Stara Flota. Tom 2. Wojownik. Nick Webb

Читать онлайн.
Название Stara Flota. Tom 2. Wojownik
Автор произведения Nick Webb
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-13-5



Скачать книгу

od tego, ile obcych jednostek uda się zlikwidować, zanim…

      – Nie, Russell, wasze bezpieczeństwo zależy od tego, czy będziesz dokładnie wykonywał moje rozkazy. Nie wiedziałeś o tym, gdy przyjmowałeś admiralskie szlify? Koniec dyskusji.

      Chorąży Diamond przyciągnął uwagę Grangera.

      – Kapitanie, obcy wykonali skok kwantowy. Wszystkie okręty Dolmasi zniknęły.

      Kapitan ze zniecierpliwieniem zapytał o najważniejsze:

      – No i? Co z okrętem Roju?

      – Również odleciał.

      – Proszę, powiedz, że transponder wciąż działa.

      Diamond przycisnął kilka klawiszy na swojej konsoli, marszcząc brwi. Potem podniósł wzrok i uśmiechnął się z satysfakcją.

      – Leci w kierunku Polaris w sektorze Jorgun.

      Granger pochylił się znowu nad komunikatorem.

      – Słyszałeś, Bill?

      Wyczuł od razu, że admirał Zingano również się uśmiecha.

      – Owszem. Myślę, że to wystarczy, aby rozpocząć drugą fazę operacji Topór.

      Głos admirała Azbilla zaskrzeczał w głośnikach. Ten człowiek zaczynał Grangerowi działać na nerwy.

      – Operacja Topór? Dlaczego nic o tym nie wiedziałem?

      – Bo nie musiałeś wiedzieć, Russell. Czemu się dziwisz?

      – Bo to mój świat, a dzisiaj zaatakowali go obcy! Gubernator Tungsten na pewno będzie chciał dokładniej poznać wasze plany, aby zatroszczyć się o bezpieczeństwo Nowego Dublina i…

      – Russell – przerwał mu Zingano z tłumioną, lecz wyczuwalną irytacją. – Naszym zadaniem jest obrona ludzkości. Oznacza to również obronę Nowego Dublina i właśnie to zrobiliśmy. Ale to nie znaczy, że będziemy się dzielić szczegółami planów strategicznych z oficerami, którzy nie muszą ich znać. Nigdy nie musieli i nigdy nie będą musieli. Czy to jasne? A teraz zabieraj tyłek na Nowy Dublin…

      – Jestem na Nowym Dublinie…

      – …i zajmij się organizowaniem obrony. Rój nie lubi przegrywać takich bitew. Założę się, że wróci tutaj za tydzień. Zawsze tak robią. – Zingano mówił, dopóki admirał Azbill nie umilkł. Wojna chyba każdemu szargała nerwy.

      – Ale jego włączasz w swoje plany. Człowieka, który wrócił. Pieprzonego Procarza, który zapewne jest ruskim agentem. Nie zaprzeczaj, Bill. Nawet prezydent ma wątpliwości.

      Zapadła cisza. Granger uśmiechnął się zawadiacko do załogi mostka, a kilka osób odpowiedziało mu podobnymi uśmiechami.

      Zingano westchnął.

      – Admirale Azbill, jest pan zwolniony. Proszę się zameldować w siedzibie CENTCOM-u na Ziemi za dwa dni. Pański zastępca zjawi się do tego czasu. Zingano, bez odbioru.

      Na łączach zatrzeszczało, gdy przynajmniej jedno z połączeń zostało zamknięte.

      – Jesteś tam jeszcze, Tim? – rozległ się głos Zingana.

      – Jasne, Bill.

      – Musimy porozmawiać. Ty, ja, Proctor i wszyscy ze sztabu, którym ufam.

      Interesujące. Intrygujące nawet, że admirał wymienił Proctor, a jeszcze bardziej, że wskazał jednoznacznie Grangera i Proctor jako tych, którym ufał. Obecnie zaufanie było zjawiskiem bardzo rzadko spotykanym w kręgach CENTCOM-u, pomimo trwającej inwazji i rządów prezydent Avery, która zmieniła swój kraj i stowarzyszone z nim planety w ogromną machinę wojenną.

      – W punkcie zbornym?

      – Tak. Spotkajmy się tam za dobę. Zingano, bez odbioru.

      Punkt zborny. Koordynaty tego miejsca były tajne i znała je tylko garstka, w tym Zingano, Granger, Proctor i może jeszcze dwóch lub trzech admirałów. Oraz prezydent Avery.

      Kapitan zwrócił się do chorążego Prince’a, ale nie usiadł przy swojej konsoli. Patrzył na pusty fotel pierwszej oficer.

      – Wracajmy na Nowy Dublin. Zabierzemy nasze myśliwce i pierwszą. Załoga może opuścić stanowiska bojowe. Rozpocząć naprawy i zająć się rannymi.

      ROZDZIAŁ 12

      Sektor Eyre, Nowy Dublin

      Niska orbita

      Zostały tylko dwa duże okręty Roju. Pomimo przeciwności losu jeden mieli już z głowy. Po twarzy Volza spływał pot, w ogniu walki uszkodzony został system podtrzymywania życia, na domiar złego kokpit się przegrzewał. Na szczęście pilot w kombinezonie miał zapas tlenu na co najmniej dwadzieścia cztery godziny, upał jednak dawał mu się we znaki. Eskadra Volza zniszczyła ostatnią wieżyczkę antymaterii na najbliższym okręcie i skierowała się do ostatniego.

      – Panie i panowie, jeszcze tylko jeden. Wysadzimy go, a potem polecimy porządnie się nawalić i podejmować nieodpowiedzialne decyzje.

      – Za późno – odparła Strzała. – Już jesteśmy pilotami.

      Chojrak się uśmiechnął.

      – Proszę pani, jestem szanowanym, praworządnym obywatelem… – Przerwał, aby krótką serią zestrzelić zabłąkany myśliwiec Roju. Na ekranie zobaczył inną eskadrę otoczoną jednostkami wroga.

      – Za mną, drodzy państwo. Musimy wyciągnąć Strykera z tarapatów.

      Zmienili kurs i ruszyli w kierunku miejsca potyczki.

      – Dziękujemy uprzejmie, Chojrak!

      Rozpoznał głos Hycla, starego kolegi z dywizjonu. Volz przelotnie wspomniał dawną jednostkę. Hycel, Grucha, Zygzak, Chojrak – dwójka już nie żyła, a na kolejną kostucha ostrzyła sobie zęby.

      – Trzymajcie się, Hycel, zaraz tam będziemy! – Przerwała mu eksplozja. Jeden z myśliwców eskadry Strykera zmienił się w kulę ognia, trafiony skoncentrowanym ogniem. Chojrak zaklął, jego eskadra rozpoczęła atak i po kilku sekundach było już po wszystkim. Zerknął na ekran detektorów. Ostatni okręt Roju został unieruchomiony pod zmasowanym ogniem krążowników. W przestrzeni znajdowało się jeszcze kilkadziesiąt myśliwców Roju, ale starcie dobiegało końca, ograniczało się do niszczenia niedobitków. Volz zauważył, że „Wojownik” powrócił z pościgu za okrętem wroga, i wkrótce usłyszał w słuchawkach głos komandora Pierce’a.

      – Dobra robota, wszystkie jednostki, wracać do hangaru. Hycel i Chojrak, wasze eskadry osłaniają resztę przed zabłąkanymi jednostkami Roju.

      Zabłąkane jednostki stanowiły element taktyki przeciwnika. Po zakończeniu bitwy zawsze pozostawało trochę obcych myśliwców, które próbowały się wedrzeć do hangarów „Wojownika” wraz z powracającymi pilotami. Czasami przeprowadzały nawet samobójcze ataki.

      – Chojrak – w słuchawkach zabrzmiał głos Hycla – osłaniajcie rufę, my zajmiemy się dziobem. Jak wszyscy już wylądują, odprowadzę swoich, potem wasza kolej.

      – Przyjąłem, ruszamy na pozycje.

      Volz poprowadził eskadrę w pobliże hangaru i ze swoimi ludźmi zaczął patrolować przestrzeń wokół rufy, podczas gdy kolejne eskadry schodziły do lądowania. Chojrak był bardzo skrupulatny. Zaglądał w każde zagłębienie kadłuba i szukał na detektorach jakichkolwiek kontaktów. Myśliwce Roju potrafiły jednak wyłączyć wszystkie systemy i ograniczyć do minimum sygnaturę elektromagnetyczną. „Wojownik” był dostatecznie