Pięćdziesiąt twarzy Greya. Э. Л. Джеймс

Читать онлайн.
Название Pięćdziesiąt twarzy Greya
Автор произведения Э. Л. Джеймс
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-7508-597-6



Скачать книгу

pojęcia. Kompletnie mnie zatkało.

      Patrzy na mnie i marszczy brwi.

      – Jest coś, czego nie zrobisz?

      – Nie wiem.

      – Jak to nie wiesz?

      Wiercę się na krześle i przygryzam wargę.

      – Nigdy nic takiego nie robiłam.

      – Cóż, a kiedy uprawiałaś seks, spotkałaś się z czymś, na co nie miałaś ochoty?

      Po raz pierwszy od naprawdę dawna oblewam się rumieńcem.

      – Możesz mi powiedzieć, Anastasio. Musimy być wobec siebie szczerzy, inaczej to się nie uda.

      Wbijam wzrok w splecione dłonie.

      – Mów.

      – Cóż… jeszcze nigdy nie uprawiałam seksu, więc nie wiem – odpowiadam cicho. Zerkam na niego. Wpatruje się we mnie znieruchomiały i pobladły.

      – Nigdy? – pyta szeptem. Kręcę głową. – Jesteś dziewicą? – pyta zduszonym głosem. Kiwam głową, ponownie się rumieniąc. Christian zamyka oczy i wygląda tak, jakby liczył do dziesięciu. Kiedy je otwiera, piorunuje mnie wzrokiem. – Czemu mi tego, kurwa, nie powiedziałaś? – warczy.

      ROZDZIAŁ ÓSMY

      Christian przeczesuje włosy palcami obu dłoni i w tę i z powrotem przemierza gabinet. Obie dłonie oznaczają podwójną irytację. Jego zwykle żelazne opanowanie lekko się zachwiało.

      – Nie rozumiem, dlaczego mi nie powiedziałaś – gani mnie.

      – Do tej pory ten temat nie wypłynął. Nie mam w zwyczaju ujawniać swojej seksualnej przeszłości każdej nowo poznanej osobie. Chodzi o to, że prawie się nie znamy. – Wpatruję się w swoje dłonie. Dlaczego czuję się winna? Dlaczego on tak się wścieka? Zerkam na niego.

      – No cóż, ty wiesz teraz o mnie znacznie więcej – rzuca, zaciskając usta. – Wiedziałem, że jesteś niedoświadczona, ale żeby dziewica! – Wymawia to słowo, jakby było naprawdę sprośne. – Do diabła, Ana, właśnie ci pokazałem… – warczy. – Niech Bóg mi wybaczy. Czy ktoś cię wcześniej całował, poza mną?

      – Oczywiście. – Staram się wyglądać na jak najbardziej urażoną. No dobra, może dwa razy.

      – Żaden przystojny młodzieniec nie zwalił cię z nóg? Po prostu nie rozumiem. Masz dwadzieścia jeden lat, prawie dwadzieścia dwa. Jesteś piękna. – Znów przeczesuje włosy.

      Piękna. Rumienię się z zadowolenia. Christian Grey uważa, że jestem piękna. Splatam palce i wpatruję się w nie intensywnie, starając się ukryć niemądry uśmiech. „Może jest krótkowidzem” – moja podświadomość wystawiła swą somnambuliczną głowę. Gdzie się podziewała, kiedy jej potrzebowałam?

      – I poważnie rozważasz, co chcę zrobić, gdy tymczasem nie masz żadnego doświadczenia. – Ściąga brwi tak bardzo, że się stykają. – Jak udało ci się uniknąć seksu? Powiedz mi, proszę.

      Wzruszam ramionami.

      – Nikt do tej pory, no wiesz… – Nie zabrał się do tego, dopiero ty. A ty okazujesz się być jakimś potworem. – Dlaczego jesteś na mnie taki zły? – szepczę.

      – Nie jestem zły na ciebie, jestem zły na siebie. Po prostu zakładałem… – wzdycha. Przygląda mi się przenikliwie i potrząsa głową. – Chcesz już iść? – pyta łagodniej.

      – Nie, chyba że ty chcesz, żebym poszła – szepczę. O nie… Nie chcę iść.

      – Oczywiście, że nie. Cieszę się, że tu jesteś. – Mówiąc to, marszczy brwi, a potem spogląda na zegarek. – Późno już. – Odwraca się, aby spojrzeć na mnie. – Przygryzasz wargę. – Głos ma zachrypnięty i przygląda mi się badawczo.

      – Przepraszam.

      – Nie przepraszaj. Po prostu sam chciałbym ją ugryźć. I to mocno.

      Łapię powietrze… Jak on może mówić coś takiego i uważać, że mnie to nie poruszy?

      – Chodź – mruczy.

      – Co?

      – Zaraz naprawimy tę sytuację.

      – Co masz na myśli? Jaką sytuację?

      – Twoją sytuację, Ana. Będę się z tobą kochać, teraz.

      – O! – Grunt usuwa mi się spod nóg. Wstrzymuję oddech.

      – To znaczy jeśli chcesz. Wolę nie przeciągać struny.

      – Sądziłam, że ty się nie kochasz. Sądziłam, że ostro się pieprzysz. – Przełykam ślinę, czując, że nagle zaschło mi w gardle.

      Posyła mi szelmowskie spojrzenie, którego skutki czuję aż tam, na dole.

      – Mogę zrobić wyjątek albo połączyć jedno z drugim, zobaczymy. Naprawdę chcę się z tobą kochać. Proszę, pójdź ze mną do łóżka. Chcę, żeby nasz układ wypalił, ale musisz wiedzieć, w co się pakujesz. Możemy zacząć twoje szkolenie już dziś, od podstaw. To nie znaczy, że stałem się nagle słodki i romantyczny, to środek do celu, ale takiego, którego chcę, i mam nadzieję, ty też go chcesz.

      – Jego szare spojrzenie jest intensywne.

      Czerwienię się… O rany… Marzenia się spełniają.

      – Ale nie zrobiłam wszystkich wymaganych rzeczy z twojej listy zasad. – Mój głos brzmi chropawo, niepewnie.

      – Zapomnij o zasadach. Dziś wieczorem zapomnij o wszystkich szczegółach. Pragnę cię. Pragnę od chwili, gdy wpadłaś do mojego gabinetu i wiem, że ty też mnie pragniesz. Inaczej nie siedziałabyś tutaj spokojnie, omawiając kary i granice bezwzględne. Proszę, Ana, spędź ze mną tę noc. – Wyciąga rękę, jego oczy są jasne, rozpalone… podniecone, a ja podaję mu swoją dłoń. Podnosi mnie i bierze w ramiona, czuję jego smukłe ciało przy swoim, zaskoczona tym nagłym manewrem. Gładzi mnie palcem po karku, owija mój kucyk wokół nadgarstka i lekko pociąga, więc muszę podnieść na niego wzrok.

      – Jaka z ciebie dzielna młoda kobieta – szepcze. – Podziwiam cię. – Jego słowa działają jak ładunek wybuchowy i moja krew wrze. Pochyla się i delikatnie całuje mnie w usta, ssąc dolną wargę. – Chcę gryźć tę wargę – mruczy w moje usta i ostrożnie przygryza je zębami. Jęczę, a on się uśmiecha. – Proszę, Ana, pozwól mi się z tobą kochać.

      – Dobrze – szepczę, ponieważ po to tu jestem.

      Uśmiecha się triumfalnie, puszcza mnie i chwyciwszy za rękę, prowadzi przez apartament.

      Sypialnia jest naprawdę duża. Sięgające do sufitu okna wychodzą na rozświetlone, zabudowane wieżowcami Seattle. Ściany są białe, a meble bladoniebieskie. Ogromne, ultranowoczesne łoże wykonano z surowego, szarego drewna, wyglądającego jak drewno wyrzucone przez fale, z czterema kolumnami, ale bez baldachimu. Powyżej na ścianie wisi przepiękny obraz przedstawiający morze.

      Trzęsę się jak liść. To jest to. Nareszcie, po tylu latach zrobię to. Zrobię to z samym Christianem Greyem. Oddycham płytko i nie mogę oderwać od niego wzroku. Zdejmuje zegarek, by położyć go na komodzie z tego samego drewna, co łóżko, potem marynarkę, którą wiesza na krześle. Pozostaje w białej lnianej koszuli i dżinsach. Jest zabójczo przystojny. Ciemnomiedziane włosy ma w nieładzie, koszula zwisa luźno, a oczy patrzą zuchwale. Ściąga swoje conversy, a potem zdejmuje skarpetki. Stopy Christiana Greya… O rany… Co jest w tych nagich stopach? Odwracając się, spogląda na mnie z łagodnym wyrazem twarzy.

      – Podejrzewam, że nie bierzesz tabletek.

      Co?!