Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Star Force. Tom 10. Wygnaniec
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-82-1



Скачать книгу

zdołam nawiązać z nimi relacje dyplomatyczne, poznać los tutejszych makrosów i otworzyć prowadzący do domu szlak handlowy, mogę zostać baronetem, może nawet wicehrabią.

      Choć Ziemia była obecnie zjednoczona pod rządami jednego systemu federalnego, tytuły feudalne przeżywały w Wielkiej Brytanii renesans. Przyznawano je bohaterom narodowym jako nagrody i symbole statusu. Tytuł niewiele oznaczał w praktyce, ale stanowił powód do dumy. Tato mówił, że skoro wszyscy żyją w pokoju i dostatku, takie symbole to kolejny sposób na pokazanie, że jest się lepszym od innych. Sir Williamowi najwyraźniej nie wystarczała rodzinna fortuna i chciał się jeszcze dochrapać awansu społecznego.

      – Mam nadzieję, że tak się stanie, sir – powiedziałem. Jeśli o mnie chodzi, mogli go nawet koronować na króla.

      – Daj znać, kiedy twój program przetłumaczy fragment transmisji obcych – powiedział Turnbull. – Do tego czasu pozwolę naukowcom dłubać przy pierścieniu. A jeśli chcesz się na coś przydać, Riggs, wyląduj na tej jałowej planecie i rozejrzyj się. Tylko niech mojej bratanicy włos z głowy nie spadnie, rozumiemy się? Nie sprawiaj niepotrzebnie kłopotów. Bez odbioru.

      Nie podobała mi się bezceremonialność Turnbulla, choć musiałem mu przyznać trochę racji. Spojrzałem na Marvina. Odwrócił wszystkie kamery, z wyjątkiem jednej, która spoglądała mniej więcej w moim kierunku. Nie odzywał się, ale wydawał jakiś pomruk – i nie było to elektryczne buczenie. Brzmiało tak, jakby cichutko coś sobie nucił. Ledwo go słyszałem. Może w ten sposób wyrażał zadowolenie albo skupienie? A może próbował mi dokuczyć?

      Marvin sprawiał, że każdego nachodziły wątpliwości.

      Westchnąłem.

      – Zatem Turnbull na odczepnego zlecił mi zbadanie jakiejś martwej planety. Zwyczajnie mnie zbył.

      – A mnie w ten sposób chroni przed tamtą eskadrą obcych – zauważyła rozsądnie Adrienne.

      – Może. Z drugiej strony, jeśli to są makrosy, nawet wyłączone… – Odwróciłem się w stronę robota. – Marvin, jeśli tam są makrosy, nawet nie myśl o podłączeniu się do ich systemów bez wyraźnej zgody. – Przed oczami miałem przerażającą wizję, w której Marvin w ramach eksperymentu uruchamia uśpione instalacje wrogich maszyn.

      Jacht wyposażono w wielozadaniowy laser. Nadawał się do pobierania próbek skał, niszczenia nadlatujących meteroidów i zabijania dużych zwierząt podczas lądowania na powierzchni, ale byłem cholernie pewny, że nic by nie wskórał przeciwko makrosom.

      – Polecenie przyjęte.

      – Robisz postępy w pracy nad tłumaczeniem?

      – Tak. Spodziewam się, że w ciągu sześciu godzin osiągnę sensowny poziom biegłości w piśmie. Symulacja mowy może zająć kilka dni z uwagi na niuanse brzmień języka mówionego.

      Sprawdziłem odliczający pozostały czas licznik, który Adrienne umieściła w rogu holowyświetlacza.

      – A za jakieś cztery i pół godziny, kiedy przylecą kosmici?

      – Nie sposób tego przewidzieć. Tłumaczenie nie przebiega linearnie. Przypomina raczej dekodowanie strumieni niezrozumiałych danych albo, jeśli wolisz, „łamanie szyfru”. Często odbywa się skokowo, dzięki przypadkowym przełomom.

      – Chcesz powiedzieć, że musi ci się poszczęścić?

      – Chyba to właśnie powiedziałem.

      Pokręciłem głową.

      – No to się pospiesz. Kiedy wrócimy do pierścienia, nie będzie odwrotu. Przetłumaczysz transmisję tak, jak będziesz umiał, i miejmy nadzieję, że nie dojdzie do spięcia między naszymi gatunkami.

      – Ta rozmowa pochłania moc obliczeniową.

      To, rzecz jasna, znaczyło, że mam się zamknąć i dać mu w spokoju pracować. Odsunąłem się więc i dołączyłem do Adrienne przy holowyświetlaczu, który teraz pokazywał nadlatujących obcych po jednej stronie, pierścień z Nieustraszonym pośrodku, a na przeciwnym końcu Charta zmierzającego do jałowej planety. Wszystkie symbole znajdowały się mniej więcej w tej samej linii, co centralna gwiazda układu.

      – Zabawne. Właśnie zauważyłem, że obcy specjalnie ukrywają się na tle tarczy słonecznej, całkiem jak podchodzący do ataku piloci myśliwców w dawnych czasach – powiedziałem. – Ciekawe, czy to coś znaczy.

      – Może zwyczajnie są ostrożni – zasugerowała.

      – Albo przywykli do walki.

      – Może, ale niekoniecznie. Siły Gwiezdne nie miały prawdziwego wroga od dwudziestu lat, a mimo to wciąż umiemy walczyć. Czy my na ich miejscu nie chcielibyśmy zapewnić sobie przewagi przy kontakcie z niezidentyfikowanym okrętem kosmitów?

      Trafny argument. Dopóki nie otworzyli ognia, niczego nie wiedzieliśmy na pewno o ich zamiarach.

      – No dobrze. Twój stryj chyba sądzi, że nie ma powodu do obaw, jednak musimy być ostrożni. Marvin, obserwuj pasywne czujniki i melduj wszystko, co wyda ci się podejrzane. Chart, wyłącz aktywne sensory i ogranicz wszystkie emisje do minimum. Adrienne, wysuń laser i bądź gotowa do strzału. Na pewno nie chcesz się znanityzować?

      – Już ci mówiłam, że nie. Nic mi nie będzie – powiedziała z irytacją. Ignorując złe przeczucia, dwukrotnie sprawdziłem, czy jesteśmy gotowi, a potem obniżyłem lot.

      Wkrótce lecieliśmy wolno nad powierzchnią martwego świata. Szybko odkryliśmy setki zniszczonych instalacji, które zostawiły po sobie makrosy. Rzucały się w oczy, niczym srebrzyste wrzody na brązowej tkance ziemi. Wybrałem jeden na chybił trafił i zbliżyłem się. Zatoczyliśmy po okolicy niespiesznie koło, lecąc na samych repulsorach.

      – Tam w dole jest krater, a w środku cała masa szczątków. Schodzę niżej.

      Przelecieliśmy nad krawędzią i naszym oczom ukazały się porozrzucane, zniszczone makrosy, do połowy zagrzebane w ziemi. Nie umiałem stwierdzić, czy w momencie dezaktywacji akurat się zakopywały, odkopywały, czy może przykryła je ziemia wyrzucona w górę przez eksplozje.

      – Makrosy jak żywe – zachwyciła się Adrienne. Z każdą chwilą coraz bardziej brzmiała jak siostra. Była odważniejsza, niż podejrzewałem.

      – Wykryto sprzeczność – powiedział Marvin. – Te makrosy uległy dezaktywacji.

      – Myślałem, że jesteś pochłonięty pracą nad tłumaczeniem.

      – Nie jestem ślepy. – Zademonstrował ten fakt, wymachując kamerami.

      – Jesteś, kiedy ci to pasuje – skwitowałem.

      A potem zwróciłem się do Adrienne:

      – Marvin ma jednak trochę racji. Czy na powierzchni cokolwiek żyje? Czy z bliska wykrywamy jakieś sygnatury energetyczne albo oznaki życia?

      Adrienne przez chwilę regulowała holowyświetlacz.

      – Niczego takiego nie widzę.

      – Wylądujmy i przyjrzyjmy się z bliska.

      – Chyba lepiej trzymać się na dystans.

      – No weź, gdzie twoja chęć przygody? – Chciałem, żeby to zabrzmiało żartobliwie, ale do mojego tonu zakradła się nutka wyrzutu.

      Twarz Adrienne pociemniała.

      – Chcesz, żebym ja też przez ciebie zginęła?

      Oniemiałem. Musiałem się przytrzymać fotela, żeby nie porwała mnie świeża fala emocji: wstydu za kryjące się w jej słowach ziarenko prawdy, gniewu za to, że w taki sposób wykorzystała przeciwko mnie Olivię, oraz poczucia niesprawiedliwości, bo jej