Название | Star Force. Tom 6. Imperium |
---|---|
Автор произведения | B.V. Larson |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65661-40-1 |
Tytuł oryginału: Star Force Series #6. Empire
Copyright © 2013 by Iron Tower Press, Inc.
All rights reserved
Projekt okładki: Tomasz Maroński
Redakcja: Rafał Dębski
Korekta: Agnieszka Pawlikowska
Skład i łamanie: Ewa Jurecka
Opracowanie wersji elektronicznej:
Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Utwór niniejszy jest dziełem ficyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
Wydawca:
Drageus Publishing House Sp. z o.o.
ul. Kopernika 5/L6
00-367 Warszawa
e-mail: [email protected] www.drageus.com
ISBN EPUB: 978-83-65661-40-1
ISBN MOBI: 978-83-65661-41-8
Rozdział 1
Stałem na mostku stacji bojowej i wpatrywałem się w sferę pełną fotoreaktywnych nanitów. Nazywaliśmy ten system obrazowania trójwymiarowego „holotankiem”. Trochę zajęło przyzwyczajenie się do niego, ale na pewno lepiej przedstawiał bitwy kosmiczne niż nasze dawne stoły z ekranami. Podstawę jednostki otaczały konsole z płaskimi ekranami dotykowymi. Położyłem palce na konsoli i obraz w holotanku zmienił się, pokazując dane z całego układu Edenu.
Podobnie jak w innych układach gwiezdnych, i tutaj znajdowały się dwa pierścienie. Były to masywne, zbudowane przez obcych portale międzygwiezdne. Większość z nich została zlokalizowana w przestrzeni kosmicznej, na stałych orbitach. Miały całe kilometry średnicy i z tego, co było nam wiadomo, zbudowano je z materii gwiezdnej. Okręt przelatujący przez pierścień natychmiast przenosił się w inne miejsce, zwykle w innym układzie gwiezdnym.
Nie wiedzieliśmy, kto stworzył te niesamowite struktury, ale stanowiły one jedyną dostępną metodę podróży międzygwiezdnych. Nasze okręty nie były dość szybkie, by pokonywać takie przestrzenie. Zajęłoby im to wiele lat.
Pierścienie łączyły ze sobą długi łańcuch układów. Jedno z jego ogniw stanowiła Ziemia, kolejne – Bellatrix. Po tej stronie łańcucha odkryliśmy poza Edenem tylko jeden układ, który nazwałem Thor. Łącznie odwiedziliśmy ich sześć.
Stacja bojowa, na której pokładzie się znajdowałem, była jedyna w swoim rodzaju. Zbudowałem ją bardzo blisko jednego z pierścieni, aby ochronić układ Edenu przed inwazją. Jak zamek na przełęczy, strzegła go przed intruzami, skupiając wszystkie siły obronne na jednym małym punkcie wejścia. Zarówno stacja, jak i pierścień orbitowały wokół Helu –
najzimniejszej, najdalszej od słońca planety w układzie. Po drugiej stronie znajdował się układ Thora, zamieszkany przez niezbyt przyjazny gatunek Skorupiaków. Nie wiedzieliśmy, dokąd dalej prowadzi łańcuch. Podejrzewałem, że połączonych nim gwiazd jest o wiele więcej, a wokół każdej orbitują obce światy.
Holotank rutynowo pokazywał lokalną sytuację taktyczną. Znów przełączyłem konsole, zmieniając obraz. Pojawiły się zielone światełka lecące przez kosmos. Symbolizowały moje okręty, rozrzucone wokół gwiazdy Edenu. Większości z nich kazałem pilnować drugiego pierścienia, który pośrednio prowadził do Ziemi.
Nie potrzebowałem okrętów tutaj, przy pierścieniu połączonym z Thorem. Wystarczyła stacja bojowa, której zbudowanie wymagało sporego wysiłku. Nie została jeszcze ukończona i nie miałem dość ludzi, by ją w pełni obsadzić, ale już stanowiła fortyfikację. Nikt nie mógł przelecieć przez portal, nie mając do czynienia z tym pogranicznym monstrum.
Spędziłem godzinę na czytaniu raportów i określaniu tras patroli. Nie działo się nic szczególnego. Opuściłem centrum dowodzenia, szedłem długimi, niosącymi pogłos korytarzami. Stacja bojowa była wielkości drapacza chmur i jeżyła się od broni. Niepokoiło mnie trochę, że być może wpakowałem zbyt wiele zasobów w ten fort i zaniedbałem flotę. To była elementarna luka w mojej strategii. Wystarczy spytać każdego dowódcę wojennego, a ten odpowie, że potrzebne są floty, nie tylko forty. Fortyfikacje były tanie i potężne, ale nie mogły ruszyć naprzeciw wroga. Jeśli Ziemia zostanie zaatakowana, a Crow będzie błagał mnie o pomoc, ta monstrualna stacja kosmiczna może okazać się kolosalnym marnotrawstwem. Jeśli okaże się, że zbudowałem ją w złym miejscu, nie uratuje ani jednego ludzkiego życia.
Podszedłem do wielkiego okna obserwacyjnego po słonecznej stronie. Odsunięto osłony i widziałem gwiazdy gołym okiem. Wpatrywałem się w surowe piękno przestrzeni kosmicznej. Poza stacją widać było tysiące świetlnych punkcików. Tak daleko od słońca klasy G gwiazdy świeciły intensywnie na tle absolutnej czerni.
Buty stukały o metalową podłogę. Podszedłem do wielkiego okna. Stała tam Sandra, niemal przyciśnięta do mroźnej kwarcowej powierzchni. Przypominała mi domowego kota, wyglądającego przez okno na świat.
– Wiedziałem, że cię tu znajdę.
– Wiedziałam, że przyjdziesz mnie szukać. – Rzuciła mi uśmiech przez ramię. Następnie odwróciła się w stronę kosmicznej otchłani, która obracała się na naszych oczach.
– Myślę, że na razie powinniśmy dać sobie spokój ze stacją i wrócić na planety, przekierować produkcję fabryk na mobilne systemy obronne.
– Okręty?
– Tak.
Stanąłem obok niej przy oknie. Nie ruszała się, wciąż wpatrzona w gwiazdy.
– Czasami je widzę – powiedziała. – Moje oczy nie są już normalne. Widzę, gdy coś tam się rusza, kiedy jeden z naszych okrętów zasłania którąś z gwiazd.
Milczałem. To, co mówiła, nie powinno być możliwe. Okręty były za daleko, zbyt małe w stosunku do gwiazd. Może zauważyłby to specjalny teleskop. Ale nikt, nawet sama Sandra, nie rozumiał możliwości jej nowego ciała. Była częściowo człowiekiem, częściowo nanitowym superżołnierzem, a częściowo czymś innym. Zmieniła ją wymarła kolonia mikrobów. Była jedyna w swoim rodzaju. Sam pod nadzorem Marvina odbyłem kąpiele w mikrobach, ale wtedy działały jedynie punktowo i pod kontrolą. Sandrę zmieniły same, eksperymentując na jej ciele.
– Myślałem, że gdy sam przez to przeszedłem, staliśmy się sobie bliżsi. Prawda?
Teraz na mnie spojrzała. Wydawała się zakłopotana.
– Po to to zrobiłeś? Nie, żeby być pierwszym człowiekiem, który zaryzykuje życie, lądując na gazowym olbrzymie?
W zasadzie to nie wylądowałem na gazowym olbrzymie, o ile w ogóle to możliwe. Jedynie zanurzyłem się kilka tysięcy kilometrów w głąb gęstej atmosfery. Spotkałem tam Niebieskich i rozmawiałem z nimi w ich naturalnym środowisku. A co ważniejsze, przeżyłem.
Kwestia zmian w jej i moim ciele była nieco drażliwym tematem, więc postanowiłem go zmienić. Znów skierowałem uwagę na zewnętrzną scenerię. Wiedziałem, że moje okręty gdzieś tam są, ciemne i nie do zauważenia gołym okiem między przypominającymi klejnoty gwiazdami. Przegrupowałem je, kiedy wygoniliśmy makrosy z układu. Jeden okręt patrolował każdą z zamieszkałych planet, a pozostałe krążyły wokół drugiego pierścienia.
– Jak myślisz, co się dzieje na Ziemi? – spytałem.
–