Название | Star Force. Tom 10. Wygnaniec |
---|---|
Автор произведения | B.V. Larson |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65661-82-1 |
I wtedy zobaczyłem, że mój prawy but zapadł się w kopcu ziemi, która rozlała się wokół mojej stopy. Próbowałem skakać, wykręcać się i kopać, ale cholerstwo nie puszczało. Przeciwnie, zaczęło wciągać mnie w siebie jak ruchome piaski.
Mój problem nie leżał w braku siły, tylko w braku punktu podparcia. Jedyne, od czego mogłem się odepchnąć, to ta sama niebezpieczna ziemia. Adrienne chwyciła mnie za barki i próbowała ciągnąć. Stałem jedną stopą na podłożu, a druga była pogrążona w rozrastającej się stercie, która teraz sięgała mi do kostki. Jednak Adrienne nie była na tyle silna ani ciężka, żeby jej wysiłki przyniosły jakikolwiek skutek. Wiedziałem, że jeśli nic nie zrobię, ziemia pochłonie mnie żywcem.
Podjąłem więc decyzję, z której ojciec byłby dumny, decyzję w stylu Riggsów. Sięgnąłem obiema rękami do łydki i odpiąłem zaczepy utrzymujące sztywną część buta, a potem zacząłem wyciągać stopę z kombinezonu. Krzyknąłem do niewielkiego mózgu skafandra:
– Kombinezon, odczep prawy but!
– Nie mogę wykonać polecenia – zaprotestował metaliczny głos. – Nie wykryto atmosfery. Możliwa śmiertelna dekompresja.
– Aktywuj tryb awaryjny i wykonaj polecenie.
– Autoryzacja awaryjna przyjęta.
Inteligentny materiał natychmiast wypłynął z buta i dołączył do reszty kombinezonu. Wokół stopy czułem rosnący ucisk. Musiałem działać szybko, zanim ta szalona ziemia złapie mnie jeszcze mocniej. Szarpnąłem się. Oswobodzona stopa wyskoczyła z buta, a ja upadłem do tyłu.
Nanity w moim ciele natychmiast zabrały się do pracy, ograniczając uszkodzenia i pogrubiając skórę. Próbowałem iść, ale przy każdym kroku podłoże ziębiło mi stopę bardziej niż lód. Tak daleko od centralnej gwiazdy powierzchnia planety była naprawdę zimna – miała pewnie co najmniej minus pięćdziesiąt stopni.
Potykałem się i podskakiwałem na jednej nodze, ale w końcu oddaliliśmy się od zabójczego kopca i okrążyliśmy zepsutego makrosa. Dopiero teraz zrozumiałem, czemu wszystkie roboty były do połowy pogrążone w ziemi. Tutejsze dziwne podłoże pokonało roboty i nas też próbowało pochłonąć.
Ominęliśmy gąszcz popsutych maszyn i odkryliśmy, że tę drogę ucieczki również zagradza nam ziemia. Z każdej strony widzieliśmy kopce, czy może raczej poszarpane pionowe ściany, wysokie na pięć-sześć metrów. Na nasze nieszczęście tutejsza grawitacja wynosiła ponad dwie trzecie standardowego ciążenia, przez co zwykli ludzie mogli zapomnieć o przeskoczeniu przez te mury. Postanowiłem mimo wszystko spróbować.
– Adrienne, posłuchaj uważnie.
– Dobrze – powiedziała, szeroko otwartymi oczami lustrując okrążające nas wolno wały. Oddychała z trudem.
– Widzisz ten kopiec między nami a Chartem? Wrzucę cię na jego szczyt. Albo nawet przerzucę cię na drugą stronę, jeśli się uda. Możesz mieć twarde lądowanie, ale nie wolno ci się zatrzymywać. Musisz biec, żeby to coś się nie złapało, dobrze?
– Jako to „wrzucisz mnie”?
– Jestem znanityzowany. I nie tylko. Wyjaśnię ci później, w każdym razie dam radę.
Przynajmniej nie protestowała.
– W porządku. Jestem gotowa.
– Przestaw kombinezon na tryb amortyzacji wstrząsów, a potem, gdy tylko wstaniesz po upadku, przełącz się na tryb wspomagania ruchów.
Choć standardowe kombinezony lotnicze nie mogły się równać z pancerzami bojowymi, dysponowały kilkoma ciekawymi funkcjami, zwłaszcza droższe modele.
– Załatwione – powiedziała po chwili. – Zaprogramowałam skafander.
– No to zaczynamy.
Kopce sunęły w naszą stronę niczym buldożery, łącząc się ze sobą i tworząc wokół nas coś w rodzaju zagrody. Chwyciłem Adrienne za kołnierz oraz pasek, podniosłem ją jak dziecko i wziąłem krótki rozbieg, po czym posłałem ją wysoko w górę. Kiedy leciała, skoczyłem za nią.
W tej sekundzie dotarły do mnie dwie ewentualności i obie były niebezpieczne. Po pierwsze, mogła wylądować na szczycie kopca i natychmiast się zapaść. Po drugie, mogła przelecieć nad pagórkiem, nawet go nie muskając, i z impetem rąbnąć w zamarznięte podłoże. Liczyłem na opcję numer dwa, bo parę złamanych kości da się naprawić.
Niestety, moja nadzieja okazała się płonna.
Gdy spadłem na szczyt kopca, dziewczyna już się zapadała. Substancja lepiła się do niej jak żywy karmel. Wylądowałem i znów ją chwyciłem. Wyrwałem ją z objęć ziemi i rzuciłem w dół zbocza, na nieożywione podłoże. Czymkolwiek była atakująca nas substancja, nie znajdowała się wszędzie i przemieszczała się z ograniczoną szybkością, więc miałem nadzieję, że przez parę sekund dziewczyna będzie bezpieczna.
Niemal straciłem czucie w prawej stopie i tylko palące igiełki bólu przypominały mi, że wciąż ją mam i że nanity próbują naprawiać odmrożone tkanki. Zignorowałem te odczucia i popędziłem za Adrienne. Miałem wrażenie, że biegnę przez głębokie błoto. Ziemia lgnęła do nóg, ale ja przebierałem nimi jak szaleniec i brnąłem naprzód, wrzeszcząc z wysiłku. Mogłem liczyć tylko na swoją szybkość i siłę, więc wykorzystywałem te atuty w stu procentach.
Gdy dotarłem na stabilny grunt, zastałem Adrienne na wpół przytomną. Podniosłem ją i przerzuciłem sobie przez ramię.
– Kombinezon, utwórz tymczasowy prawy but, żeby chronić moją stopę.
– Wykonuję.
Inteligentny metal oblał moją skórę, a ja odkuśtykałem niezgrabnie z dala od kopców, które teraz wędrowały w przypadkowych kierunkach, jakby zgubiły nasz trop. Czułem rozchodzące się po podłożu wibracje, które towarzyszyły ich ruchom.
– Marvin – odezwałem się przez radio. – Marvin, odpowiedz.
Cisza.
Po chwili konsternacji przypomniałem sobie, że zakazałem mu transmisji. Przeklęty robot musiał wybrać akurat ten moment na bycie posłusznym. Postanowiłem skontaktować się bezpośrednio ze statkiem.
– Chart, otwórz śluzę i startuj, gdy tylko oboje znajdziemy się w środku. Ta ziemia próbuje nas połknąć.
– Polecenie przyjęte. Mam aktywować laser?
– Nie – wydyszałem, dźwigając kołyszącą się na moim barku Adrienne. Niestety, wokół statku również tworzyły się zmarszczki półpłynnej ziemi, a podwozie najwyraźniej zaczynało się zapadać.
– Chart, to coś próbuje unieruchomić statek. Wznieś się o metr na samych repulsorach. Spróbuj się wyswobodzić.
– Polecenie przyjęte.
Dotarliśmy do statku. Wrzuciłem Adrienne do śluzy i wskoczyłem za nią. Spód jachtu oderwał się wprawdzie od podłoża, ale podwozie nadal tkwiło w ziemi, która wspinała się po nim, usiłując pociągnąć statek w dół. Miałem nadzieję, że Chart, ze swoimi ogromnymi silnikami i korzystnym stosunkiem mocy do masy, zdoła się uwolnić.
Wcisnąłem przycisk awaryjnego trybu pracy śluzy, żeby przyspieszyć cykl. Rozległ się syk gazów. Wrzasnąłem do radia:
– Startuj, już! Weszliśmy!
Poczułem, jak statek przechyla się i szarpie. Dał się