Название | Galeria umarłych |
---|---|
Автор произведения | Chris Carter |
Жанр | Поэзия |
Серия | |
Издательство | Поэзия |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8110-896-6 |
Pozostali nie nadążali za jego tokiem rozumowania.
– Trzymacie ją? Mogę zabrać ręce? – zapytał Hunter.
– Tak, śmiało – zapewnił go White.
Detektyw puścił zwłoki.
Pozostali utrzymali je w niezmienionej pozycji.
– Te rany na skórze. – Robert wskazał na nie ręką. – Linie tworzące litery wyglądają, jakby zostały zrobione szybkimi cięciami jakimś ostrzem. – Wystawił palec wskazujący jak ostrze i wykonał nim kilka ruchów, naśladujących działania mordercy.
– No, OK – zgodził się Garcia.
Technik również pokiwał głową.
– Jak widzicie, sprawca używał jedynie prostych linii, żadnych zaokrągleń, co z kolei daje nam dwie możliwości. Pierwsza: zrobił to celowo. Druga: nie przykładał do tego wagi. Tak czy inaczej, wyszło z tego trochę kresek, które nie łączą się tam, gdzie powinny, bo albo są za krótkie, albo po prostu krzywe. To dlatego nie wszystko wygląda jak litery, tylko jak tajemnicze symbole.
Zarówno Carlos, Kevin, jak i Tommy, który przestał robić zdjęcia, aby skoncentrować się na wyjaśnieniach detektywa, sprawiali wrażenie zmieszanych.
Hunter spróbował wytłumaczyć to lepiej.
– Spójrzcie tutaj. To powinno być „P”. – Nie dotykając ciała ofiary, narysował literę w powietrzu, nadając jej właściwy kształt. – A tutaj jest „D”. – Ponownie nakreślił znak w powietrzu. – Niektóre są bardzo krzywe, przez co trudniej je rozpoznać. Tak jak tutaj – to powinno być „H”, tutaj „M”, potem „S”, a tutaj „C”.
Dzięki wizualizacji jego argumenty stały się o wiele bardziej zrozumiałe.
– Niech mnie szlag – powiedział White. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy kolejne elementy układanki zaczęły wpadać na właściwe miejsca, jednak nadal kilku brakowało.
– Następny problem polega na tym – Hunter jeszcze nie skończył – że mamy tutaj cztery poziome linie, co sugerowałoby cztery słowa, jednak tak nie jest.
Garcia wpatrywał się zawzięcie w powycinane litery, ale wydawał się bardzo zagubiony.
– Ile jest tych słów? – zainteresował się główny technik.
– Trzy. Jednak zostały rozdzielone w zupełnie przypadkowych miejscach, aby stworzyć cztery wiersze. Jeśli dacie mi kawałek kartki i coś do pisania, to wam pokażę.
– Zaraz ci podam – oznajmił Tommy, po czym ruszył w kierunku futerału na aparat, który zostawił przy drzwiach. Po chwili wrócił z notesem i ołówkiem.
– To będzie pierwsza linia.
Hunter wypowiadał na głos każdą głoskę, a następnie zapisywał ją na kartce.
Po pewnym czasie pokazał pozostałym swoje dzieło.
PULCHR.
ITUDOCI.
RCUMD.
ATEIUS.
– Co, kurwa? – rzucił Garcia, kiedy razem z White’em położyli ponownie ciało.
Carlos wiedział, że Robert widzi różne rzeczy inaczej niż większość ludzi. Jego mózg również działał inaczej, zwłaszcza jeśli chodziło o łamigłówki, ale czasem już nawet go nie zaskakiwał. Po prostu go przerażał.
– Jak, do ciężkiej cholery, udało ci się odczytać to z tych dziwacznych nacięć na jej plecach? W dodatku tak szybko?
– Właśnie miałem zadać takie same pytania – wtrącił się Kevin. – Widziałeś już kiedyś coś takiego?
Detektyw pokręcił głową.
– Nie, nigdy. Może patrzyłem po prostu pod innym kątem.
Technik ponownie spojrzał na kartkę z zapisanymi słowami.
– Pulchritudocircumdateius. – Najpierw przeczytał litery w przesadnie powolnym tempie, następnie szybko, jako jeden wyraz, aż w końcu rozdzielił go poprawnie na trzy. – Pulchritudo Circumdat Eius. – Wymowę miał perfekcyjną.
Carlos uniósł wysoko brwi, spoglądając to na Huntera, to na White’a.
– Niestety ostatni raz mówiłem po łacinie… nigdy. Więc co to, do cholery, znaczy? Któryś z was wie? To z jakiegoś tekstu o przyzywaniu szatana czy coś?
– Nie. – Tym razem technik pokręcił głową. – Nie wydaje mi się.
– Więc co to znaczy?
– Jeśli się nie mylę, to oznacza: „Piękno jest wokół niej”.
– Zgadza się – potwierdził Robert. – Piękno jest wokół niej… Piękno ją otacza. Można to przetłumaczyć na kilka sposobów, ale sens pozostaje ten sam.
Garcia zamilkł i zaczął się rozglądać po pokoju. Patrzył na kolejne plamy krwi z rosnącym niedowierzaniem.
– Piękno ją otacza? Jakie piękno?
White również się rozejrzał. Wówczas uderzyła go pewna myśl.
– Chcieliście wiedzieć, po co to wszystko zrobił? Cała ta krew, na każdej ścianie, bez żadnego wyraźnego powodu? Możliwe, że dobrze zakładaliście: te smugi zostały zrobione celowo. Może morderca uważa, że jest… artystą lub kimś takim. – Mężczyzna wzdrygnął się na własne słowa. – Być może dla niego to wszystko – kiwnął głową w kierunku odartego ze skóry i okaleczonego ciała – zwłoki, pokój, krew, sposób, w jaki ułożył ofiarę… Jest niczym innym jak… makabrycznym dziełem sztuki.
Hunter poczuł na karku gęsią skórkę. Cofnął się nieco i spróbował ogarnąć spojrzeniem całą scenę.
– Ten wyryty napis na plecach ofiary… Być może w ten sposób morderca podpisuje swoje dzieła – wywnioskował White.
Zanim którykolwiek z mężczyzn zdążył powiedzieć coś więcej, do pokoju weszła agentka, która wcześniej szukała odcisków palców w salonie.
– Jezu Chryste! – wykrzyknęła z wyrazem obrzydzenia na twarzy. – Z tego mordercy jest kawał chorego skurwiela.
Pozostali spojrzeli na nią z zaciekawieniem.
– Lepiej chodźcie to zobaczyć.
Dziewięć
Hunter, Garcia i White podążyli za agentką. Minęli krótki korytarz prowadzący do salonu, jednak wbrew ich przypuszczeniom kobieta nie zamierzała im tam pokazać żadnego przedmiotu, na którym szukała odcisków palców. Nie skierowała ich również do drzwi wejściowych ani na zewnątrz domu. Zamiast tego w salonie skręciła w prawo i weszła do nowocześnie urządzonej kuchni.
Pomieszczenie okazało się zaskakująco przestronne. Znajdowały się w nim czarne granitowe blaty ciągnące się wzdłuż trzech ścian, idealnie kontrastujące z lśniącymi białymi podłogami i szafkami. Chromowany okap wiszący nad palnikami pasował do zlewu ze stali nierdzewnej i zainstalowanego w ścianie piekarnika. Duże dwuskrzydłowe okno, ulokowane tuż nad zlewem, bez wątpienia zapewniało mnóstwo światła w ciągu dnia. Dzięki temu, że lodówka i zmywarka były w zabudowie, kuchnia wydawała się czysta i niezagracona. Właśnie to od razu rzuciło się w oczy Hunterowi: niesamowita czystość. Żadnego bałaganu. Ani śladu resztek czy choćby