Wesele. Stanisław Wyspiański

Читать онлайн.
Название Wesele
Автор произведения Stanisław Wyspiański
Жанр Драматургия
Серия
Издательство Драматургия
Год выпуска 0
isbn 978-83-8119-012-1



Скачать книгу

aże dwa roki

      w Japonii; jak była wojna

       DZIENNIKARZ

      ale tu wieś spokojna, —

      niech na całym świecie wojna,

      byle polska wieś zaciszna,

      byle polska wieś spokojna

       CZEPIEC

      Pon się boją we wsi ruchu,

      Pon nos obśmiwajom w duchu. —

      A jak my, to my się rwiemy

      ino do jakiej bijacki.

      Z takich jak my był Głowacki.

      A jak myślę, że panowie

      duza by już mogli mieć,

      ino oni nie chcom chcieć!

      SCENA 2. DZIENNIKARZ, ZOSIA

       DZIENNIKARZ

      Pani to taki kozaczek:

      jak zesiądzie z konika, jest smutny,

       ZOSIA

      A pan zawsze bałamutny

       DZIENNIKARZ

      to nie komplement, to czuję

      i tego bynajmniej nie tłumię

       ZOSIA

      Dobrze, że przynajmniej pan umie

      zmiarkować kiedy uczucie

      a kiedy salonowa zabawka, —

      ale w tym razie

       DZIENNIKARZ

       to sprawka

      pani wdzięku, pani jest bardzo miła,

      pani tak główkę schyliła

       ZOSIA

      Prawda? tak jakbym się dziwiła,

      że mnie tyle honoru spotyka,

      pan redaktor dużego dziennika

      przypatruje się i oczy przymyka

      na mnie, jako na obrazek

       DZIENNIKARZ

      A obrazek malowny, bez skazek,

      farby świeże, naturalne,

      rysunek ogromnie prawdziwy,

      wszystko aż do ram idealne

       ZOSIA

      widzę, znawca osobliwy

       DZIENNIKARZ

      I czemuż pani się gniewa

       ZOSIA

      że pan jak Lohengrin śpiewa

      nademną, jak nad łabędziem,

      że my dla siebie nie będziem

      i pocóż tyle śpiewności?

       DZIENNIKARZ

      oto tak, tak z rozlewności

      towarzyskiej.

      SCENA 3. RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA

       HANECZKA

      ach cioteczko, ciotusieńko!

        RADCZYNI

      co serdeńko?

       HANECZKA

      tamci tańczą, my stoimy;

      chcemy tańczyć także i my

        RADCZYNI

      Może który z panów zechce

       ZOSIA

      z nikim z panów tańczyć nie chce

        RADCZYNI

      potańcujcie trochę same

       ZOSIA

      mybyśmy chciały z drużbami,

      z tymi, co pawiemi piórami

      zamiatają pułap izby

        RADCZYNI

      poszłybyście tam do ciżby

       HANECZKA

      to tak miło, miło w ścisku

        RADCZYNI

      Oni się tam gniotą, tłoczą

      i ni ztąd, ni zowąd naraz

      trzask, prask, biją się po pysku

      to nie dla was

       ZOSIA

      My wrócimy zaraz

        RADCZYNI

      Cóżeś ty tak dziś wesoła

      odgarnij se włosy z czoła.

       ZOSIA

      Raz dokoła, raz dokoła

       HANECZKA

      Ciotusieńka zła okropnie,

      zła okrótnie, – a przelotnie, —

      zaraz buzie pocałuję

        RADCZYNI

      Hanka zawsze swego dopnie, —

      niech się panna wytańcuje

      SCENA 4. RADCZYNI, KLIMINA

       KLIMINA

      Pochwalony, dobry wieczór państwu

        RADCZYNI

      Pochwalony, – gospodyni

       KLIMINA

      tu wsiosko od maleńkości, Klimina,

      po wójcie wdowa

        RADCZYNI

       Radczyni

      jestem z Krakowa

       KLIMINA

       macie syna

        RADCZYNI

      tańcuje tam,

       KLIMINA

       niech się bawi;

      som ta dziwki, niech nie stoją

        RADCZYNI

      jakoś mu nie idzie skoro,

      bo się ino pogapuje

       KLIMINA

      panowie dziwek się boją;

      zaraz która co przyniesie,

      ino roz sie przetańcuje

        RADCZYNI

      wyście sobie, a my sobie.

      Każden sobie rzepkę skrobie

       KLIMINA

      myślałam, pomówię z matusią,

      toby wnuczka kołysała

        RADCZYNI

      a toście