostatnich kilku miesięcy Nero został doprowadzony do kresu wytrzymałości przez charakter swojej pracy. Jego frustracja zdawała się sięgać zenitu, gdy uświadomił sobie, z czym musi się zmagać oraz jak daleko zaszli on i jego ludzie.

      W końcu Nero odsunął pracę na bok, westchnął i spojrzał w górę.

      – Mam problem, admirale.

      – Cóż, w takim razie opowiedz mi o nim – odparł Rael, uśmiechając się.

      – Muszę przedstawić wniosek z prośbą o przydział terenu – powiedział Nero stanowczym tonem.

      Rael zamrugał, momentalnie poważniejąc.

      – Czy to konieczne?

      – Ziemscy doradcy wojskowi życzą sobie, aby przygotować trening z użyciem ostrej amunicji i rzeczy, które znacznie wykraczają poza możliwości naszej symulacji – wyjaśnił Nero. – Dodatkowo rada chce, żeby dać im pozwolenie na te „ćwiczenia”. Nie jestem pewien, czy rada jest świadoma, co to dokładnie oznacza. Wiem na pewno, że sam nie jestem tego pewny, ale mimo to wytypowałem kilka rejonów, które by się nadawały.

      Tanner zmarszczył brwi, rozważając jego słowa.

      – Przypuszczam, że masz rację. Jednakże otwarcie dostępu do chronionej ziemi nie zostanie przyjęte życzliwie.

      Nero mruknął coś pod nosem, kiwając głową.

      – Wiem o tym – powiedział głośno.

      – Wybrałeś już coś?

      Wielkolud skinął głową, wywołując na ekranie dużą mapę planety. Zaznaczono na niej dziewięć sektorów w różnych miejscach, wszystkie z dala od miasta, jak zauważył Rael. Przyjrzał się uważnie.

      – Pomogę ci przebrnąć przez ten wniosek, Nero… Ale nigdy nie zdołam go szybko zatwierdzić bez aprobaty Centrali.

      – Sądzisz, że komputer centralny się zgodzi? – spytał Nero, autentycznie nie mając pojęcia o zasadach działania starożytnego kompendium wiedzy.

      – Nie jestem pewien – przyznał Rael. – Cykl temu byłbym przekonany, że Centrala kategorycznie odmówi takiej prośbie. Ale dziś sprawy wyglądają inaczej. Musimy się przekonać, jak bardzo.

      Nero pokiwał głową, zgadzając się.

      – Tereny, które zaznaczyłeś, są dość rozległe – powiedział Rael, znów patrząc na mapę. – Jesteś pewien, że potrzeba będzie aż tyle przestrzeni?

      – Musiałem zapytać pułkownika Reeda o rekomendację – rzucił zrzędliwym tonem Nero. – Miał długą listę wymagań dotyczących ośrodka treningowego, o którym właśnie mówimy. Dotyczą nie tylko naszych natychmiastowych potrzeb, ale mają służyć także w przyszłości.

      – Rozumiem. – Rael pobrał dane na komputer. – Przyjrzę się dokładnie tym informacjom. Odezwę się do ciebie jeszcze z kilkoma pytaniami. Później razem pójdziemy do Centrali.

      – Dziękuję, Rael. – Nero skłonił głowę w uprzejmym geście, o którym nader często zapominał.

      – Nie ma za co, przyjacielu – odparł przyciszonym głosem admirał Tanner, przyglądając się mapie. Po dłuższej chwili pokręcił głową. – Nastały trudne czasy – rzekł z ubolewaniem, rozmyślając o obszarach, które prawdopodobnie poświęcą w celu ratowania swojego świata.

      Nero wykrzywił twarz w grymasie, ale powstrzymał się od komentarza.

      Pochodził ze świata, który nie miał już żadnych ziem mogących ulec zniszczeniu. Nawet gdyby ich użyć w celu obrony własnej.

      ***

      – Panie admirale? – Eric Weston zapukał delikatnie do drzwi gabinetu Tannera. Rael poprosił go, żeby przyszedł nieco wcześniej, mówiąc, że ma kilka pytań dotyczących jednej z próśb pułkownika Reeda.

      Tanner siedział w środku, naprzeciwko wyświetlanego za pomocą rzutnika interfejsu, z którym Eric był do pewnego stopnia obeznany. System stanowił odpowiednik jego pulpitu na pokładzie „Odysei”, z tym wyjątkiem, że potrafił kreować rzeczywiste „hologramy”.

      – Proszę wejść, kapitanie. Obawiam się, że nie będę dziś dla pana najlepszym towarzystwem. Jakiś czas temu odesłałem swój personel, aby nie narażać go na moją… frustrację.

      – Naprawdę? – Eric uniósł pytająco brew.

      Tanner uśmiechnął się wymuszenie, opierając o zagłówek fotela, machnięciem ręki odpędzając od siebie cały interfejs. W jego miejscu pojawiła się mapa ze szczególnym wyróżnieniem dzikich obszarów.

      – Komendant Jehan rozpoczął procedurę ubiegania się o przyznanie terenów odpowiednich do ćwiczeń, zgodnie z wytycznymi pułkownika Reeda. Czy naprawdę potrzebne jest aż tyle miejsca?

      Weston zamrugał, przyglądając się mapie i jednocześnie próbując ogarnąć jej skalę. Napisy wzdłuż niej były w lokalnym dialekcie. Po chwili wzruszył ramionami i pokręcił głową.

      – Wygląda dobrze, ale nie jestem pewien, czy wszystko rozumiem. Czy macie jakiś problem z prawami do posiadania tej ziemi?

      Rael mrugnął, kręcąc głową.

      – Nikt nie posiada tej ziemi na własność, kapitanie. Ziemia jest chroniona prawem. Nie używamy więcej, niż jest nam potrzebne. W taki sposób żyjemy, kapitanie.

      – Admirale – odparł Eric po chwili namysłu – nie jestem pewien, o co mnie pan pyta.

      – Dokładnie o to, co powiedziałem. Muszę wiedzieć, czy taka duża przestrzeń faktycznie jest potrzebna. Ubieganie się o grant ziemi nie jest prostą sprawą. Będzie wymagał pewnych przysług, jeśli mam go przeforsować w radzie.

      Eric natychmiast pożałował, że nie ma z nim pułkownika Reeda, który odpowiedziałby na te wszystkie pytania, ale admirał przecież nie poprosił o spotkanie z Reedem.

      – Panie admirale, pułkownik i jego ludzie są wyszkoleni do tego, by zmienić rdzennych mieszkańców planety w prawdziwych wojowników. Generalnie rzecz biorąc, przestrzeń jest im do tego potrzebna, ale nie tak duża jak ta – odparł szczerze Eric. – Jestem przekonany, że nawet bez terenów, o które poprosili, będą w stanie przemienić pańskich żołnierzy w najlepsze wojsko nieregularne, jakie pan kiedykolwiek widział. Ale w celu utworzenia regularnej armii będą potrzebować każdego metra kwadratowego przestrzeni, o jaką poprosili, a może nawet więcej.

      Rael Tanner nachylił się ku niemu. Na jego twarzy malowały się jednocześnie ciekawość i zatroskanie.

      – Jaka jest różnica między nimi, kapitanie?

      Eric Weston nie był wprawdzie zawodowym żołnierzem sił lądowych, ale należał wcześniej do Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, a to oznaczało, że w pierwszej kolejności odbył szkolenie piechura, a dopiero później lotnicze. Był również studentem wojskowej historii nowożytnej, skupiającym się głównie na sztuce przystosowania taktyki do technologii, obejmującej okres ostatnich stu pięćdziesięciu lat na Ziemi. Nie poświęcał czasu na studiowanie taktyki Rzymian ani ponowne odgrywanie bitew z czasów wojny domowej, choć znał wielu ludzi, którzy się tym zajmowali. Jego konikiem były działania powietrzne, i właśnie na tym się skupiał.

      Miał zatem przynajmniej częściowe kompetencje, aby odpowiedzieć na to pytanie.

      –