Na krawędzi. Kamila Malec

Читать онлайн.
Название Na krawędzi
Автор произведения Kamila Malec
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66070-64-6



Скачать книгу

Pomińmy tego nieszczęśnika w naszej konwersacji. – Roześmiała się w głos i podeszła kilka kroków bliżej mnie.

      – Ładnie tu macie Filipie, tylko jakoś widać, że brakuje tu kobiecej ręki. Ciężkie dębowe meble, a raczej – przepraszam – regały z książkami, skórzana kanapa, która jak sądzę wcale do wygodnych nie należy i ogromny stół. Bogowie zachowują się czasami jak rycerze Króla Artura. Są rozpieszczeni do granic możliwości i tylko próbują upodabniać się do kogoś kto im się w danym momencie podoba. Żenada.

      – Zaprosiłem Cię tutaj, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Ściany tej biblioteki nie przepuszczają słów ani myśli. Taka oto zachcianka Karkonosza, gdyby chciało się kogoś przesłuchiwać. Stworzył poważne miejsce do załatwiania jeszcze poważniejszych spraw.

      – Ha, ha, ha, chcesz mi powiedzieć, że ten wściekle żółty okrągły dywanik koło kominka stwarza poczucie surowego i poważnego miejsca? Uśmiałam się do łez, poważnie. Swoją drogą Karkuś ma gust. Meble są całkiem stylowe, a każdą biblioteczkę ubóstwiam. Ale lepiej nie chcę wiedzieć co Świętuś przechowuje na tych regałach.

      – Wiesz, tylko ty potrafisz ich tak nazywać bez żadnej obawy, że cokolwiek może ci się przytrafić.

      – A co oni mogą mi zrobić? Dobrze wiesz, że akurat oni wielkie nic. Nie należę do Waszego świata, a traktat wyraźnie mówi, że nie możemy wchodzić sobie w drogę. Chyba, że szukają problemów u Welesa lub w górnej czy dolnej pośmiertnej drodze życia. W co szczerze wątpię. Za bardzo trzęsą tymi swoimi dupskami.

      – Kiedyś może się to zmienić i dobrze o tym wiesz kochana.

      – To się nigdy nie zmieni. Każdy ma swój świat i nikt nie wchodzi sobie w drogę, żeby nie zaburzyć panującej świętej równowagi. Tylko skończony głupiec zburzy ten spokój.

      Ewa usiadła na fotelu, stojącego obok kominka i tęsknym wzrokiem spojrzała w iskrzący się ogień.

      Jak cudownie byłoby znowu czuć – pomyślała.

      – Joanna wróciła w góry – powiedziałem, obchodząc stół i siadając na drugim fotelu.

      – Słucham? Jak to możliwe? Przecież rzuciłam na nią zaklęcie UNO TOTALUS, które całkowicie odpycha ją od tego miejsca! – Wstała pośpiesznie i zaczęła nerwowo krążyć wokół stołu, przyglądając się zwojom starożytnych dokumentów.

      – To ją zabije. Wiesz o tym. – dodała cichszym już głosem.

      – I to jest właśnie ta ważna sprawa, dla której wezwałem cię do siebie. Pomóż mi ją uratować przed zatraceniem.

      – Mur pęknie i przypomni sobie wszystko. To gdzie ma teraz luki wypełni się w jednej chwili i narobi bałaganu. Ale nie to jest najgorsze i wiesz o tym.

      – Tak, Ogary.

      – W chwili kiedy granica zostanie przerwana, on zniknie. – Zatrzymała się i spojrzała prosto w moje udręczone oczy. – Widząc z jaką miłością poświęciła dla niego swoje dotychczasowe życie, nie cofnie się przed niczym żeby go uwolnić.

      – Nie przechytrzymy tych piekielnych stworzeń. Tylko Weles ma nad nimi władzę.

      – Wiem. Ten przeklęty bydlak zgodził się pilnować Czyśćca tylko w zamian za władzę nad tymi stworzeniami. To jego czarna rozrywka, jak to mawia. Zabiera sprzedane dusze i torturuje, aż ktoś z dolnej arkadii sobie o nich przypomni. Biedak nie może przeżyć tylko tego, że nie może podróżować między portalami.

      – Ma swoje królestwo więc niech nie narzeka. A rozrywek mu tam nie brakuje.

      – Nikt z nas nie ma tam wejścia. Traktat na to nie pozwala. Wiesz o tym. Więc nie mogę ci pomóc przyjacielu.

      Już miała dotknąć swojego medalionu życia z wizerunkiem jabłoni, dzięki któremu przemieszcza się i teleportuje, gdy złapałem ją za rękę.

      – Ewo… musisz mi pomóc. Z chwilą kiedy ona podejmie decyzję o ratunku my musimy zniknąć.

      – Wy? Wielcy władcy Ziemi nie możecie pomóc dziewczynie? Przecież to jest chore. To wasza podopieczna, to wy ją szkoliliście i to wy zbudowaliście w jej głowie mur zaklęciem, którego nikt od dawien dawna nie używał. Po prostu znajdowało się w waszej – jak dla mnie śmiesznej – księdze życzeń Karkusia. – Roześmiała się w głos.

      – To nie jakaś tam śmieszna księga życzeń, tylko nasza kolebka nauki. W dużej mierze dzięki niej jesteśmy tak silni.

      – Tak. Silni, ale nie potraficie pomóc zwykłej dziewczynie. No może nie tak całkiem zwykłej. Ale ona ma ogromny potencjał i dzięki niej moglibyście zdziałać wiele. Nie potrafiliście wykorzystać tego wcześniej. Pozwoliliście pójść jej za ludzkim głosem serca, zamiast zabrać ją do siebie. Wcześniej czy później by zapomniała i dobrze o tym wiesz.

      – Jej miłość była tak silna, że nigdy nie zapomniałaby o Jakubie. Pozwalając jej cieszyć się normalnym życiem, mogłem tylko przyglądać się z boku jak jej uczucie jest ogromne i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że podjęliśmy słuszną decyzję. Jej umysł zamknąłby się na wszystko gdybyśmy zabrali ją do siebie. A jakiekolwiek próby zabronienia kontaktu z tym człowiekiem też nie miałyby sensu.

      – W czym niby ja miałabym ci pomóc? – zapytała i skierowała czujnie wzrok na mnie.

      Jej włosy zaczęły falować, niczym poruszane delikatnym wietrzykiem. Oznaka zdenerwowania. Bardzo rzadka u tej kobiety, jednak taka oznaka człowieczeństwa pozostała u niej po wsze czasy.

      – Wierzę, że znasz sposób na uratowanie Jakuba.

      – Tobie już całkowicie odbiło w tej ciemnicy! – krzyknęła i ponownie sięgnęła ręką do swojego medalionu.

      Złapałem ją pod ramię i usadziłem na fotelu, klęknąłem przed nią i spuściłem ze smutkiem oczy.

      – Tylko ty Ewo możesz jej pomóc. Na pewno jest jakiś sposób. Nam nie wolno nawet zejść przed bramy do tamtego portalu. Jesteś moją ostatnią deską ratunku.

      – Jest sposób, ale nikomu się to jeszcze nie udało. A raczej nikt się na to nie zdecydował, bo wiedział jakie będą konsekwencje, jeśli można to tak nazwać.

      Zerwała się z fotela i zaczęła krążyć nerwowo wokół stołu.

      – Wiedziałem! Przetrzepałem wszystkie zwoje i księgi w tej bibliotece i nie trafiłem na nic, oprócz małej wzmianki o zawieraniu paktów na rozdrożu. Ale przecież musi by jakiś inny sposób. To nielogiczne, żeby posuwać się aż do takich sposobów. Przecież wtedy ratując go, sama zginie.

      – Filipie, zacznijmy od początku. Z chwilą kiedy Joanna podejmie decyzję, że ratuje męża, ty i twoja banda znikacie. To pewne. Nikt z was jej nie pomoże, bo zwyczajnie nie możecie zaburzać równowagi świata. Owszem, jest sposób. Ten psychol Weles nie odda jej małżonka ot tak sobie, nawet jeśli uda jej się do niego dostać. I tu już na początku rodzi się problem, bo jest tylko jeden sposób, żeby śmiertelnik dostał się ot tak do bram jakichkolwiek zaświatów.

      – Musi zawrzeć pakt z demonem rozdroży… – odpowiedziałem cicho.

      – No właśnie. A wiesz czego oni zawsze chcą? – zapytała.

      – Duszy… – odpowiedziałem.

      – Tak. Musi sprzedać swoją duszę, która po śmierci trafi do Piekła.

      Szok, który zagościł na mojej twarzy był chyba większy niż się spodziewałem.

      Miałem nadzieję, że to jakiś niefortunny żart, a tu okazuje się, że nie.

      A cena jaką przyjdzie jej zapłacić za ratunek ukochanego będzie większa niż ktokolwiek by się spodziewał.

      – Nie