Название | Na krawędzi |
---|---|
Автор произведения | Kamila Malec |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66070-64-6 |
Młode dziewczyny z talią osy, którym nic nie brakuje, pojawiają się w moich progach po pomoc bardziej psychologiczną niż fizyczną. Szykanowane i wyśmiewane przez ludzi pełnych zawiści i zazdrości o ich wygląd, w pewnym momencie pasują i nie dają sobie rady z tym wszystkim. Zatracają się w sobie i nabawiają się kompleksów, których w rzeczywistości nie mają.
Kobiety w kwiecie wieku, młode babcie, które czują się niepotrzebne i odepchnięte na dalszy plan przez mężów.
To tylko garstka osób i problemów, które przechodzą przez moje ręce. Bowiem trener kształtuje nie tylko ciało, lecz także duszę. Staram się podnieść ich samoocenę do tego stopnia, żeby same mogły obiektywnie spojrzeć na swoje życie i dokonać w nim zmian, na które nigdy nie miały odwagi. To jest tylko mały krok, a cieszy jak żaden inny. Każda podjęta decyzja pociąga za sobą kolejną i kolejną. To nasze małe domino, i tylko od nas zależy, w którą stronę potoczą się jego losy.
– Nie dopilnowałeś swoich spraw Filipie – rzekł Karkonosz, spoglądając w Zwierciadło Życia. – Ona do Nas wraca i to szybciej niż podejrzewaliśmy. Ha, wiedziałem, że prędzej czy później to nastąpi. Nie można uciec od swojego przeznaczenia, a ty uparty na to pozwoliłeś, nie patrząc na konsekwencje, które mogą z tego wyniknąć. Nie uważasz, że za długo już trwała ta cała maskarada i zabawa w kotka i myszkę? Mówiłem, że magii nie można ot tak się wyrzec, bo ma się takie życzenie. Wy śmiertelnicy nigdy tego nie zrozumiecie – zaśmiał się wprost w oczy najpotężniejszego człowieka, którego stworzył.
– Nie pozwolę na to, żeby stało się coś wbrew jej woli! Obiecałem to! Czy wy zawsze musicie stawiać na swoim, nie patrząc na to co ludzie mają do powiedzenia? Przyznajcie się lepiej, który maczał w tym wszystkim swoje palce i przestańcie się tak z tego cieszyć. Nic nie jest jeszcze przesądzone!
– Dobrze wiesz jakie były warunki umowy, którą przypieczętowała z nami kilka lat temu. Kiedy tylko zjawi się w tym samym miejscu, zbudowana bariera pryśnie jak mydlana bańka. A ona do nas powróci – z nie mniejszym uśmiechem odparł Świętowit. – Ale pamiętaj drogi Filipie – nie osądzaj nas pochopnie. To nie my ją tu ściągamy, może to tylko dziwny zbieg okoliczności, a może jej umysł powoli przepuszcza wspomnienia, chociaż pewnie to tylko przypadek, zupełnie czysty przypadek. – Zamyślił się. – Więc daruj sobie te swoje morały i zarzuty. Nic nie jest jeszcze przesądzone. Wszystko się może jeszcze zdarzyć.
Uśmiech i pogarda widoczna na jego twarzy wystarczyła za tysiąc słów.
– Och Filipie, wiemy, że to twoja najważniejsza i najlepiej wyuczona podopieczna, ale niektórych wydarzeń nawet ty nie jesteś w stanie zatrzymać. Wszystko toczy się w swoim rytmie. Powoli, do przodu, aż dojdzie do swojego spełnienia i mimo napotkanych trudności zawsze da sobie radę. Los jest nieprzenikliwy i nawet my nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego, co byśmy chcieli. – Zobaczył pełen pogardy wzrok śmiertelnika, zawahał się i stwierdził: – No dobra, może i jesteśmy w stanie wszystko przewidzieć – wiem. Ale jak to sam kiedyś powiedziałeś, jesteśmy zbyt leniwi na pewne kwestie. Wystarczająco napracowaliśmy się przy tworzeniu tego muru, bo twojej największej księżniczce zachciało się normalnego życia. Nawet nie wiesz jak tego żałuję. Dobrze wiesz, że mogła być teraz jeszcze potężniejsza niż była wtedy. Dobrze wiesz, że nigdy nie zgodzilibyśmy się zrobić tego co zrobiliśmy, gdyby nie Ty i Twoja chora tajemnica! – dodał. – Ja chyba nigdy nie zrozumiem ludzi. Nie! Ja ich nawet nie chcę rozumieć! To najlepsze co mogę zrobić.
Słowa Karkonosza zaszokowały Filipa, który przyglądał się temu wybuchowi z pewnej bezpiecznej odległości. Bogowie nigdy nie rzucają słów na wiatr – pomyślał – i tylko w kilku sytuacjach wybuchają gniewem. Więc są dwie odpowiedzi: albo naprawdę aż tak żałują tego, że największa młoda czarownica – w ich mniemaniu – dzięki ich pomocy zapomniała o tym, o czym według nich nie da się zapomnieć, albo – drugie wyjście, po prostu są wściekli o to, że ktoś próbuje zburzyć ich dzieło. W końcu pierwszy raz użyli zakazanego zaklęcia w stosunku do człowieka, i jak sami mówili, nie wiedzieli do końca czy zadziała. Ku ich zdziwieniu i uciesze wszystko udało się pomyślnie, bez żadnych komplikacji. Był to ich duży sukces i temat do pochwał ze strony braci i sprzymierzeńców. Ich duma nigdy nie pozwoliłaby na to, by stwierdzić, że coś jest nie po ich myśli. Tylko gdzie leży prawda? Jak daleko są skłonni posunąć się, żeby ratować swoje dobre imię? Wiem jedno, nie pozwolę Im jej skrzywdzić. A jeśli rzeczywiście Joanna tu wróci i mur pęknie, to na pewno nie pozwoli skrzywdzić swojego męża.
Filip uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na dwie postacie siedzące wokół stołu i grające w karty oczami pełnymi zadumy i niedowierzania.
Bogowie – Ci, których bali się inni – siedzą sobie i grają beztrosko w makao.
Na pierwszy rzut oka wyglądają na zwykłych śmiertelników. Ileż to razy wychodzą z ukrycia i spacerują znanymi górskimi szlakami, ileż to razy rozmawiają z napotkanymi wędrowcami i nikt niczego nie podejrzewa. Nikt nikogo się nie boi. Niby tacy zwykli, a równocześnie inni. Gdyby tylko ludzie wiedzieli co może czaić się na nich wszędzie, w każdym zakamarku ziemi, świat wyglądałby zupełnie inaczej. Ciemniej.
Muszę spróbować ją ostrzec – pomyślał Filip.
– Rozdział 4 –
– Kochanie, najwyższy czas na jakąś porządną dawkę kofeiny i chwilę na rozprostowanie nóg. Wiesz, że ja i zbyt długie siedzenie bez ruchu to dwie sprzeczności – stwierdziłam z uśmiechem, próbując rozciągnąć się jako tako na miejscu pasażera. – I zadzwońmy do twoich rodziców jak tam sprawuje się nasz Herkules. Najchętniej to wzięłabym go ze sobą. Nie lubię go zostawiać samego. Gdyby nie to, że u rodziców czuje się tak samo jak u nas, już by siedział na tylnym miejscu pasażera w naszym aucie.
– Wiem, ale nie wszędzie moglibyśmy go wziąć, a to jest mało komfortowe. Nie panikuj, nic mu nie będzie. Rodzice go uwielbiają prawie tak samo jak Ciebie – odparł Kuba z uśmiechem. – Sprawdź na GPS-ie najbliższą stację, czy przydrożną restaurację. O ile dobrze pamiętam, niedaleko powinien być jakiś zjazd.
– OK – odpowiedziałam i włączyłam jego telefon.
W tym momencie przed oczami pojawił mi się mrok i małe białe plamki, migocące niczym gwiazdy w bezchmurną noc. Z każdej strony otaczała mnie ciemność i głos przemawiający niby gdzieś w oddali, lecz zbliżający się nieuchronnie. Ciągle powtarzające się słowa: Nie powinnaś tam jechać, zawróć. Twarz wyłaniająca się z otchłani czarnego tunelu owinięta szczelnie ciemnym kapturem. Kim jesteś? Były to jedyne słowa, które zdołałam wypowiedzieć w myślach do tajemniczej postaci, zanim odpłynęłam pociągnięta w nicość.
– Asia! Asia! – Głos, który zaczął do mnie docierać, wydawał mi się bardziej znajomy niż ten, należący do zakapturzonej postaci, która jeszcze przed chwilą podążała w moją stronę i której mimo ogromnego wysiłku nie udało mi się zidentyfikować. A szkoda.
Zaczęłam też odczuwać dziwne wstrząsy moim ciałem i lekkie łaskotanie po twarzy. Nie, to nie łaskotanie. Ktoś uderzał mnie delikatnie palcami, nawołując moje imię.
– Mógłbyś łaskawie nie trzaskać mnie po twarzy? – odpowiedziałam ocucona.
Nie do końca wiedziałam jeszcze co się ze mną dzieje i gdzie się aktualnie znajduję. Zaczęło do mnie docierać, że to mój mąż tłucze mnie po twarzy. Całe szczęście,