Название | Zwodniczy punkt |
---|---|
Автор произведения | Дэн Браун |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7999-258-4 |
Gabrielle pokiwała głową, wyciągając terminarz.
– Wpisać go?
– Nie ma potrzeby. I tak zamierzałem spędzić wieczór w domu.
Gabrielle znalazła odpowiednią stronę i zobaczyła wypisane przez Sextona wielkie litery „PW”. Nikt nie miał pewności, co oznacza skrót – prywatny wieczór, prywatną wizytę czy może pieprzyć wszystkich. Od czasu do czasu senator rezerwował sobie wieczór, żeby zaszyć się w swoim apartamencie, wyłączyć telefony i robić to, co lubił najbardziej – sączyć brandy ze starymi kumplami i udawać, że zapomniał o polityce.
Gabrielle popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Naprawdę pozwolisz, żeby interesy przeszkodziły ci w z góry zaplanowanym PW? Jestem pod wrażeniem.
– Facet przypadkiem złapał mnie akurat wtedy, kiedy mam trochę wolnego czasu. Poświęcę mu parę minut. Posłucham, co ma do powiedzenia.
Chciała zapytać, kim jest tajemniczy rozmówca, ale Sexton już mówił ogólnikowo. Gabrielle nauczyła się, kiedy nie należy być wścibską.
Gdy zjechali z obwodnicy i skręcili w kierunku senackiego biurowca, zerknęła na terminarz z zaznaczonym PW. Miała dziwne wrażenie, iż Sexton dobrze wiedział, że facet zadzwoni.
Rozdział 27
Na lodzie pośrodku habisfery NASA stał wysoki na pięć i pół metra trójnóg, który wyglądał jak skrzyżowanie wieży wiertniczej z nieudanym modelem wieży Eiffela. Rachel przyjrzała się konstrukcji, nie bardzo wiedząc, jak może zostać użyta do wydobycia ogromnego kamienia.
Pod wieżą, na stalowych płytach przymocowanych do lodu wielkimi bolcami, ustawiono kilka wyciągarek. Stalowe liny przechodziły przez serię bloczków na szczyt wieży, a stamtąd opadały pionowo w dół i nikły w wąskich otworach wywierconych w lodzie. Kilku rosłych pracowników NASA zmieniało się przy kołowrotach. Liny powoli wysuwały się z otworów, jakby ludzie podnosili kotwicę.
Najwyraźniej coś mnie ominęło, pomyślała Rachel, gdy wraz z innymi podeszła do miejsca wydobycia. Wydawało się, że ludzie wyciągają meteoryt bezpośrednio przez lód.
– Równo, do cholery! – W pobliżu rozległ się głos nacechowany wdziękiem piły łańcuchowej.
Rachel zobaczyła niską kobietę w jasnożółtym kombinezonie zabrudzonym smarem. Stała odwrócona plecami, lecz nietrudno było zgadnąć, że to ona dowodzi operacją. Z podkładką do pisania w ręku, chodziła w tę i z powrotem jak wściekły sierżant podczas musztry.
– Tylko mi nie mówcie, panienki, że bolą was rączki!
Corky zawołał:
– Hej, Noro, przestań się wyżywać na tych biednych chłopakach i chodź poflirtować ze mną!
Kobieta nawet się nie obejrzała.
– To ty, Marlinson? Wiedziałam, że skądś znam ten wątły głosik. Zgłoś się, jak wejdziesz w okres dojrzewania.
Corky odwrócił się do Rachel.
– Urok Nory zwala z nóg.
– Słyszałam, astrologu – warknęła doktor Mangor, nie przestając notować. – I jeśli już musisz czepiać się mojego tyłka, to wiedz, że te ciepłe portki dodają piętnaście kilo.
– Nie ma obawy! – krzyknął Corky. – Nie twój mamuci tyłek doprowadza mnie do szaleństwa, tylko ujmujący charakter.
– Spadaj.
Corky znów się roześmiał.
– Mam wspaniałe wieści, Noro. Wygląda na to, że nie jesteś jedyną kobietą zwerbowaną przez prezydenta.
– Nie chrzań. Zwerbował ciebie.
Docinki przerwał Tolland.
– Noro, znajdziesz chwilę, żeby kogoś poznać?
Na dźwięk głosu Tollanda Nora przestała notować i odwróciła się. Jej ton natychmiast złagodniał.
– Mike! – Podeszła do niego z uśmiechem. –Nie widziałam cię od kilku godzin.
– Montowałem dokument.
– Jak wypadłam?
– Mądrze i ślicznie.
– Użył efektów specjalnych – skomentował Corky.
Nora zignorowała tę uwagę, patrząc na Rachel z uprzejmym, choć pełnym rezerwy uśmiechem. Przeniosła spojrzenie na Tol-landa.
Jego przystojna twarz zarumieniła się lekko, gdy dokonywał prezentacji.
– Noro, poznaj Rachel Sexton. Pani Sexton pracuje w wywiadzie NRO i przybyła tutaj na prośbę prezydenta. Jest córką senatora Sedgewicka Sextona.
Nora wyglądała na zmieszaną.
– Nie będę udawała, że rozumiem. –Nie zdejmując rękawic, bez entuzjazmu uścisnęła dłoń Rachel. – Witamy na końcu świata.
Rachel uśmiechnęła się.
– Dzięki. – Z zaskoczeniem stwierdziła, że na przekór szorstkiemu głosowi Nora Mangor ma miłą, wesołą twarz. Jej obcięte na chłopaka brązowe włosy przetykane były siwizną, a bystre, przenikliwe oczy przypominały dwa kryształy lodu. Emanująca z nich stalowa pewność siebie spodobała się Rachel.
– Noro, powiesz Rachel, co robisz? – zapytał Tolland.
Nora uniosła brwi.
– Już jesteście po imieniu?
Corky jęknął.
– A nie mówiłem, Mike?
Nora Mangor prowadziła Rachel wokół wieży, a mężczyźni szli za nimi, rozmawiając.
– Widzi pani te otwory pod trójnogiem? – zapytała Nora, wyciągając rękę. Już nie była nadąsaną damą, tylko naukowcem rozkochanym w swojej pracy.
Rachel pokiwała głową, patrząc na dziury w lodzie. Miały około trzydziestu centymetrów średnicy i w każdej z nich niknęła stalowa lina.
– Te dziury pozostały po odwiertach, gdy pobieraliśmy próbki i prześwietlaliśmy meteoryt. Użyliśmy ich do opuszczenia wkrętów z oczkami, które wkręciliśmy w meteoryt. Następnie opuściliśmy do otworów kilkadziesiąt metrów plecionej liny, zaczepiliśmy haki o oczka i teraz wyciągamy kamień na powierzchnię. Te panienki markują robotę od kilku godzin, ale jakoś idzie.
– Nie jestem pewna, czy nadążam – powiedziała Rachel. – Meteoryt jest przykryty tysiącami ton lodu. Jak go podnosicie?
Nora wskazała szczyt rusztowania, skąd spływał pionowo wąski promień czerwonego światła. Rachel zauważyła go wcześniej, ale założyła, że to po prostu wskaźnik znaczący położenie obiektu.
– To półprzewodnikowy laser arsenkowo-galowy.
Rachel przyjrzała się uważniej i zobaczyła, że wiązka światła wnika w głąb lodu przez wytopioną dziurkę.
– Wiązka jest bardzo gorąca – dodała Nora. – Podgrzewamy meteoryt w trakcie podnoszenia.
Rachel była pod wrażeniem, kiedy zrozumiała genialną prostotę planu. Nora po prostu wycelowała laser w dół, przetapiając warstwę lodu. Kamień, zbyt gęsty, by ulec stopieniu, zaczął chłonąć ciepło, aż w końcu