Star Force. Tom 7. Unicestwienie. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Star Force. Tom 7. Unicestwienie
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-64-7



Скачать книгу

ostrożnie.

      Sandra skupiła uwagę na holowyświetlaczu w centrum pomieszczenia. Wyciągnęła rękę i stuknęła w panel sterujący. Ukazał się szczegółowy, trójwymiarowy obraz rodzimego układu planetarnego Skorupiaków, który znajdował się o jeden skok od Edenu. Ich gwiazdę typu widmowego F nazwaliśmy Thor.

      W sumie odkryliśmy sześć połączonych ze sobą układów. Thor znajdował się na naszym końcu łańcucha systemów gwiezdnych i był ostatnim, który odkryliśmy za Edenem.

      Układ planetarny wokół gwiazdy Thor składał się z trzech gazowych olbrzymów oraz masy innych, pozbawionych atmosfery światów. Centralne gwiazdy goniły się po ciasnych orbitach: biała gwiazda typu widmowego F oraz maleńki czerwony karzeł. Mniejsze ze słońc otrzymało imię Loki.

      Swoich najbliższych, wrogo nastawionych sąsiadów nazwaliśmy Skorupiakami, ale w rzeczywistości przypominały homary o rozmiarach człowieka. Pochodziły z trzech oceanicznych księżyców okrążających gazowego olbrzyma położonego najbliżej centrum układu.

      – Co jeszcze napisali w raporcie? – zapytała Sandra. – Czy okręty makrosów weszły na orbitę ich światów?

      – Nie.

      – Nie widać śladów konfliktu? Więc jakie mogą mieć kłopoty?

      – Takie, których nie widać z kosmosu – odparłem. – Ale czujniki zarejestrowały coś dziwnego na ich księżycach, w szczególności na Yale. Nagłe skoki aktywności sejsmicznej; niewykluczone, że to eksplozje. A ich oceany... Rośnie temperatura wody. W ciągu ostatnich kilku dni wzrosła o jeden i jedną dziesiątą stopnia.

      – Jeden stopień? – zapytała Sandra. – Wielkie mi halo.

      Zacząłem przechadzać się niespokojnie.

      – W ostatnich latach nauczyłem się trochę o klimacie i geologii – powiedziałem. – Zmiana o jeden stopień przy tak ogromnej objętości wody i w tak krótkim czasie jest bardzo znacząca. Oznacza to tyle, że została uwolniona potężna ilość energii.

      Sandra zrobiła zbliżenie na gazowego olbrzyma, który dominował na niebie oglądanym przez każdego Skorupiaka. Miał niebieskawy kolor, jak Neptun w Układzie Słonecznym. O ile nam wiadomo, sam gazowy olbrzym nie był zamieszkany, ale znajdował się w strefie, gdzie mogła występować woda w stanie ciekłym. Planetę okrążało kilka oceanicznych księżyców, które stanowiły dom dla Skorupiaków. Każdy z nich miał rozmiary porównywalne z Ziemią, a ich powierzchnię pokrywały oceany.

      Wpatrywaliśmy się w układ planetarny na holowyświetlaczu. Wiedziałem, że Sandrze chodzi po głowie ta sama myśl, co mnie: „Co tam się, do cholery, dzieje?”.

      – Zabierzesz nas tam – powiedziała. – Zaryzykujesz życie członków Sił Gwiezdnych, żeby uratować Skorupiaki, prawda?

      – Tak – przyznałem. – Chyba tak zrobię.

      – Oni na to nie zasługują, Kyle.

      – Pewnie masz rację. Ale muszę spróbować zawrzeć z nimi pokój.

      Sandra wymamrotała coś jeszcze, ale nie zrozumiałem. Zdążyłem już opuścić ciepłe centrum dowodzenia i wyjść z powrotem na mury. Zbliżała się północ, więc mroźny wiatr przybierał na sile. Przyjemnie było poczuć go na skórze.

      Zamiast spoglądać w dół na otulone nocą wierzchołki drzew, podniosłem oczy do nieba. Nade mną wisiały kropelki ognia, które nazywamy gwiazdami. Tej nocy wydały mi się lodowate – tak właśnie musieli widzieć je moi przodkowie. Były niczym wpatrzone w nas oczy tysięcy bogów.

      Wiedziałem, że coś się dzieje tam w górze, ale nie miałem pojęcia, jakie plany co do mnie mieli ci bezduszni, lśniący bogowie.

      Rozdział 2

      Opuściliśmy Eden-8 tuż przed świtem. Wsiedliśmy z Sandrą na pokład niszczyciela. Okręt szybko wzbił się w niebo i pomknął ku zewnętrznym rubieżom układu, gdzie stacja Weltera okrążała najzimniejszą skałę w systemie gwiezdnym.

      Po drodze co kilka godzin sprawdzałem, czy nie pojawiły się informacje o dalszym rozwoju wydarzeń, bo jakiekolwiek wieści z Thora byłyby mile widziane. Nic jednak nie nadeszło, żadne nowe dane z czujników, okrętów zwiadowczych, sond szpiegowskich ani od samych Skorupiaków. Jedyne mierzalne dane, jakie otrzymałem, to złowróżbny szczegół: temperatura oceanów księżyca Yale wzrosła o kolejną jedną dziesiątą stopnia. Ten fakt, choć niepokojący, niczego nie wyjaśniał.

      W czasie długiej podróży do stacji bojowej nie dane nam było się wyspać. Zarówno ja, jak i moi oficerowie wbrew sobie snuliśmy ponure scenariusze. Czy to mogła być katastrofa naturalna? Aktywność wulkaniczna? Jakaś wojna domowa? Zwyczajnie nie mieliśmy pojęcia.

      Na ostatnim etapie podróży zbliżyliśmy się do stacji i rozpoczęliśmy ostre hamowanie. Przez kilka długich godzin niszczyciel dygotał, utrzymując stałe i dokuczliwe cztery g ciągu hamującego. Tak właśnie wyglądały loty kosmiczne dla weteranów Sił Gwiezdnych: niekończące się serie przeciążeń, najpierw gdy rozpędzaliśmy się do szybkości docelowej, a potem kiedy zawracaliśmy okręt i hamowaliśmy równie ostro, aby podejść do dokowania, nie taranując hangaru.

      Miałem mnóstwo czasu na odtworzenie w głowie wszystkiego, co wiedzieliśmy, ale posiadałem zbyt mało informacji, żeby opracować plan działania. W związku z tym skupiłem się na rzeczach, które mogłem zrobić, czyli umacnianiu własnej obrony.

      Czułem się jak paranoik i miałem ku temu dobre powody. Kiedy ostatnim razem Skorupiaki wysłały nam enigmatyczną wiadomość, wraz z nią przybył statek z emisariuszem. Przebywająca na pokładzie ambasadorka wysadziła się w powietrze, a impuls elektromagnetyczny zaburzył działanie mojej stacji bojowej i omal jej nie sparaliżował. Gdyby okazało się, że Skorupiaki są uwikłane w jakiś nowy konflikt, musiałem przede wszystkim zatroszczyć się o bezpieczeństwo na własnym podwórku.

      Rozpocząłem więc przegląd naszych sił obronnych, po raz dziesiąty od opuszczenia Warowni Cienia. Na szczęście do układu Eden można było dostać się tylko w dwóch miejscach, przynajmniej według naszej wiedzy. Istniały dwa pierścienie łączące go z innymi układami. Każdy z pierścieni umożliwiał natychmiastowy przeskok do innego systemu gwiezdnego.

      Jedna ze ścieżek prowadziła do układu Heliosa, zajmowanego i patrolowanego przez naszych sojuszników, Robale. Za Heliosem, kilka ogniw łańcucha dalej, znajdował się Układ Słoneczny. Niestety, aktualnie nie mogliśmy uznać Ziemi za przyjazną.

      Jednak Robale i kilka innych układów służyło nam za bufor bezpieczeństwa, więc nie spodziewałem się nagłego ataku z tamtego kierunku. Po przeciwnej stronie znajdował się tylko jeden znany system gwiezdny: Thor. Moim zdaniem stanowił on o wiele większe zagrożenie niż Ziemia. Gdyby nieprzyjaciel zaszedł nas od tej flanki, dowiedzielibyśmy się o tym co najwyżej dzień lub dwa przed atakiem.

      Wiedzieliśmy, że istnieje co najmniej jeden pierścień łączący układ Thora z jakimś miejscem należącym do makrosów. Maszyny wielokrotnie atakowały nas, przylatując przez ten właśnie portal.

      Uznawszy układ Thora oraz znajdujące się dalej floty makrosów za większe zagrożenie, zbudowałem na granicy stację bojową, tuż przy pierścieniu łączącym Eden z Thorem. Była ona znana jako stacja Weltera i przetrwała pierwsze bitwy, choć z trudem. Od jej powstania zmieniło się wiele rzeczy. Obecnie miała monstrualne rozmiary, stała się fortecą pełną personelu Sił Gwiezdnych. Uchodźcy z Ziemi podjęli się obsadzenia stacji ponadtysięczną załogą, zgodnie z pierwotnym założeniem.

      – Jest ogromna, pułkowniku – powiedział komodor Miklos, gdy stacja znalazła się w zasięgu optyki. Ton jego głosu sugerował, że stacja bojowa