Название | Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści |
---|---|
Автор произведения | Joanna Jax |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7835-585-4 |
– Zamknij się i posłuchaj – powiedział po polsku.
Zamrugała powiekami. Mężczyzna mówił dalej:
– Wiem, co wieziesz w swojej przepastnej walizce, panno Schwein. Kupę pieniędzy dla polskich partyzantów. Niemcy rozszarpaliby cię na strzępy, gdyby o tym wiedzieli. Ale przecież nie chcielibyśmy tego, prawda?
Ponownie zamrugała.
– Dlatego teraz grzecznie powrócimy do przedziału i będziemy się zachowywać jak do tej pory. Gdy wyciągnę z kieszeni marynarki okulary i założę, wysiądziesz na następnej stacji. I to tak, żeby twój kompan tego nie zauważył. Żadnych podejrzanych ruchów czy gestów, bo pierwszy mundurowy, który mi się nawinie pod rękę, dowie się o twojej kontrabandzie. A gdy już wyjdziemy z dworca po wszelkich kontrolach, oddasz mi walizkę i będziesz mogła bezpiecznie wrócić do Warszawy i swoich kamratów.
Zdjął dłoń z jej ust i odsunął się od drzwi. Alicja z trudem łapała powietrze, ale zdołała wykrztusić:
– Pan nie rozumie, te pieniądze są bardzo ważne. Przecież jest pan Polakiem… – Próbowała wzbudzić w nim jakieś wyrzuty sumienia.
– Tak, jestem Polakiem i dla nas te pieniądze są równie ważne – powiedział z westchnieniem.
– To znaczy dla kogo?
– Dla kogoś, kto również chce wygrać wojnę z niemiecką Rzeszą. A teraz załatw swoją potrzebę, bo później nie będziesz miała takiej możliwości – burknął i wyszedł z toalety.
Gdy Alicja znalazła się ponownie w przedziale, zaczęła gorączkowo się zastanawiać, jak wybrnąć z sytuacji. Fakt, że ze zrozumiałych względów nie mogła porzucić swojej ogromnej walizki, nie ułatwiał jej zadania pozbycia się intruza. Wszczęcie alarmu sprawi, że ów człowiek znajdzie się zapewne w rękach gestapo, ale wówczas i ona wpadnie, a pieniądze staną się jedynie mglistym wspomnieniem. Postanowiła, że wysiądzie z tym mężczyzną w miejscu, które on wskaże, a potem na pewno wpadnie na jakiś genialny sposób, żeby go unieszkodliwić. W jednej z głębokich kieszeni swojego eleganckiego płaszcza miała broń. Pistolet ViS, który dostała jeszcze w Anglii, jako prezent pożegnalny od brytyjskiego wywiadu. Już ona wyczeka na moment, gdy będą sami, a potem zastrzeli tego parszywego sukinsyna.
Kiedy tak rozmyślała nad swoim kolejnym krokiem, mężczyzna wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki niewielkie etui, a stamtąd okulary w złotych oprawkach. Nasunął je na nos i sięgnął po leżącą na stoliku przy oknie gazetę. Zbliżali się do Skierniewic. Na dworze było już kompletnie ciemno, więc Alicja słusznie obawiała się, że jej cień w postaci Wiktora może nie zauważyć jej na peronie. Gdy pociąg zaczął zwalniać, Alicja i jej przymusowy towarzysz podróży, który był na tyle uprzejmy, by pomóc jej zdjąć walizkę z półki, zaczęli przeciskać się wraz z innymi pasażerami do wyjścia. Alicja próbowała się obejrzeć w nadziei, że zobaczy gdzieś w tłumie Wiktora, ale idący za nią mężczyzna syknął jej do ucha:
– Nie odwracaj się, tylko idź, albo będziesz miała problemy.
Posłuchała i z trudem przepychała się do wyjścia. Ogromna walizka bardzo utrudniała jej to zadanie, a idący tuż za nią napastnik trzymał się tak blisko niej, że czuła na szyi jego oddech. Wysiadła z pociągu i wmieszała się w tłum. Niestety, mężczyzna kurczowo trzymał się jej boku.
Alicja nagle przystanęła.
– Co się stało? – warknął.
– Boże, nie zrobię kroku dalej, coś wpadło mi do buta. – Wydęła wargi w grymasie.
Ten przewrócił oczami i syknął:
– Byle szybko…
– Potrzymaj – powiedziała obojętnym tonem Alicja i wręczyła mu czarną, niewielką torebkę damską, zapinaną na fikuśny metalowy klips.
Lekko skonsternowany mężczyzna wziął ze złością torebkę Alicji, myśląc o niej, że jest kompletną idiotką. Jak mogła ją oddać swojemu napastnikowi? Zapewne nosiła w niej swoją największą polisę ubezpieczeniową w okupowanej Polsce – dokumenty.
Alicja przesunęła się kilka metrów w bok, tuż pod ścianę dworca, i nachyliła się, by wyjąć fikcyjny kamyk z pantofla. Wtedy kątem oka dostrzegła niemiecki patrol i krzyknęła:
– Ukradł mi torebkę! Tam jest, ukradł mi torebkę!
Jeden z żołnierzy niemal natychmiast skierował wzrok na stojącego w pobliżu mężczyznę z głupim wyrazem twarzy, trzymającego damską torebkę. W końcu intruz zreflektował się, upuścił ją pod nogami żołnierza i rzucił się do ucieczki. Dwóch patrolowych pobiegło za nim, a trzeci podniósł zgubę i podał ją Alicji.
– Proszę sprawdzić, czy nic nie ukradł.
Alicja ostentacyjnie ją otworzyła i zaczęła z niej wyciągać niemieckie dokumenty, portmonetkę i mały notes ze zdjęciem Berlina na okładce.
– Nie… Tak mi się wydaje. Dokumenty są, pieniądze również… – mruczała pod nosem. – Bardzo wam dziękuję. Muszę już iść, bardzo się śpieszę.
I bez dalszej dyskusji wmieszała się w tłum, po czym szybkim krokiem opuściła halę dworca. Młody żołnierz stał oniemiały, bo nie bardzo wiedział, czy powinien spisać protokół, czy może zadać kobiecie kilka rutynowych pytań.
Kiedy Alicja znalazła się na ulicy, zaczęła gorączkowo się rozglądać. Obawiała się, że mężczyzna uciekł niedaleko i czeka na nią w jakimś ciemnym zaułku. Przeszła na drugą stronę ulicy i weszła do bramy jednej z kamienic. Wyciągnęła z torebki papierosy i zapaliła jednego. Mocno zaciągała się dymem, żeby nieco ukoić nerwy i zastanowić się, jak wrócić na dworzec i kupić bilet do Warszawy. Po chwili stwierdziła, że nie jest to najlepszy pomysł. Po pierwsze, z uwagi na patrol, który mógł ją rozpoznać i zainteresować się, dlaczego czeka na pociąg do Warszawy, skoro niespełna pół godziny wcześniej z podobnego wysiadła. Po drugie, była przekonana, że napastnik albo jego koledzy nie zrezygnują z tak dużej forsy, jaką wiozła w walizce.
Rozejrzała się ponownie. Gdzieś w pobliżu powinna znaleźć jakiś hotel i tam przetrwać do rana. A potem… Już na pewno coś wymyśli.
7. Warszawa, 1941
W starym magazynie na Woli, gdzie kilka tygodni wcześniej odbyło się uroczyste ślubowanie nowych członków Związku Walki Zbrojnej, panowała nerwowa atmosfera. Julian Chełmicki palił jednego papierosa po drugim i snuł wizje katowanej przez gestapo Alicji, Wiktor stał przybity, wciąż nie mogąc zrozumieć, jak doszło do tego, że siedząca kilka przedziałów dalej Alicja po prostu rozpłynęła się we mgle, a major „Sokół” gotował się z wściekłości. Był przekonany, że Alicję skusiły ogromne pieniądze, które wiozła w walizce, i po prostu je ukradła. Za taką fortunę mogła wyjechać i żyć spokojnie w Szwajcarii albo gdziekolwiek. Zadawał sobie tylko pytanie, czy pilnujący ją Wiktor był aż takim nieudacznikiem, że ją zgubił, czy też stali się wspólnikami w tej haniebnej kradzieży.
– Nie mogę zrozumieć… – próbował tłumaczyć się Wiktor. – Obserwowałem przedział Aldony za każdym razem, gdy była kontrola. Wszystko szło gładko.
– Kiedy