Название | Bastion |
---|---|
Автор произведения | Стивен Кинг |
Жанр | Ужасы и Мистика |
Серия | |
Издательство | Ужасы и Мистика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8125-441-0 |
Copyright © Hall-Mack Co. 1912
Copyright reneved © Rodeheaver Co. 1940
The Sandman by Dewey Bunnell
Copyright © Warner Bros. Music, Ltd. 1971
Jungle Land by Bruce Springsteen
Copyright © Bruce Springsteen, Laurel Canyon Music 1975
American Tune by Paul Simon
Copyright © Paul Simon 1973
Shelter from the Storm by Bob Dylan
Copyright © Ram’s Horn Music 1974
Boogie Fever by Kenny St. Lewis and Freddi Perren
Copyright © Perren Vibes Music Co. 1975
Keep on the Sunny Side by A.P. Carter
Copyright © Peer International Corporation, BMI 1924
NOTA OD AUTORA
Bastion jest fikcją literacką, ale wiele wydarzeń rozgrywa się w miejscach, które istnieją naprawdę, jak choćby Ogunquit w Maine, Las Vegas w Nevadzie czy Boulder w Kolorado. Pozwoliłem sobie jednak na wprowadzenie w ich opisie pewnych zmian niezbędnych dla przebiegu akcji powieści. Mam nadzieję, że mieszkańcy tych miast nie poczytają mi za złe mojej „potwornej impertynencji”, jak to zwykła określać Dorothy Sayers, która stosowała podobny wybieg w swoich powieściach.
Inne miasta, jak na przykład Arnette w Teksasie i Shoyo w Arkansas, zostały przeze mnie wymyślone, tak samo jak opisane w tej książce wydarzenia.
S.K.
Na zewnątrz ulica płonie, ogarnięta walcem śmierci pomiędzy światem realnym a ułudą. A poeci tu, na dole nie piszą nic – zupełnie. Po prostu czekają na uboczu na dalszy ciąg wydarzeń. I nagle gdzieś pośród nocy odnajdują swą doniosłą chwilę. Próbują wtedy stworzyć bastion uczciwości, ale ranni skręcają się z bólu nawet nie martwi dziś wieczorem w Krainie Dżungli
To oczywiste, że nie mogła iść dalej! Drzwi były otwarte i wdarł się wiatr, zgasły świece, a potem znikły. Zasłony uniosły się wysoko i wtedy pojawił się ON. Powiedział: – Nie bój się. Podejdź, Mary. I strach ją opuścił, i podbiegła do niego, a potem wzbił się w powietrze… Wzięła go za rękę… – Chodź, Mary Nie obawiaj się Żniwiarza!
CO TO ZA CZAR? CO TO ZA CZAR? CO TO ZA CZAR?
KRĄG SIĘ OTWIERA
Potrzebujemy pomocy, zauważył Poeta
– Sally…
Mruknięcie.
– Obudź się, Sally.
Głośniejsze mruknięcie:
– Zooostaw mnie!
Potrząsnął nią mocniej.
– Obudź się. Musisz się obudzić!
Charlie.
Głos Charliego. Wołał ją. Od jak dawna?
Wysunęła się z objęć snu.
Najpierw spojrzała na zegarek na stoliku nocnym: kwadrans po drugiej w nocy. Charliego nie powinno tu być – powinien być teraz w pracy, na nocnej zmianie. Potem przyjrzała mu się uważniej i coś w jego wyglądzie ją zaniepokoiło.
Jej mąż był śmiertelnie blady. Miał błędny wzrok. Oczy wychodziły mu z orbit. W jednej ręce trzymał kluczyki od samochodu, a drugą w dalszym ciągu ją tarmosił, mimo że miała otwarte oczy. Zupełnie jakby nie zauważył, że już się obudziła.
– Charlie, o co chodzi? Co się stało?
Sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co ma powiedzieć. Jego jabłko Adama przesuwało się w górę i w dół, ale jedynym odgłosem, jaki rozlegał się wewnątrz niewielkiego służbowego bungalowu, było tykanie zegara.
– Pali się? – spytała.
To była jedyna rzecz, jaka przyszła jej na myśl – jedyna, która mogłaby doprowadzić go do takiego stanu. Wiedziała, że jego rodzice zginęli podczas pożaru domu.
– W pewnym sensie – odparł. – Ale tak naprawdę to coś o wiele gorszego. Musisz się ubrać, kochanie. Zabierz małą LaVon. Musimy się stąd zrywać.
– Dlaczego? – spytała, wstając z łóżka. Ogarnął ją paniczny strach.
Coś było nie w porządku.
– Gdzie? Powinniśmy wyjść na podwórze na tyłach domu? – zapytała, chociaż nie przypuszczała, żeby Charliemu chodziło o wyjście na podwórze.
Jeszcze nigdy nie widziała swojego męża równie przerażonego. Wzięła głęboki oddech, jednak nie wyczuła dymu ani spalenizny.
– Sally, kochanie, o nic nie pytaj. Musimy się stąd wynieść. Wyjechać. Daleko stąd. Po prostu obudź małą i ubierz ją.
– Ale czy… czy mamy dostatecznie dużo czasu, żebym mogła spakować trochę rzeczy?
Jej słowa sprawiły, że znieruchomiał.
Po chwili przesunął drżącą dłonią po włosach i odparł:
– Nie wiem. Będę musiał sprawdzić kierunek wiatru.
Wyszedł, pozostawiając ją z tym dziwacznym stwierdzeniem, które nic dla niej nie znaczyło. Była zziębnięta, przerażona i zdezorientowana, do tego bosa, i miała na sobie jedynie krótką koszulkę nocną.
Co sprawdzanie kierunku wiatru mogło mieć wspólnego z tym, czy zdąży spakować parę potrzebnych rzeczy? I co oznaczało określenie: „daleko”? Reno? Vegas? Salt Lake City? I…
Przyłożyła dłoń do szyi i wtedy przyszła jej do głowy całkiem nowa myśl.
Dezercja. Wyjazd w środku nocy oznaczał, że Charlie zamierzał zdezerterować. Samowolne oddalenie się.
Weszła do pokoiku dziecinnego i przez chwilę stała nieruchomo, niezdecydowana, patrząc na śpiące dziecko otulone różowym kocykiem.
Wciąż jeszcze miała nadzieję, że to jedynie koszmarny sen, może tylko bardziej wyrazisty niż inne. Ale to minie, a ona obudzi się jak zwykle o siódmej rano, nakarmi małą i sama coś przekąsi, poogląda trochę program Today, a potem, kiedy Charlie wróci o ósmej