Название | Star Force. Tom 4. Podbój |
---|---|
Автор произведения | B.V. Larson |
Жанр | Зарубежная фантастика |
Серия | |
Издательство | Зарубежная фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-65661-31-9 |
Spojrzała na mnie poirytowana.
– Nie czytam. Przecież wiesz.
– W takim razie blogi.
– Artykuły. Czytam artykuły. Mam być niedouczoną kurą domową?
– Dawno już porzuciłem tę nadzieję.
– W porządku. – Nachyliła się w moją stronę. – Masz osobowość typu A. Wiedziałeś o tym?
– Samiec alfa to ja – przyznałem. Miałem ochotę ją pocałować, ale chyba nie był to najlepszy moment.
– To nie wszystko. Jesteś także ryzykantem. Zawadiaką. Czytałam o tym. Kobiety przyciąga ten typ ludzi, ponieważ czują, że będą bezpieczne. Jednak później, kiedy się zaangażują, przestaje im się to podobać. Wkurzają się o wszystko, co kiedyś im się tak podobało. Dziwne, prawda?
– Jak dla mnie, niesprawiedliwe – powiedziałem. Nie podobał mi się kierunek tej rozmowy. Czyżby Sandra chciała wycofać się ze związku?
Wyczuła, o czym pomyślałem, i dotknęła dłonią mojego nadgarstka.
– Nie martw się. Nie zmieniam zdania na jakikolwiek temat. Chciałam tylko poczytać o nas, o naszym związku.
Westchnąłem i spróbowałem się uspokoić. Nie chciałem stracić Sandry. A już szczególnie z powodu jakichś bzdur, które gdzieś wyczytała.
– Staram ci się po prostu powiedzieć, że nie chcę, abyś ponosił niepotrzebne ryzyko. Nie tym razem. Poświęciłeś dla tego świata całe swoje życie, a w zamian dostałeś bardzo niewiele.
– No nie wiem. – Wskazałem puste talerze. – Jedzenie jest całkiem dobre.
– Przestań się wygłupiać – rzuciła. – Nie chcę, żebyś tam leciał i zginął. Możesz zginąć. Wiesz o tym, prawda?
– Tak, oczywiście.
– A więc obiecaj mi. Obiecaj, że nie będziesz próbował dać się zabić.
– Posłuchaj – powiedziałem i przerwałem. W jaki sposób mógłbym delikatnie powiedzieć jej, że i tak zrobię to, czego wymagać będzie sytuacja? – Tu nie chodzi o moje ego czy osobowość. Prowadzę Ziemię na wojnę. Temu musi towarzyszyć ryzyko. Spójrz w moje akta. Zrobiłem kilka nieprawdopodobnych rzeczy, a nadal tu siedzę w jednym kawałku. Musisz mi zaufać.
Sandra spojrzała na mnie. Z wyrazu jej przymrużonych oczu wnioskowałem, że w tej materii jej zaufanie do mnie było bardzo ograniczone.
– Muszę spróbować – powiedziała. – Chodźmy stąd. Chcę się kochać, zanim przylecą obcy i wszystkich nas pozabijają.
– W porządku.
Poszliśmy do naszej kwatery, czyli niezbyt reprezentacyjnego, ale prywatnego bungalowu, i tam kochaliśmy się. Cieszyłem się, że nikt nie mieszkał z nami przez ścianę, bo mógłby mieć pretensje. Tym razem połamaliśmy kanapę i stolik do kawy. Oboje byliśmy mocno podrapani, ale dzięki nanitom ledwo to zauważaliśmy.
Sandra otworzyła butelkę whiskey, lecz odmówiłem.
– Nic tak mocnego. Muszę być w formie na wypadek, gdyby przylecieli.
Nie musiała pytać, o kogo chodzi. Odstawiła trunek na lepsze czasy i sięgnęła po piwo. Także w wielkiej dawce. Była to jakaś mieszanka, coś takiego, czego używa się przy całonocnych konwersacjach. Piliśmy razem i śmialiśmy się, rozmawiając o miłych rzeczach.
Leżałem pod dziwnym kątem na połamanej kanapie, kiedy nadeszło wezwanie. Sandra znajdowała się na mnie. Pomimo jej siły i sprawności nie wydawało się, żeby ważyła więcej niż kot.
Chwyciłem słuchawkę i przycisnąłem do ucha, nie otwierając oczu.
– Coś tu jest, sir – zabrzęczał w moim uchu pułkownik Barrera.
Czy ten człowiek kiedykolwiek spał? Była czwarta nad ranem.
– Znaczy gdzie? – spytałem.
– Przy powierzchni Wenus.
Podniosłem się z kanapy. Ciało Sandry poleciało na bok. Wiedziałem, że jest zbyt twarda, by coś jej się stało. Zakopała się z powrotem w pościel, mrucząc pod nosem jakieś protesty.
– Okręt? – spytałem, polując na buty. – Okręt makrosów?
– Nie, sir. Myślę, że to jeden z naszych.
Rozdział 5
Do budynku dowództwa dotarłem trzy minuty później. W korytarzach i na schodach ludzie ustępowali z drogi przed moim szaleńczym pędem. Nie wszystkim się to jednak udało, kilkoro z nich solidnie potrąciłem. Dobrze, że posiadali w ciałach nanity.
Dopadłem drzwi i gwałtownie je otworzyłem. Towarzyszył temu huk porównywalny z wybuchem. Nie dbałem o to. Jeśli mahoń się połamał, zastąpię go stalą albo jeszcze lepiej – nanitami.
Pułkownik Barrera stał samotnie przy stole. Nie podniósł wzroku, kiedy wpadłem.
– Kontakt znajduje się tutaj. – Wskazał. – Bardzo blisko pierścienia.
Zobaczyłem złotożółty zbiór pikseli na ekranie. Nie posiadał rzędu identyfikujących go liter. Dwie z naszych jednostek podeszły blisko, weszły w górną warstwę chmur z kwasu siarkowego. Znajdowałem się w tych chmurach i wiedziałem, że to nic przyjemnego, ale piloci postanowili zdobyć tak wiele informacji, jak to tylko możliwe. Byłem z nich dumny. Znali ryzyko, ale je podjęli.
– Jakiś kontakt radiowy?
– Jeszcze nie próbowali. Wykryli to na sensorach i najpierw zameldowali do nas.
Kiwnąłem głową.
– Proszę mnie skontaktować z nieznanym obiektem – nakazałem. – Nasze maszyny mogą robić za przekaźniki. Powinniśmy być w stanie otworzyć kanał aż do powierzchni planety.
Barrera zabrał się do pracy. Zajęło mu to więcej czasu niż major Sarin.
– Gdzie jest major? – spytałem.
– Wstaje z łóżka. Skontaktowałem się z nią zaraz po panu.
– Jak daleko jest teraz Wenus? Jakiego opóźnienia propagacji możemy się spodziewać?
– Około stu milionów kilometrów – odpowiedział. – Wiadomość będzie szła pięć minut w jedną stronę i pięć minut z powrotem. Czyli dziesięć minut do uzyskania odpowiedzi.
– W takim razie wyślę wiadomość na ślepo. Proszę nadawać: „Nieznany kontakt przy Wenus, podaj swoje zamiary. Nie masz autoryzacji, by przebywać w tym rejonie. Jeśli niszczysz sprzęt należący do Sił Gwiezdnych, zostaniesz ukarany”.
Barrera spojrzał na mnie.
– Czy chcemy zaczynać od gróźb, sir?
– Wyślij to. Jeśli to ktoś z naszych, tym bardziej chcę mu pogrozić.
Sygnał został wysłany, a my czekaliśmy na odpowiedź. Tymczasem na stanowisko wbiegła major Sarin i wprowadziliśmy ją w sytuację. Wzięła na siebie komunikację, więc Barrera mógł ściągnąć z łóżek więcej ludzi. Wkrótce po najwyższym piętrze kręciła się cała grupa sztabowców z lekko zaspanymi twarzami, na których malował się niepokój. Pączki, kawa i bekon dotarły w samą porę.
Popijając kawę i żując pasek bekonu, wpatrywałem się cały czas w ekran. Od wysłania wiadomości zniknęły kolejne dwie miny. Z blisko półtora tysiąca wystawionych na początku, aktywnych pozostało obecnie około sześciuset. Pole minowe