Rebel Fleet Tom 1 Rebelia. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Rebel Fleet Tom 1 Rebelia
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-88-3



Скачать книгу

przyłączysz.

      Cofnęła się w głąb celi, prawie znikając mi z oczu.

      – Podłoga jest nadal zielona – przypomniałem. – Skorzystaj z tego.

      Pozostali również się jej przyglądali. Wszyscy oprócz doktora Changa. On obserwował z bliska swoją rurkę.

      – Chyba się czymś napełnia. Nie widzę którędy.

      Gwen wreszcie opuściła celę. Jej kroki były niemal bezszelestne. Unikała naszego wzroku. Wsunęła rurkę w skałę, a potem cofnęła się, jakby kamień miał zaraz eksplodować.

      Ten jednak, zamiast wybuchać, rozświetlił się zielonkawobiałą poświatą. Wyglądała znajomo. A potem od skały zaczęło ciągnąć chłodem.

      – Tak samo zachowywał się kamień na dnie morza – powiedziałem. – Pewnie wtedy zainfekował mnie sym.

      Pozostali obrzucili mnie przelotnymi spojrzeniami, a potem spod zmrużonych powiek wbili oczy w skałę. Blask szybko zbladł. Potem przez minutę nie działo się nic nadzwyczajnego. Wreszcie Dalton stracił cierp­liwość. Wyciągnął swoją rurkę i otworzył przesuwaną klapkę. Wewnątrz znajdowała się strzykawka.

      Chrząknął z niezadowoleniem.

      – I co ja mam z tym, kurwa, zrobić?

      – Wsadź sobie w dupę – poradził Samson.

      – Jestem lekarzem – przypomniał doktor Chang. – Może pomogę.

      – Cofnij się! – powiedział Dalton. – Nikt mi nie będzie robił zastrzyków. Sam sobie poradzę.

      Wyjął strzykawkę z rurki i wbił sobie w ramię. W tej samej chwili przedmiot zaczął zmieniać kształt.

      – O cholera! Zabierzcie to!

      Strzykawka roztopiła się, skurczyła i w końcu zniknęła.

      – Gdzie ona jest? – zapytał Samson.

      – We mnie. To był podstęp! Ten drań Shaw chyba mnie otruł.

      – To mało prawdopodobne – stwierdził doktor Chang. – Ich technologia znacznie przewyższa naszą.

      – Tak myślisz? – warknął Dalton.

      – To oczywiste. Wydaje mi się, że pokazali ci normalnie wyglądającą strzykawkę po to, żeby poinformować cię, co masz zrobić, czyli umieścić przedmiot przy skórze. A wtedy to coś wniknęło do twojego krwiobiegu.

      – Gadasz bez sensu… ale… ja to w sobie czuję. Coś tam jest. Trochę mi niedobrze.

      Zzieleniał na twarzy. Otworzyłem swoją rurkę i znalazłem tam rolkę bandażu. Owinąłem ją sobie wokół głowy i rany zadanej przez Daltona. Od razu poczułem ulgę. Po chwili bandaż zniknął.

      Samson dostał fiolkę płynu, który zaraz wypił. Doktor Chang znalazł kilka akcesoriów medycznych. Był bardzo zadowolony. Chciał ich użyć, żeby nas zbadać.

      – One są dla ciebie, doktorku – powiedziałem. – Użyj ich na sobie.

      Posłuchał i one również się roztopiły.

      – To nie ma sensu – mruknął, zawiedziony.

      – Może ma, jeśli się jest kosmitą – powiedziała Gwen. – Albo symem, który patrzy na świat ludzkimi oczami.

      Spojrzeliśmy na nią. Wyjęła rurkę i wycofała się z nią za próg celi. Teraz rozumiałem, czemu przeżyła. Podejrzliwością i przebiegłością przewyższała nas wszystkich razem wziętych.

      – Otwórz – poradziłem jej.

      Po chwili wahania posłuchała. Roześmiała się, wyjmując ze środka śliczny, purpurowy kwiat. Hawajska roślina.

      – Skoro kosmici sobie tego życzą, niech im będzie – powiedziała i wsunęła kwiat we włosy. Natychmiast zatopił się w jej skórze, lecząc jej pokrytą guzami głowę.

      Podeszła do mnie nieśmiało.

      – Przepraszam, że próbowałam ci rozbić czaszkę – powiedziała.

      – W porządku. To sprawka syma.

      – Chyba tak. Ale w tamtej chwili naprawdę chciałam cię zabić.

      – Wierzę. A teraz?

      Pokręciła głową.

      – Hej, może zostały ci jeszcze bandaże? Ciągle boli mnie kark i żebra też.

      Przemknąłem wzrokiem po jej boku, w miejscu niezakrytym przez papierową tunikę, która odsłaniała całkiem sporo. Byliśmy prawie nadzy.

      – Cóż, skończyły się – powiedziałem. – Może następnym razem, okej?

      – Pewnie.

      Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Naprawdę była miła czy tylko chciała mnie zmiękczyć przed kolejną rundą? Trudno powiedzieć, ale jeszcze trudniej nie zareagować pozytywnie. Dziewczyna była urocza.

      Kiedy wszyscy wyjęliśmy rurki i zażyliśmy leki, podłoga zmieniła kolor na żółty. Najdziwniejsze, że naprawdę poczułem się lepiej. Jak po kilku przespanych nocach i obfitych posiłkach. Znowu otworzyło mi się prawe oko, które wcześniej zapuchło.

      – Co dalej? – zapytałem.

      – Nie wiem – odpowiedział doktor Chang – ale lepiej wracajmy do cel.

      Gwen już siedziała w swojej, a my zaraz wzięliśmy z niej przykład.

      – Co się dzieje? – zapytałem Samsona i pozostałych.

      – Nie wiem – przyznał wielkolud. – Poprzednio nie dotarliśmy tak daleko.

      – Czemu?

      – Bo się pobiliśmy, właśnie tutaj – powiedział Dalton. – Shaw kazał się pokojowo spotkać, pamiętasz? My złamaliśmy zasady i przywaliliśmy sobie, kiedy podłoga była zielona.

      – No, wszystko spieprzyłeś – warknął Samson. – Wyleczyli nas i już mieliśmy grać dalej, ale wtedy nagle wyrzucili nas do oceanu.

      – Zabiłbym cię, ty mendo, gdyby mi pozwolili!

      – Czekajcie – przerwałem im. – Poprzednio też zaczynaliście na Hawajach, tak?

      – Nie – powiedział Samson. – Mnie wzięli z Jersey.

      – A mnie z Manchesteru – dodał Dalton. – Ale statek wyrzucił nas do morza w pobliżu Hawajów.

      Spochmurniałem. Jeśli przegram i mnie wyrzucą, to w jakim zakątku świata się znajdę?

      – Ale ja nigdy nie widziałem doniesień o porwaniach – powiedziałem. – A ty?

      – Ja też nie – przyznał Dalton. – Tym razem było inaczej. Przyleciało mnóstwo wielkich statków, a nie tylko jeden mały. To poważna sprawa.

      – Myślę, że to ostatnie pojawienie się obcych – stwierdził Samson.

      – A skąd wiesz, ciemna maso?

      Zaczęli się sprzeczać. Chciałem zadać im więcej pytań, na przykład o Shawa, ale nie było czasu.

      Drzwi mojej celi znów się zmaterializowały, izolując mnie od pozostałych. Powróciło wrażenie ruchu. Cela przemieszczała się w górę. Dokąd teraz zmierzałem?

      Serce mi łomotało. Z trudem przełykałem ślinę, a ręka sama zaciskała się na pałce.

      Postanowiłem, że zanim padnę, zadam choć jeden silny cios.

      11