Galeria umarłych. Chris Carter

Читать онлайн.
Название Galeria umarłych
Автор произведения Chris Carter
Жанр Поэзия
Серия
Издательство Поэзия
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-896-6



Скачать книгу

tylko wspomnieniem. Zaufaj mi.

      Miała rację. To naprawdę działało. Nie tylko skończyły się problemy, ale jego skóra stała się o wiele gładsza niż kiedykolwiek przedtem.

      Mężczyzna golił się codziennie, czasem nawet dwa razy dziennie. Całe ciało. Od głowy aż po maleńkie włoski na palcach u nóg. Nie robił tego z jakichś irracjonalnych, fanatycznych powodów ani dlatego, że tak kazały mu głosy. Po prostu lubił to, jaka jego skóra stawała się w dotyku, kiedy nie było na niej włosów. Tak bardzo wrażliwa. Na całym ciele pozwalał rosnąć jedynie brwiom. Tylko raz je zgolił, ale nie podobał mu się rezultat. Wyglądał przez to dziwnie… wręcz strasznie, w dodatku musiał znaleźć sztuczne brwi, które przypominałyby jego prawdziwe. W przeciwieństwie do peruk i sztucznych bród, których posiadał całą kolekcję.

      Zakończył długi rytuał golenia, zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica, a następnie wytarł się do sucha ręcznikiem. Wrócił do sypialni i nago stanął przed wielkim lustrem. Zaczął podziwiać swoje ciało.

      Pełen dumy odwrócił się w lewo i włączył duży wentylator na stojaku. Pod wpływem podmuchu powietrza całe jego ciało zadrżało, wzdłuż kręgosłupa zaś przepłynęły fale ekstazy znacznie potężniejsze, niż jakikolwiek narkotyk byłby w stanie wywołać. Zupełnie jakby golenie dziesięciokrotnie wzmocniło receptory dotykowe w jego skórze.

      Mężczyzna cieszył się tymi cudownymi doznaniami przez kilka minut, po czym wyłączył wentylator.

      – Chyba już pora się szykować – powiedział do siebie. Jego ciało ponownie zadrżało, tym razem z oczekiwania.

      Mężczyzna nie mógł się doczekać, aż przeżyje to jeszcze raz.

      Sześć

      Nikogo nie powinno dziwić, że Hunter i Garcia byli znani z „gruboskórności”, jeśli chodzi o miejsca zbrodni. Widzieli więcej krwawych i brutalnych scen niż większość detektywów w całej historii policji Los Angeles. Niewiele rzeczy jeszcze potrafiło nimi wstrząsnąć. To, co zastali w sypialni Lindy Parker, stanowiło właśnie jedną z nich.

      – Co, do cholery? – Garcia wyszeptał te słowa niemal nieświadomie. Pomimo całego swojego doświadczenia miał problemy z przyswojeniem obrazów, które widział przed sobą.

      Wszystko w tym miejscu zbrodni napawało niepokojem. Zaczynając od temperatury w pomieszczeniu.

      Średnia temperatura w Los Angeles w kwietniu wynosiła około dwudziestu jeden stopni Celsjusza, tymczasem w tym pokoju były raczej dwa stopnie – maksymalnie pięć.

      Carlos przycisnął ręce do piersi, aby się nieco rozgrzać, ale niezwykła temperatura stanowiła jedynie początek. Całą sypialnię pokrywała czerwień: podłogę, dywan, zasłony, meble, łóżko, ściany… wszystko. Ogromna ilość krwi zdawała się jednak zaledwie żartem w porównaniu z tym, co stało na samym środku pokoju.

      Ciało Lindy Parker spoczywało na łóżku, którego wezgłowie przysunięto do południowej ściany. Ofiara leżała na plecach, na zalanej krwią, do niedawna śnieżnobiałej pościeli. Ręce miała ułożone wzdłuż ciała, nogi naturalnie wyprostowane, ale brakowało zakończeń każdej z czterech kończyn. Stopy odcięto w kostkach, zaś dłonie na wysokości nadgarstków. Jednakże to wszystko odgrywało zaledwie drugoplanową rolę w tej koszmarnej zbrodni.

      Ofiarę oskórowano. Została po niej groteskowa mieszanka brązowawoczerwonej tkanki mięśniowej, odsłoniętych narządów wewnętrznych i białych kości. Smród gnijącego mięsa zatruwał powietrze w pomieszczeniu.

      – Witam w waszym najnowszym koszmarze, chłopaki.

      To dziwne powitanie wyszło z ust Kevina White’a, czterdziestoośmioletniego głównego technika kryminalistyki, który stał koło łóżka. Miał niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i jasnobrązowe oczy ukryte pod gęstymi, sterczącymi w różnych kierunkach brwiami. Włosy, obecnie zasłonięte kapturem kombinezonu ochronnego, były jasne i nieco przerzedzone na czubku głowy. Maska na twarzy zasłaniała długi nos i cieniutki wąsik, który bardziej przypominał meszek na brzoskwini niż prawdziwy zarost. Miał bardzo duże doświadczenie, pracował już kilkukrotnie z obydwoma detektywami. Kevin White był również ekspertem w zakresie entomologii.

      Naprzeciwko niego, po drugiej stronie łóżka, stał fotograf, który pstrykał mnóstwo zdjęć, próbując uchwycić ciało pod każdym możliwym kątem. Po każdych dwóch, trzech ujęciach mężczyzna robił krótką przerwę, potrząsał głową i odwracał wzrok od makabrycznego widoku. Mrugał kilka razy, starając się zwalczyć mdłości.

      Hunter i Garcia w końcu weszli do środka, ostrożnie omijając kałużę zaschniętej krwi na podłodze, po czym zbliżyli się do ofiary.

      Główny technik dał im jeszcze parę sekund na oswojenie się z miejscem zbrodni, zanim znowu się odezwał.

      – Jesteśmy tu nieco ponad pół godziny. Jak widać, trochę nam jeszcze zejdzie, zanim wszystko zbadamy, ale powiem wam, co do tej pory ustaliliśmy. – Kiwnął głową w stronę klimatyzatora znajdującego się na ścianie naprzeciwko niego. – To urządzenie cały czas chodziło na pełnych obrotach, dlatego jest tutaj zimno jak w lodówce.

      – Morderca chciał powstrzymać rozkład? – zapytał Hunter.

      – Możliwe – zgodził się White. – Czy tego chciał, czy nie, niska temperatura właśnie tak zadziałała.

      Obaj detektywi wyglądali na zaintrygowanych.

      – Będziecie musieli poczekać na oficjalne wyniki sekcji zwłok, żeby poznać dokładniejszy czas zgonu, ale w takich warunkach procesy gnilne powinny zostać opóźnione o trzydzieści do czterdziestu godzin. Biorąc pod uwagę, że ciało dopiero wchodzi w pełne stężenie pośmiertne, zakładam, że kobieta nie żyje od czterdziestu, maksymalnie pięćdziesięciu dwóch godzin.

      – Czyli to by oznaczało poniedziałkowy wieczór – powiedział Garcia, zerkając na partnera. – Nadkomisarz Jarvis powiedział nam, że jej matka po raz ostatni rozmawiała z nią w poniedziałek po południu. – Ponownie spojrzał na Kevina. – Wychodzi na to, że twoje przypuszczenia są prawidłowe.

      W oczach technika zalśnił blask dumy.

      – Niska temperatura i pozamykane w całym domu okna wyjaśniałyby też brak much latających wszędzie dookoła. – Zamilkł na chwilę i popatrzył na zwłoki. – W przeciwnym razie ciało znacznie by się skurczyło.

      W normalnych warunkach, nawet w nocy, ciało wystawione na działanie żywiołów, czy to w pomieszczeniu, czy pod gołym niebem, zwabiłoby owady w przeciągu kilku minut. Zaroiłyby się w ustach, nozdrzach, oczach i każdej otwartej ranie. W przypadku pozbawionych skóry zwłok całe ciało jest otwartą raną, czyli istnym rajem dla much. W ciągu zaledwie kilku godzin złożyłyby w nim pół miliona jaj. Po dwudziestu czterech godzinach wyklułyby się z nich larwy, które pożarłyby połowę tkanek w ciągu zaledwie jednego dnia. Obaj detektywi wiedzieli o tym bardzo dobrze.

      – Niestety w kwestii przyczyny zgonu będziecie musieli czekać na raport z sekcji – kontynuował White. – Teraz mogę tylko powiedzieć, że nie ma żadnych widocznych ran kłutych, śladów postrzału ani obrażeń czaszki. Nie wydaje się, żeby jakieś kości zostały złamane, oczywiście z wyjątkiem odciętych dłoni i stóp. Żebra raczej są nienaruszone, kark nie został złamany ani skręcony.

      – Wykrwawiła się? – spytał Garcia.

      – Bardzo możliwe, że właśnie to ją zabiło – zgodził się technik. – Ale jak już mówiłem, tę sprawę wyjaśni sekcja.

      Detektywi milczeli