Название | Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści |
---|---|
Автор произведения | Joanna Jax |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7835-585-4 |
– Nie bardzo rozumiem… – Przełknęła ślinę, łudząc się, że nie będą od niej oczekiwali powrotu w ramiona niemieckiego kochanka.
Major „Sokół” rozwiał jednak jej nadzieje, zadając pytanie:
– Jaka jest szansa, żebyś na powrót uwiodła Grossa?
Alicja próbowała nawiązać kontakt wzrokowy z Julianem, ale on wciąż wodził oczami po wszystkich detalach wnętrza, byle nie spotkać spojrzenia Alicji.
– Nie będę już jego kochanką bez względu na to, jakie są na to szanse – powiedziała stanowczo i miała nadzieję, że to, co proponowali, nie jest rozkazem.
– Nie możemy cię do tego zmusić. To delikatna sprawa i nigdy nie wydałbym podobnego rozkazu. To jest prośba – delikatnie zaczął major, widząc pełen wściekłości wzrok Alicji.
– Więc nie zgadzam się – warknęła.
– Proszę to jednak przemyśleć. Gross zapewne ma dostęp do takich informacji, jak chociażby eksperymenty z nowoczesną bronią czy plany i ewentualny termin ataku na Związek Radziecki. To są dane, które pomogłyby uratować wiele istnień ludzkich, jeśli nie pokój w Europie – przekonywał „Sokół”, po czym wstał i ruszył w stronę wyjścia ze słowami: – Może Robert cię przekona.
Zostali we dwoje w zatęchłym pomieszczeniu, gdzie powietrze było ciężkie od emocji.
– Wiem, że Gross zna twoje prawdziwe dane, co jest problemem, ale zapewnimy ci maksymalne bezpieczeństwo i w razie problemów opuścisz kraj. – Chełmickiemu wciąż drżał głos.
– Ty świnio! – Alicja nie wytrzymała i zerwała się z krzesła.
– Alicja… Proszę. To ważne. Bardzo ważne – powiedział cicho.
– A co z nami? – zapytała rozdzierająco.
– Nas już nie ma – stwierdził stanowczo. – Masz trzy dni na podjęcie decyzji. Jeśli odmówisz, zostaniesz przydzielona do innych zadań.
– Mogę udzielić odpowiedzi już teraz. Nie zgadzam się! – krzyknęła i uderzyła pięścią w blat biurka.
Julian podniósł wzrok i popatrzył na nią. Pierwszy raz podczas całej rozmowy. Jego spojrzenie nie wyrażało ulgi z podjętej przez nią decyzji, oczy Chełmickiego nie wyrażały nic. Były zimne i kompletnie bez wyrazu.
– Jeszcze dzisiaj przeniesiesz się do mieszkania jednej folksdojczki. Przyjechałaś do Warszawy z Gdańska, twój ojciec był Niemcem, zginął w kampanii wrześniowej, matka zmarła na gruźlicę jeszcze przed wojną. Dostaniesz nowe dokumenty. Będziesz nadal miała na imię Aldona.
Julian wyciągnął dłoń i podał jej paszport oraz inne kwitki poświadczające jej rzekome niemieckie pochodzenie. Otworzyła paszport i zapytała z niesmakiem:
– Schwein? Lepszego nazwiska nie mieliście? Aldona Świnia?
– To prawdziwe dokumenty nieżyjącej kobiety, Aldony Schwein, więc nie czas na grymasy. Martwisz się dziwnym nazwiskiem, a nawet nie interesuje cię, do jakich zadań zostałaś przydzielona i na ile są one niebezpieczne? – zapytał z ironią w głosie Julian.
– Dziwne tobym jeszcze zniosła… – mruknęła. – Zatem jakie to zadania?
– Nasza działalność kosztuje. To, co przemyciliśmy z Anglii, to kropla w morzu naszych potrzeb. Alianci będą nam przesyłać pewne kwoty. Transfer będzie odbywał się przez banki szwedzkie do banków na terenie Rzeszy. Raz na jakiś czas będziesz udawała się do naszego zaufanego bankiera w Berlinie i realizowała wypłaty w gotówce. Następnie zapakujesz je do walizki i przywieziesz do Polski. Pierwsze kilka razy będzie asekurował cię Wiktor, jeśli jednak okaże się, że ten kanał jest bezpieczny, a twoje papiery nie będą budziły wątpliwości, oddelegujemy Wiktora do innych zadań, a ty będzie jeździła sama.
– Dobrze, zgadzam się – powiedziała Alicja.
– Tym razem to rozkaz. I pamiętaj, że od tej chwili każde zadanie to rozkaz, bez względu na to, jak bardzo nie będzie ci się ono podobało – warknął.
– Powiedz mi, proszę, że nie chciałeś, abym przystała na propozycję majora – wyszeptała, chcąc rozbić mur, który między nimi postawił Julian.
– Myślę, że to wielka strata dla naszej sprawy – powiedział zimno Chełmicki.
– Świnia… Większa niż ta w moim nowym nazwisku – wysyczała i opuściła biuro.
Wieczorem pożegnała się z przemiłym profesorem i udała się pod wskazany adres, gdzie atmosfera była równie duszna, jak podczas spotkania w magazynach. Gospodyni lokalu, w którym miała zamieszkać Alicja, była wścibska i podejrzliwa. Alicja uznała jednak, że nie będzie się ani tłumaczyła, ani specjalnie spoufalała. W końcu były „równe sobie” i mogła pozwolić sobie na pewną wyniosłość. Nie był to jednak wyreżyserowany spektakl, a efekt tego, że dziewczyna była zdruzgotana postawą Juliana. Porzucił ją, bo zadawała się z Grossem, a jednak kilka tygodni później solennie namawiał, by ponownie została kochanką wysoko postawionego funkcjonariusza Ministerstwa Wojny.
Rzuciła się na tapczan w swoim pokoju, nawet nie zdejmując z siebie płaszcza, i załkała.
– Świnia, świnia – powtarzała, jednocześnie zrozpaczona i pełna złości. – Niech sam sobie da takie nazwisko. Będzie pasowało jak ulał – mruczała do siebie, połykając łzy.
Nie chciała wracać do Grossa ani wiązać się z nikim innym. Pragnęła być tylko z Chełmickim, który chciał ją teraz sprzedać jak swoją dziwkę. Ku chwale ojczyzny. I to było w porządku. Ale wykorzystywać Grossa ku chwale miłości, było niemal zbrodnią. Nie rozumiała tego. Martin był mężczyzną jak każdy inny, jedynie usprawiedliwienie grzechu mogło stanowić o rodzaju pokuty. Tę natomiast jedynie ona mogła sobie zadać i nawet Julian Chełmicki nie miał do tego prawa.
Chełmicki wracał do mieszkania Weroniki Sarnowskiej i czuł ulgę, że Alicja nie zgodziła się na proponowany przez majora układ. Jednocześnie wyrzucał sobie zachowanie godne tchórza. Nie ośmielił się ostro zanegować pomysłu dowództwa, zostawiając ten dylemat na głowie Alicji. Chciał także ją wypróbować w swoisty i bezczelny sposób. Gdyby się zgodziła, jego rozważania i dylematy po prostu nie miałyby już racji bytu, podobnie jak kołacząca się w jego duszy chęć powrotu do Alicji i wybaczenia jej. Teraz znowu będzie się miotał, a nawet jeśli podejmie decyzję o ponownym związaniu się z Alicją, ta z pewnością pokaże mu drzwi.
Martwił się także jej misjami związanymi z wyjazdami do Rzeszy, wiedział bowiem, że nie będzie w stanie jej ochronić przed niebezpieczeństwem. Jako „anioła stróża” i partnera w akcji przydzielono jej Wiktora, pewnego siebie aroganta, który wzbudzał w Julianie przemożną chęć dania mu po gębie. Wiktor był przy tym niesamowicie przystojny, co jeszcze bardziej irytowało Juliana, a może nawet bardziej niż jego charakter. Obawiał się, że taka kobieta jak Alicja będzie stanowiła dla tego chłopaka wyzwanie, a ona już nie raz ulegała mężczyznom. Kiedy dotarł do mieszkania, miał już taki mętlik w głowie, że sam nie wiedział, czy wciąż kocha Alicję, czy może nienawidzi. Jak to powiedziała kiedyś Weronika, na jedną miłość najlepszym lekarstwem była inna.
Doktor Sarnowska krzątała się po kuchni i była przygnębiona. Jej ruchy były spowolnione, a myślami błąkała się zupełnie gdzieś indziej. Zawsze tak było, gdy traciła pacjenta. Powinna się już przyzwyczaić, trwała wojna, ale ona gdzieś w duchu wciąż rozmyślała nad każdą niemal