Star Force. Tom 1. Rój. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Star Force. Tom 1. Rój
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-19-7



Скачать книгу

niektóre programy, próbujące same się zainstalować i uaktualnić, obojętnie jak skuteczne mogło ci się wydawać ich odinstalowanie.

      Nagle w głowie zaświtała mi nowa, straszna myśl.

      – Alamo, nie zrzucaj ludzi będących w tej chwili na pokładzie. Zostaw ich na statku. Chcę z nimi porozmawiać.

      – Wszyscy uczestnicy misji pozyskiwania zostali uwolnieni po jej przerwaniu.

      Potarłem twarz dłońmi. Bezwiednie chwyciłem się palcami za włosy, jakbym próbował wyrwać je sobie z głowy. Szarpnąłem tak mocno, że aż krzyknąłem z bólu.

      – Uwolnieni – wykrztusiłem z trudem. – Czy to znaczy, że ich po prostu wyrzuciłeś?

      – Tak.

      Właśnie zabiłem nieznaną mi liczbę osób. Chciałem spytać, ilu ich było, kim byli, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. Takie informacje nie przysłużyłyby się mojemu zdrowiu psychicznemu.

      Nim statek zadrżał po raz drugi, pozbyłem się poczucia winy, wywołanego kolejną pomyłką, owocującą ofiarami w ludziach. Przynajmniej częściowo. Dowodzenie tym statkiem oznaczało wzięcie na siebie nie lada odpowiedzialności. Alamo zatrzymał się, a więc znów byliśmy w Kalifornii.

      „Ciekawe – pomyślałem przelotnie – czy statek porwał Dave’a Mittersa z jego radiowozu, czy poddał go kilku testom przed zrzuceniem na ziemię?”

      Strzały ucichły nagle, potem nie słyszałem już żadnych krzyków, więc może jednak nie? Może po prostu zabił go tym zielonym promieniem? Tak czy inaczej, byłem pewien, że Dave nie żyje.

      Próbowałem odegnać od siebie te myśli. Uznałem, że jeśli teraz tylko porozmawiam z okrętem, zadam mu kilka pytań, powstrzymam się od komenderowania, to prawdopodobnie uda mi się nikogo nie zabić. Może i osiągnę przez to mniej, ale przynajmniej nie spowoduję kolejnych nieszczęść. Taką miałem nadzieję.

      – Alamo – powiedziałem, próbując wypracować sobie właściwe podejście – gdzie jest twoja załoga? Co próbujecie osiągnąć?

      – Generowanie wyczerpujących odpowiedzi.

      Sformułowanie dające do myślenia. Pytania powinny być bardziej szczegółowe.

      – Poza mną i moimi dziećmi, czy na pokładzie są w tej chwili jacyś ludzie?

      – Nie.

      – Czy poza czwórką ludzi są w tej chwili na statku inne istoty żywe?

      Do tej pory w głosie statku nie słyszałem śladu wahania, ale teraz odpowiedź padła z kilkusekundowym opóźnieniem.

      – Sformułowanie niejasne.

      „Sformułowanie niejasne”? Z jakiegoś powodu taka reakcja na pytanie zmroziła mi krew w żyłach. Co może być przyczyną niepewności? Nasuwały się dziwne wnioski. Czyżby na statku byli jacyś zombie? Istoty zamrożone? Roboty, które można byłoby uznać za żywe?

      Wpadłem na pewien pomysł, moim zdaniem całkiem dobry.

      – Alamo, jesteś na pokładzie statku. Czy uważasz się za istotę żywą?

      – Niejasne.

      Skinąłem głową. W innych okolicznościach może nawet bym się uśmiechnął, ale teraz tylko zacisnąłem wargi. Czegoś się jednak dowiedziałem. Statek rzeczywiście był sztuczną inteligencją. Czy coś takiego żyje? Według mnie nie, ale on mógł mieć w tej kwestii inne zdanie. Nie miałem zamiaru rozpoczynać teraz bezsensownej filozoficznej dyskusji czy przeprowadzać testu Turinga. To przecież w sumie bez znaczenia.

      – Alamo, czy ta część statku to mostek?

      I znów to wahanie. Czy to ogromna ilość procedur rekursywnych zajmowała mózg istoty, wywołując te opóźnienia?

      – To sala dowodzenia misją główną. Ma możliwości gdzie indziej niedostępne.

      Aha, czyli rzeczywiście jest to mostek.

      – Czy mogę prowadzić stąd statek?

      – Tak.

      Gwałtownie zaczerpnąłem powietrza. Dopiero teraz przez głowę przeleciała mi myśl, że mogą przecież istnieć inne, podobne statki. Czy latają tylko nad Ziemią? Żołądek ścisnął mi się na tę myśl jak przy skoku z wielkiej wysokości.

      – Ile jest okrętów takich jak ten, Alamo? – spytałem.

      – Brak informacji.

      „Precyzja” – napomniałem sam siebie. „Masz pytać o szczegóły”.

      – Ile jednostek takich jak ta znajduje się w tej chwili do piętnastu kilometrów nad powierzchnią Ziemi?

      – Siedemset czterdzieści sześć.

      Przycisnąłem dłoń do ust. Toż to inwazja! Aż do tej chwili uważałem się za wyjątek, za kogoś takiego jak ci ludzie w telewizji opowiadający, że porwało ich UFO, a obcy z kosmosu przeprowadzali na nich badania. Raptem musiałem przestać uważać ich za wariatów. Być może tak się składa, że oni wszyscy mówili prawdę!

      – Czy wszystkie poszukują personelu dowódczego, tak jak ty go poszukiwałeś?

      – Nie.

      – Ile znalazło personel dowódczy i przerwało misję poszukiwawczą tak jak ten?

      – Czterdzieści jeden.

      A więc większość nadal szukała. Ile osób zabiły… nadal zabijały… jednostki takie jak Alamo, kiedy my tu sobie tak miło gawędziliśmy? Nie potrafiłem jakoś uwierzyć, by siły zbrojne świata zlekceważyły inwazję. Czy w moją stronę zmierzały już samoloty wojskowe? Czy rozwalą mnie na drobne kawałki?

      – Alamo, czy atakują je… samoloty?

      – Nieznane.

      – Nie komunikujesz się z innymi statkami?

      – Statki z personelem dowódczym komunikują się między sobą. Inne statki szukają personelu dowódczego.

      Nie byłem sam! W głowie kręciło mi się od pomysłów.

      – Czy mogę… – zacząłem, przerwałem i postanowiłem wydać rozkaz. – Alamo, połącz mnie z innymi jednostkami. Chcę się z nimi skomunikować.

      – Kanał komunikacji otwarty.

      Odchrząknąłem.

      – Halo? – powiedziałem niezbyt pewnie. – Halo, czy ktoś mnie słyszy?

      Po kilkunastu sekundach odezwał się szorstki głos z brytyjskim, czy może australijskim akcentem.

      – A to kto? Wyłącz się, to kanał ogólnodostępny.

      Głos wydawał się dobiegać ze ścian, wszystkich jednocześnie, tak jak głos samego Alamo. Rozejrzałem się, jakbym oczekiwał, że gdzieś pojawi się twarz mówiącego. Pomyślałem, że mógłbym nakazać Alamo, żeby mi ją pokazał, ale uznałem, że to nie jest najlepszy pomysł. Kiedy poprzednio zażyczyłem sobie czegoś w sumie podobnego, omal nie zapłaciłem życiem.

      – Nie rozumiem, co masz na myśli, mówiąc o kanale ogólnodostępnym. Dopiero co dotarłem na mostek, nie mam zielonego pojęcia, co się dzieje. Czy to jakaś operacja wojskowa?

      – Nadałeś swojej jednostce jakieś imię? Jeśli nie, zrób to, a potem otwórz kanał bezpośredni do Snappera. A teraz zwolnij ten kanał. Zamknij się. Snapper, koniec transmisji.

      Odetchnąłem głęboko, po czym wydałem rozkaz nawiązania połączenia ze Snapperem. Znów usłyszałem szorstki głos.

      – Podaj swą nazwę!