Pięćdziesiąt twarzy Greya. Э. Л. Джеймс

Читать онлайн.
Название Pięćdziesiąt twarzy Greya
Автор произведения Э. Л. Джеймс
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-7508-597-6



Скачать книгу

otwiera przede mną drzwi czarnego audi. Ani słowem nie wspomniał na temat wybuchu namiętności w windzie. Ja powinnam to zrobić? Powinnyśmy o tym porozmawiać czy udawać, że do niczego nie doszło? Mój pierwszy prawdziwy, pozbawiony wszelkich zahamowań pocałunek. Gdy mijają kolejne sekundy, zaczynam mu dopisywać mityczną, arturiańską legendę i status zaginionego miasta Atlantyda. Nigdy się nie zdarzył. Może wszystko sobie wymyśliłam. Nie. Dotykam nabrzmiałych ust. Jestem teraz zupełnie inną kobietą. Rozpaczliwie pragnę tego mężczyzny, a on pragnął mnie.

      Rzucam mu spojrzenie z ukosa. Grzeczny i chłodny, czyli zwyczajny Grey.

      Mam w głowie mętlik.

      Przekręca kluczyk w stacyjce i wyjeżdża z miejsca parkingowego. Włącza odtwarzacz MP3. Wnętrze samochodu wypełniają słodkie, niemal magiczne głosy dwóch kobiet. Ojej… W moich wszystkich zmysłach panuje chaos, więc ta muzyka działa na mnie podwójnie. Sprawia, że wzdłuż kręgosłupa przebiegają rozkoszne dreszcze. Christian wyjeżdża na Park Avenue. Prowadzi ze swobodną i leniwą pewnością siebie.

      – Czego słuchamy?

      – To Flower Duet Delibesa, z opery Lakme. Podoba ci się?

      – Christianie, to jest cudowne.

      – Prawda? – Uśmiecha się szeroko. I przez chwilę wygląda na swój wiek: młodo, beztrosko i oszałamiająco przystojnie. Czy to klucz do niego? Muzyka? Siedzę i słucham anielskich głosów, drażniących się ze mną i uwodzących.

      – Mogę posłuchać jeszcze raz?

      – Naturalnie.

      Christian wciska guzik i muzyka zaczyna mnie pieścić od nowa, delikatnie, powoli i słodko.

      – Lubisz muzykę klasyczną? – pytam w nadziei, że uda mi się zdobyć jakąś informację dotyczą jego upodobań.

      – Mój gust muzyczny jest eklektyczny, Anastasio, lubię wszystko od Thomasa Tallisa po Kings of Leon. Wszystko zależy od nastroju. A twoje upodobania?

      – Tak samo. Choć przyznaję, że nie wiem, kim jest Thomas Tallis.

      Odwraca się i obrzuca mnie szybkim spojrzeniem, a potem uwagę skupia ponownie na drodze.

      – Puszczę ci go pewnego dnia. To brytyjski kompozytor z szesnastego wieku. Kościelna muzyka chóralna. – Christian uśmiecha się szeroko. – Brzmi to bardzo ezoterycznie, wiem, ale jest także magiczne, Anastasio.

      Znowu naciska jakiś guzik i rozbrzmiewa utwór Kings of Leon. Hmm… to akurat znam. Sex on Fire. Pasuje jak ulał. Muzykę przerywa rozlegający się w głośnikach dźwięk telefonu. Christian tym razem wciska guzik przy kierownicy.

      – Grey – warczy. Ależ on jest szorstki.

      – Panie Grey, z tej strony Welch. Mam informacje, których pan potrzebuje. – Z głośników dochodzi chrapliwy, bezcielesny głos.

      – Dobrze. Prześlij mi je mejlem. Coś jeszcze?

      – Nie, proszę pana.

      Sięga do przycisku i w samochodzie ponownie rozbrzmiewa muzyka. Żadnego „dziękuję” czy „do widzenia”. Cieszę się, że ani przez chwilę nie rozważałam propozycji podjęcia pracy u niego. Wzdrygam się na samą myśl. W stosunku do pracowników jest zbyt zimny i oschły. I znowu dźwięk telefonu.

      – Grey.

      – NDA jest już w pańskiej skrzynce mejlowej, panie Grey. – Tym razem głos kobiecy.

      – Dobrze. To wszystko, Andrea.

      – Miłego dnia, proszę pana.

      Christian rozłącza się przyciskiem przy kierownicy. Muzyka gra bardzo krótko, gdyż znowu przerywa ją telefon. Kuźwa, czy tak wygląda jego życie? Nieustające telefony?

      – Grey – warkot.

      – Cześć, Christian, zaliczyłeś wczoraj laskę?

      – Witaj, Elliot. Mam włączony zestaw głośnomówiący i nie jestem w samochodzie sam. – Christian wzdycha.

      – Kto jest z tobą?

      Przewraca oczami.

      – Anastasia Steele.

      – Cześć, Ana!

      Ana!

      – Witaj, Elliot.

      – Dużo o tobie słyszałem.

      Christian marszczy brwi.

      – Nie wierz w ani jedno słowo Kate.

      Elliot wybucha śmiechem.

      – Właśnie podrzucam Anastasię do domu. – Christian wymawia znacząco moje imię. – Mam cię zabrać?

      – Pewnie.

      – No to na razie. – Rozłącza się i wraca muzyka.

      – Dlaczego się upierasz, aby nazywać mnie Anastasią?

      – Ponieważ tak masz na imię.

      – Wolę Anę.

      – Czyżby? – rzuca.

      Docieramy do mojego mieszkania. Jazda nie trwała długo.

      – Anastasio – zaczyna. Rzucam mu gniewne spojrzenie, które on ignoruje. – To, co się wydarzyło w windzie, więcej się nie powtórzy. No, chyba że dokonamy tego z premedytacją.

      Zatrzymuje się przed domem. Poniewczasie dociera do mnie, że nie zapytał o adres, a jednak go zna. No ale przecież przysłał mi książki, oczywiście, że zna mój adres. Każdy zdolny, posiadający śmigłowiec i urządzenia do śledzenia sygnału z telefonu komórkowego prześladowca by go znał.

      Dlaczego nie chce mnie znowu pocałować? Na tę myśl robię nadąsaną minę. Nie rozumiem. Powinien mieć na nazwisko Zagadka, a nie Grey. Wysiada z samochodu, z niewymuszonym wdziękiem przechodzi na moją stronę i otwiera przede mną drzwi, dżentelmen jak zawsze – z wyjątkiem może tych rzadkich, cennych chwil w windach. Rumienię się na wspomnienie dotyku jego ust. W mojej głowie pojawia się myśl, że nie mogłam go wtedy dotknąć. Pragnęłam zanurzyć palce w tych jego dekadenckich, potarganych włosach, ale nie byłam w stanie ruszyć dłońmi. Strasznie mnie to teraz frustruje.

      – Podobało mi się to, co się wydarzyło w windzie – mruczę pod nosem, wysiadając z auta. Nie jestem pewna, ale chyba słyszę, jak wciąga powietrze. Postanawiam to jednak zignorować i ruszam w stronę schodów.

      Kate i Elliot siedzą przy stole. Książki za czternaście tysięcy dolarów zdążyły zniknąć. Dzięki Bogu. Mam względem nich pewne plany. Kate ma na twarzy absurdalny, zupełnie u niej obcy, szeroki uśmiech. Christian wchodzi za mną do salonu i niezależnie od swego uśmiechu w stylu „całą noc świetnie się bawiłam” Kate mierzy go podejrzliwym spojrzeniem.

      – Cześć, Ana. – Wstaje, aby mnie przytulić, a potem odsuwa się na długość ramienia i przygląda mi się uważnie. Marszczy brwi i odwraca się w stronę Christiana. – Dzień dobry, Christianie – mówi. W jej głosie można wyczuć nutkę wrogości.

      – Panno Kavanagh – odpowiada sztywno i formalnie.

      – Christian, ona ma na imię Kate – wtrąca burkliwie Elliot.

      – Kate. – Christian kiwa uprzejmie głową, po czym piorunuje brata wzrokiem.

      Elliot także wstaje, aby mnie uściskać.

      – Cześć, Ana – uśmiecha się. W niebieskich oczach migoczą iskierki i natychmiast wzbudza moją sympatię. W ogóle nie jest podobny do Christiana, no ale przecież nie są rodzonymi braćmi.

      – Cześć, Elliot. – Też się do niego uśmiecham. Mam świadomość, że przygryzam wargę.

      – Elliot,